Wielomski: Neokolonializm i biopolityka nad Wisłą

Ponad dwadzieścia lat temu w jednej z powstających wtenczas szkół niepublicznych dostałem propozycję prowadzenia zajęć z historii państwa i prawa. Kurs miał być dla studentów prawa, podczas gdy ja byłem z wykształcenia politologiem i na moich studiach zajęcia z tej tematyki zaczynały się wraz z Renesansem – gdy powstawały nowoczesne państwa – podczas gdy tutaj miałem prowadzić go zaczynając od Średniowiecza. Dlatego pierwsze zajęcia wymagały ode mnie nieco wysiłku i lektur w bibliotece. Piszę o tym, ponieważ pamiętam, że czytałem wtenczas między innymi stary, jeszcze mocno komunistycznym językiem napisany tekst o państwowości polskiej za Piastów. Jego autor, którego nazwiska po tylu latach już nawet nie pamiętam, zaczął go od stwierdzenia, że niepodległość państwa średniowiecznego można rozpatrywać w kilku wymiarach: politycznym, ekonomicznym i ideologicznym. Ten ostatni przymiotnik pobudził mnie mocno do myślenia, ponieważ na studiach uczono mnie, że państwo suwerenne samo podejmuje decyzje w zakresie polityki i swojej ekonomii, ale suwerenność ideologiczna?

Dziś, po prawie ćwierćwieczu, doceniam mądrość i przenikliwość tamtego autora. Nie ma wątpliwości, że istnieje coś takiego jak suwerenność czy niepodległość ideologiczna. To mieli na myśli najpierw marksista włoski Antonio Gramsci, a za nim nowo-prawicowy Alain de Benoist, piszący i nauczający o „władzy kulturowej”. Kultura i ideologia są oczywiście narzędziami władzy i dlatego w stosunkach międzynarodowych często mówi się o miękkiej władzy („soft power”), towarzyszącej lub nie potędze polityczno-ekonomiczno-militarnej („hard power”). Dlaczego konstatacja taka blisko ćwierć wieku temu wywołała u mnie takie zdziwienie i pobudziła mnie do bibliotecznej medytacji? Dlatego, że jako stosunkowo świeży absolwent studiów politologicznych jakby nie miałem świadomości wagi tego czynnika. Kiedy studiowałem politologię, to uczono mnie o instytucjach politycznych i prawnych, o partiach, ideologiach i doktrynach, o socjologii polityki, o polityce światowej, etc. Ale w programie zgoła nic nie było o roli kultury i ideologii dla ustanowienia panowania lub posłuszeństwa politycznego.

Myślę, że moi czcigodni Profesorowie, którzy uczyli mnie na studiach, nie pominęli tego problemu świadomie. To był początek lat dziewięćdziesiątych, gdy właśnie obalono władzę PZPR i jej „urzędową” ideologię marksizmu-leninizmu. I wtedy jeszcze wszyscy wierzyli w wolność polityczną, wolność słowa, wolność myśli, wolność szerzenia i wymiany idei. Wystarczyło tylko nauczyć ludzi jak mają wyglądać instytucje liberalno-demokratyczne, jak się po nich poruszać, założyć partię polityczną, pokazać się w telewizji. Wierzono jeszcze, że o wszystkim decyduje racja, program, idee, które wyrażają naszą wolność, a nie panowanie nad kimś.

