Donald Tusk ogłosił, że nie będzie kandydował w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. No to ogary poszły w las! Oświadczenie Tuska traktuję jako rozpoczęcie kampanii prezydenckiej na całego. Tym samym poczułem, że powinienem o tym coś napisać. Nie lubię zamieszczać tekstów dzień po dniu, ale sytuacja przyspieszyła i z pewnymi przemyśleniami chciałbym być pierwszy. Mam nadzieję, że Grzegorz Schetyna za parę tygodni znowu nie pozbawi mnie satysfakcji bycia trafnie przewidującym.
Nie wiem czy informacje o wysunięciu Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza na kandydatów na sędziów Trybunału Konstytucyjnego oraz ogłoszenie Antoniego Macierewicza marszałkiem seniorem w Sejmie, ma związek z wyborami prezydenckimi, ale można to skwitować, że PiS gra swoje. Na ile przy tym wyjdzie na swoje, to już inna kwestia.
Zastanawiam się nad wyborami prezydenckimi i dochodzę do wniosku, że będą one najważniejsze od czasu wyboru Lecha Wałęsy. Jeszcze nigdy w układzie rząd – prezydent z jednej partii nie było to tak groźne dla Polski. Mam na myśli oczywiście układ rząd – prezydent z PiS-u. Tymczasem patrząc na rozwój wydarzeń po nie-pisowskiej stronie, nabieram wątpliwości czy rzeczywiście Władysław Kosiniak – Kamysz byłby w stanie wygrać z kandydatem PiS-u. To, że Kośniak – Kamysz ma na to szanse, było pierwszą moją myślą po zapoznaniu się z wynikami wyborów parlamentarnych. Teraz dostrzegam tu duży problem, który może narastać. Chodzi o to, że pierwsza tura wyborów prezydenckich zapowiada się jako ostra rywalizacja przede wszystkim między dwoma kandydatami. I nie będzie jednym z nich kandydat PiS. To będzie ostry, a nawet brutalny bój między Kosiniakiem – Kamyszem, a Małgorzatą Kidawą – Błońską. Tłem tej walki będzie przede wszystkim przetrwanie Platformy Obywatelskiej jako największej i najważniejszej partii opozycyjnej. Wczoraj napisałem, że PO nie jest już szczytowym drapieżnikiem w politycznym łańcuchu pokarmowym. Wynik wyborów prezydenckich może albo to utwierdzić, albo sprawić, że PO ponownie stanie się tym szczytowym drapieżnikiem. Stanie się tak w wypadku przejścia Kidawy – Błońskiej do drugiej tury, a jeszcze lepiej wygrania z kandydatem PiS-u. W wypadku, gdy do drugiej tury przechodzi Kosiniak- Kamysz dla PO jest źle, a jeszcze gorzej, gdy pokona on kandydata PiS-u. Wynika z tego, że PO będzie musiała się koncentrować na pokonaniu lidera PSL-u, zostawiając walkę z kandydatem PiS-u na drugą turę. W razie porażki w pierwszej turze, liderom PO w drugiej turze bardziej będzie zależało na zwycięstwie kandydata PiS-u, bo to paradoksalnie ratuje ich pozycję jako największej siły opozycyjnej. Osłabionej, ale nadal największej.
Poparcie Donalda Tuska dla Kosiniaka – Kamysza sytuację skomplikuje i zaostrzy. Mam wrażenie, że Tuskowi zależy już nie tyle na PO, co na politycznym zamordowaniu Grzegorza Schetyny. W polityce, gdy w grę wchodzą osobiste ambicje, to nikt jeńców nie bierze. Póki co w PiS mogą zacierać ręce. Przy takim rozwoju wydarzeń w dwóch trzecich liczby możliwych wariantów przebiegu wyborów, wygrywa ich kandydat.
A Państwo sądzicie, że Grzegorz Schetyna znowu pozbawi mnie satysfakcji?
Andrzej Szlęzak
za: FB
Przecież Kosinoiak-Kamysz nie steruje w II turze sam… zgarnie całe poparcie antyPISu… to Duda ma problem, bo PIS koalicjantow miałby szukać w PSLu i KONFEDERACJI, które tak niedawno próbował zaorac.
Konfederaci zagłosują na Dudę, albo zignorują wybory. W ogóle z Konfederacją jest ten problem, że oni jadą po PiS-ie, ale tak długo, jak PiS ma niezachwianą pozycję. Jeśli pojawi się cień szansy, że PO wygra wybory, to konfederaci zaczną wspierać PiS. W ogóle preferencje konfederatów są następujące (od najbardziej przychylnych do najmniej):
1. Konfederacja
2. PiS
3. PSL
4. PO
5. Lewica
DobroZmiency nazywają Konfederatow agentami Putina, a ci na nich głosują…
To wszystko tylko dywagacje. Jak na to nie patrzeć to tragedia dla Polski. A co myślicie o Radku Sikorskim i konfrontacji z Dudą. Wydaje mi się żu tu jeszcze większym problemem mogłaby być pierwsza dama.
W II turze stronstronnictwo Dudy poobrazali wszystkich potencjalnych koalicjantow, a zatem… jest spore prawpodobieństwo, że przegrałby nawet sarna z krzesłem.