Rzeczywistość następnych trzydziestu lat brutalnie zweryfikowała te liberalne i wolnościowe mrzonki! Po jakimś czasie do nas dotarło, że nie ma „wolnych mediów”, „niezależnej telewizji” i „obiektywnych gazet”. Wszystko, czy prawie wszystko to, co miało być neutralne, w rzeczywistości komuś i czemuś służyło, a wszechobecna ideologia wolności myśli, prasy, słowa pisanego i mówionego była dobrze zakamuflowaną ideologią triumfującego wtenczas na świecie neoliberalizmu. Mieliśmy wierzyć w wolność gospodarczą, aby na „wolnym rynku” międzynarodowe korporacje mogły za bezcen wykupić i złupić polską gospodarkę w procesie tzw. prywatyzacji. Mieliśmy wierzyć w wolność słowa, aby zachodnie media mogły ustanowić swój dyktat, przejąć nasze i narzucić wszystkim panujący język dyskursu. Mieliśmy wierzyć w idee „wolnego świata”, abyśmy uznali, że właściciele i mocarstwa strony „wolnościowej” mają rację w sporach politycznych z „wrogami wolności”. Gdy mówiono nam o wolności, tam zachodni politycy widzieli hegemonię własnych państw nad Polską. Gdy mówiono nam o rynku, tam zachodni biznesmeni widzieli „prywatyzacyjne okazje” i likwidację ustawodawstwa chroniącego pracowników harujących w ich firmach. Gdy mówiono nam o wolności myśli, to znaczyło to, że zachodnie media ustanowią swoją hegemonię medialną i narzucą własny sposób myślenia. Gdy naukowców nauczano o zasadach „nauki wolnej od ideologii”, znaczyło to, że będą w niej panować idee liberalno-demokratyczne. Wolność w świecie zachodnim nie polega na tym, że się myśli, mówi i robi to, co chce, lecz to, że powtarza się slogany za właścicielami tego świata i uważa się, że jest się wolnym. Mateusz Morawiecki w swoim słynnym podsłuchanym bon mocie mówi, że „Polska należy do kogoś z zewnątrz”. Owszem, należy i jeśli chcesz spokojnie pracować, zarabiać i żyć, to musisz mówić to, co powiedzieli ci w telewizorze nasi zewnętrzni właściciele.

Nielubiany i krytykowany przeze mnie francuski postmodernista Michel Foucault wprowadził do dyskusji o polityce pojęcie „biopolityki”. To nic innego jak polityka mająca na celu ukształtować ludzką świadomość. Zwycięstwo biopolityczne polega na tym, że nie tylko zwyciężymy wroga, lecz wmówimy mu – dzięki indoktrynacji i technikom pijarowskim – że mieliśmy rację, iż jest dlań lepiej, że przegrał. W efekcie, wróg zaczyna marzyć, aby myśleć i oglądać świat z perspektywy zwycięzcy. Chce stać się taki, jak zwycięzca. Tak wyglądało zwycięstwo Zachodu nad Blokiem Wschodnim, a przynajmniej nad krajami naszej części Europy, gdyż zachodnia biopolityka ostatecznie przegrała w Rosji, a dziś walczy o opanowanie Białorusi i Ukrainy. W 1989 roku wszyscy Polscy utożsamiali wolność ze Stanami Zjednoczonymi, a niewolę z Rosją. Wierzyli, że wolny rynek jest najlepszym systemem, a szczytem marzeń jest sprywatyzowanie wszystkiego inwestorom z Ameryki i z Niemiec. Byli przekonani, że wykup naszych banków jest wzmocnieniem naszej gospodarki, a zainstalowanie tutaj wysokonakładowych i posiadających gigantyczne zasięgi mediów korporacyjnych zbuduje w Polsce upragnioną wolność słowa. Konserwatyści w Polsce wzorowali się na amerykańskich neokonserwatystach – w istocie będących ogarniętymi antyrosyjską obsesją trockistami, którzy nie mogli wybaczyć Rosjanom, że poparli Stalina przeciwko Trockiemu. Katolicy polscy stali się tzw. teokonserwatystami, czyli uwierzyli w doskonałość amerykańskiego rozdziału państwa od kościołów, przy jednoczesnym mieszaniu w jeden system wszystkich systemów teologiczno-konfesyjnych, na końcu którego to procesu przywitali się z „wartościami judeochrześcijańskimi”, jakby zapominając, kto – wedle kanonicznych Ewangelii – krzyczał „Uwolnić Barabasza!”. Bardziej umiarkowani katolicy zakochali się w niemieckiej chadecji, żywiąc się obficie jej grantami. Z kolei polska lewica porzuciła kwestie społeczne, stając się groteskową karykaturą zachodniego lewicowego liberalizmu, gdzie w roli „podmiotu historycznego” ubogiego zastąpili homoseksualiści, feministki i lesbijki.

Prawda jest taka, że Polacy masowo przegrali wojnę o tożsamość, w wojnie biopolitycznej ponosząc gigantyczną klęskę. Naród, który miał najmniej zaufania do państwowej telewizji w całym bloku wschodnim i zachowywał najwyższy krytycyzm wobec oficjalnej ideologii, stał się dziś gromadą wierzącą w każde twierdzenie płynące z telewizorów, bez względu na to czy dotyczy to covida, szczepień i noszenia namordników, Rosji i Ukrainy, etc. Ważne, aby wszystkie stacje codziennie, ustawicznie i zgodnie w danej sprawie mówiły to samo. Dziś, na naszych oczach, upowszechnia się płynąca z wielkich mediów religia klimatyzmu. I ludzie w te brednie też wierzą, gdyż przegrali walkę biopolityczną, utracili swoją tożsamość i zdolność do krytycznego myślenia. W to miejsce stali się wyszczepionymi aktywistami klimatycznymi, walczącymi z „nietolerancją i homofobią”, uważającymi się w dodatku za „sługi narodu ukraińskiego”. Naród podzielony został przez sprytną socjotechnikę na dwa zwalczające się plemiona „lemingów” i „pelikanów”, które niczym nie różnią się w stopniu indoktrynacji i zidiocenia.

Polacy przegrali wolne i suwerenne państwo po II Wojnie Światowej i zostali poddani powierzchownej komunizacji. Ale wojnę biopolityczną wygrali, gdyż nie dali się zindoktrynować w duchu marksizmu-leninizmu. Niestety, przegraliśmy wojnę biopolityczną z liberalnym zachodem, ponieważ zakochaliśmy się w świecie protestancko-germańsko-anglosaskim, który gardzi nami jako Słowianami i katolikami. Z racji plemienno-konfesyjnych uważa, że jesteśmy gorszymi ludźmi. Mając własne interesy ekonomiczne, polityczne i militarne Zachód mógł nas wpuścić do NATO czy Unii Europejskiej, ale jako tych gorszych, stojących w przedpokoju, których się poucza, wykorzystuje, wykupuje i wyzyskuje. Z radością zaakceptowaliśmy tę rolę, i nadal ją akceptujemy, gdyż mamy kompleksy niższości, a mamy je, ponieważ przegraliśmy wojnę biopolityczną. Przegrawszy ją, chcemy być takimi, jakimi są ci z Zachodu, a szczególnie z Ameryki. Pogardzamy Rosjanami, gdyż oni nie chcą klęczeć przed Zachodem tak, jak my klęczymy.

W stanie tego psychicznego uzależnienia bezrefleksyjnie przyjęliśmy wszystkie zachodnie idee, ideologie i instytucje. Nie przyjmowaliśmy ich na naszych warunkach i nie modyfikowaliśmy ich zgodnie z własnym usposobieniem. Dostaliśmy warunki przyjęcia en bloc od wymarzonego Zachodu i zaakceptowaliśmy je jeszcze zanim je nam dokładnie przedstawiono. Tym samym utraciliśmy naszą suwerenność „ideologiczną”. Uznaliśmy, że jesteśmy tylko małymi uczniami Zachodu, który jest naszym mistrzem i ma z tego powodu prawo nas pouczać, dyscyplinować, karać. W poczuciu niższości oddaliśmy zagranicznym korporacjom całą naszą gospodarkę, bankowość, media. Staliśmy się tylko tubylcami zamieszkałymi na przestrzeni należącej „do kogoś z zewnątrz” i jeszcze cieszymy się z tego faktu, gdy zagraniczni przybysze rozdadzą nam kilka paciorków, poklepią po plecach, pochwalą w przemówieniu powitalnym lub na łamach zagranicznej gazety. Oto neokolonializm absolutnie doskonały.

Jesteście z siebie dumni?

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 138 Average: 4.8]
Facebook

30 thoughts on “Wielomski: Neokolonializm i biopolityka nad Wisłą”

  1. „Konserwatyści w Polsce wzorowali się na amerykańskich neokonserwatystach – w istocie będących ogarniętymi antyrosyjską obsesją trockistami, którzy nie mogli wybaczyć Rosjanom, że poparli Stalina przeciwko Trockiemu.”

    Większej bzdury w życiu nie czytałem :-/ Akurat neocons nie za wiele rozumieją i w zasadzie nie pamiętają sporu Stalina z Trockim. A czy ktoś w ogóle orientuje się, jak się obecnie trzymają neocons w GOP? Są tam jeszcze, czy może przeszli transformację ideową?

  2. „Diabeł ubrał się w ornat i na mszę dzwoni” – a co pan robił w „Najwyższym Czasie” od pocz. lat dziewięćdziesiątych XX w. Nie przybliżał nam pan w wersji ordynarnej wolnego, zachodniego rynku! Nie wspierał korwinowskiego permisywizmu obyczajowego od prawa (gdyż od lewa robiła to m. in. Gazeta Wyborcza) i XIX wiecznego drapieżnego amerykańskiego kapitalizmu, wolnego masońskiego świata wartości zachodnich! To dzięki ludzim takim jak pan mamy podmienioną świadomość (biopolitykę!? – nawet teraz jest pan sługusem zachodniego Michela Foucault). Obecnie musimy robić to co jest konieczne (polityka realna, a nie straceńcza. Nagle mamy walczyć o niepodległość z kosą w ręku, gdyż wszystkiego innego nas rządy suwerenno-korowskie i korwinowskie, prozachodnie pozbawiły!). Na dziś by realnie zachować byt biologiczny narodu polskiego i status podmiotowości politycznej polskiej, a nie Polin czy Ukropolin, musimy iść na układ z UE (i Niemcami) i postawić na PO – opozycję, w gruncie rzeczy na tzw. kompradorów – krajowców. Proszę, zobaczyć, że wśród nich są sami Polacy (Kosiniak-Kamysz, Hołownia, Tusk (Kaszub) Czarzasty, Biedroń). Zrospaczony Zandberg że tak mało naszych, nawet nie stanął przy nich w momencie podpisania umowy koalicyjnej. A jak było w PiS kompradorów – neokonów: Kaczyński, Morawiecki, Maciarewicz, Naimski, Fogiel, Muller, Szefernaker itp. No żyć, nie umierać! I dlatego należy pójść na układ z UE i Niemcami by przetrwać, a jednocześnie bezwzględnie pozbyć się takich ludzi z przestrzeni publicznej jak pan (udawanych narodowców, konserwatystów, chadeków itp).

      1. Kewin Kormik pisze:”Nie było rządów korwinowskich”. Oczywiście, że nie, ale gdyby Pan przeczytał dokładnie wpis, to zrozumiałby, że Korwin z oddali i w pozornej opozycji współdziałał z korowskimi neokonami przez dziesięciolecia propagując wyprzedaż polskiej gospodarki (walka o wolny rynek, propagowanie drapieżnego kapitalizmu, permisywizmu obyczajowego itp). K-M był faktycznie propagatorem polityki balcerowiczowskiej, wobec której nigdy wprost nie wystąpił. Nieformalnie to on rozpoczął w 1992 r. w porozumieniu z A. Macierewiczem akcję dekomunizacyjną, która niczego nie przyniosła, a tylko skutecznie podzieliła społeczeństwo na dwa plemiona, którymi zarządzała do 2007 r. dawna lewica solidarnościowa z 1980/81 r (KOR) i całkowicie wraz z postomunistami zbudowała kompradorski system władzy w Polsce, doprowadzając ją do całkowitego skolonizowania gospodarczego, politycznego i kulturowego przez „kolektywny zachód”( w opisie sytuacji A. Wielomski ma tu pełną rację, przy czym po piłatowsku umywa ręce). Sytuacja zmieniła się za rządów PO/PSL (2007-2015), gdy spod lewej stony KOR w zasadniczej części wyrwała się PO/PSL, tworząc własną koncepcję kompradorskich rządów w Polsce w oparciu o UE i budujące swoją politykę Niemcy (wraz z Francją) w opozycji do USA i taktycznego (gospodarczego) sojuszu z Rosją i Chinami. Odpowiedzią było zwycięstwo PIS w 2015 r. i rozpoczącie własnej polityki sojuszu z USA i Izraelem przeciwko Niemcom i Rosji. Jednakże, po wybuchu wojny na Ukrainie w 2022 r. PiS tak się zatracił w realizowaniu polityki USA kosztem elementarnych interesów polskich (Polacy sługami Ukraińców), że część pisowców, zwłaszcza nieliczna inteligencja polska postsolidarnościowa, która opowiedziała się za PiS (zwiedziona sojuszem duchowieństwa katolickiego z PiS, co było faktycznym oddaniem ludu katolickiego w atendę polityczną pisowskim kompradorom). W tej sytuacji, w obecnych wyborach (2023) część polskiej inteligencji postsolidarnościowej, do której zaliczam się i ja, zrobiła zwrot przerażona zdradą polskich interesów na rzecz tzw. Polin i Ukropolin. Również młodzież polska zrozumiała, że PiS rzuci ją jako mięso armatnie na wojnę z Rosją na Ukrainie, gdyż mięso armatnie ukraińskie już się kończy. W konsekwencji ku zaskoczeniu macherów z PiS, frekwencja skoczyła o niemożliwe dotąd aż 15% (to są głosy młodzieży, która przytomnie zagłosowała na PO) i 400 tys. głosów dotąd głosujących na PiS, a teraz na PO, Konfederację, III Drogę. To jest tajemnica przegranej PiS, ale większość komentatorów tegoż formu świadomie tego nie zauważa, pisaząc niestworzone dyrdymały.

    1. Tusk dowiedzial sie od Lecha Badkowskiego w wieku dwudziestu kilku lat , ze jest Kaszubem. W domu spiewal koledy po niemiecku. Rodzenstwo ojca bylo w NSDAP lub w przybudowkach. Tusk jest pochodzenia slowianskiego , ale w jakims stopniu zniemczonego. Pochodzenie kaszubskie , skoro o tym nie wiedzial, jest watpliwe. Przez stulecia ludnosc slowianska /polska naplywala do Gdanska z Pomorza , Kujaw i Wielkopolski i tracila swoja tozsamosc. Zalozenie, ze akurat Tusk z jest Kaszub jest intuicja Badkowskiego nie poparta faktami. Marian Mokwa mieszkal przed I WS w Gdansku. Potem byl obywatelem Wolnego Miasta , a pochodzil spod Inowroclawia

      1. Mirek pisze:
        12 listopada 2023 o 20:59 „Tusk dowiedzial sie od Lecha Badkowskiego w wieku dwudziestu kilku lat , ze jest Kaszubem”. Przykro mi, ale Pan sobie z nas kpi, albo nic nie wie o Kaszubach. Wystarczy przeczytać „Blaszany bębenek” G. Grassa, by zrozumieć, ze Kaszubi byli znaną grupą polsko-etniczną w Prusach już od pocz. XIX w. Tusk świetnie zna historię swoich porzodków, swojej rodziny, zwłaszcza po linii męskiej. Poza tym skończył historię w Gdańsku, więc o dziejach Kaszubów miał na pewno zajęcia (a pan chyba nie jest historykiem i dlatego jest pan najlepszym znawcą historii!??). Na koniec przytoczę fragment wywiadu z autorką książki o współczesnych Kaszubach Stanisławą Budzisz(za WP.PL): „Dziś otwarcie mówi: „Nosiłam w sobie wstyd pochodzenia”.
        „Kaszuby są stare, zhierarchizowane, rozmodlone, bardziej polskie niż Polska. Roztopiliśmy się w polskości. Nie jesteśmy jednością” (…) Wydawało mi się, że Kaszubi wkurzają się na to, że Polska ich nie rozumie. Okazało się, że żyjemy w bańce (…) W 2021 roku podczas spisu powszechnego po raz pierwszy zaznaczyła pani tylko „narodowość kaszubską”. Jest już pani ze swoją kaszubskością „dogadana”? Faktycznie to był pierwszy spis, w którym zaznaczyłam swoją kaszubskość i to jako jedyną identyfikację, ale nie ukrywam, że zrobiłam to dla statystyki. Dziś, jeśli miałabym określić swoją tożsamość powiedziałabym, że jestem przede wszystkim Kaszubką, ale też Polką. Choć w drzewie genealogicznym po mieczu i po kądzieli nie mam ani jednego Polaka, to jednak w pierwszej kolejności myślę po polsku, nie po kaszubsku. Przez całe życie byłam socjalizowana do tego, aby być Polką. Dzięki pracy nad książką uświadomiłam sobie jednak, że nie mam powodu, by wstydzić się swojej kaszubskości.

        1. Tusk dowiedzial sie o tym , ze jest Kaszubem w wieku dwudziestu kilku lat od Lecha Badkowskiego, Wynika z tego , ze , albo nie jest Kaszubem , albo nie znal historii swojej rodziny. Moj komentarz nie jest atakiem na Kaszubow w zadnym aspekcie . Tusk w swojej dzialnosci politycznej od 1989 roku zawsze wystepowal i wystepuje przeciwko interesowi Polski . Polityka firmowana przez Tuska polega na utrzymywaniu mieszkancow Polskiw w nedzy. Zreszta do tego samego sprowadza sie polityka firmowana przez PIS.

  3. A czemu pytanie do nas czy jesteśmy dumni? Jako wykładowca aspirował pan do elity intelektualnej. A jedyne głosy odmiennego myślenia szły że strony ludu patrz Andrzej Lepper .

    To że lud wierzy w mesjaszy to naturalne. To że wierzą w nich elity jest bardziej dla nich kłopotliwe . I jeśli coś Polskę uratuje to ten lud który się oddolnie jakoś dorabia i jeszcze trochę dzieci rodzi. Bo na pewno nie tzw elity polskie zatrudnione w szoł biznesie ideologicznym swoich zleceniodawców. Podstawowa nauka jest psychologia z wiedzą jak manipulować, i w ramach tej wiedzy stworzyła socjologię i inne szkółki artystyczne żeby tworzyć propagandę dla maluczkich. Jeśli chce się zrozumieć globalizm trzeba czytać Marksa. Tam jest wszystko opisane . Łącznie ze sprawa polską w globalnym planie i przede wszystkim rolą ideologii. Lenin powiedział że kino to najważniejsza że sztuk. A na drugą nóżkę protokoły mędrców . Z szoł biznesowa rolą parlamentu i pseudonaukach.

  4. No, ale to nie do końca prawda że „W 1989 roku wszyscy Polscy utożsamiali wolność ze Stanami Zjednoczonymi” i wierzyli bezkrytycznie w „wolny rynek”. Było całkiem sporo takich, którym się to nie podobało – to właśnie zresztą dlatego w 2001 wybory wygrało SLD. Ludzie uwierzyli, że SLD odwróci prywatyzację i niszczenie polskiej gospodarki – nie zdając sobie sprawy, że SLD także przeszło na pozycje neoliberalne i ci ludzie byli jednymi z tych, którzy uwłaszczyli się na prywatyzacji. Więc zmieniłbym to „wszyscy” na „ci, którzy decydowali o Polsce”.
    Poza tym zgoda, pomijając całkowicie zbyteczne wzmianki na temat Covida i klimatyzmu… 😉

  5. Tak, tak w wojnie biopolitycznej po 1989 roku Polska poniosła gigantyczną klęskę, a Rosja niemniej gigantyczne zwycięstwo. Polska gospodarka została złupiona, zniszczona i wykupiona przez „niepolski” kapitał, a rosyjska pozostała w rękach miejscowych miafiozów i oligarchów.

    I dzisiaj Polska jest opustoszałą ruiną z rozpadającą się infrastrukturą, gdzie wilcy wyją na ruinach dawnych osad, krainą nędzy i terroru szerzonego przez bezwzględne anglosaskie korporacje. A Rosja (i Białoruś) przeciwnie. Rozkwitającą nowoczesną gospodarką, z potężnym wzrostem, krainą wszelkich swobód i wolności która dogoniła i przegoniła już Amerykę i do której migrują miliony ludzi z Europy i Ameryki w poszukiwaniu dobrej pracy, wolności i lepszego życia.

    Wszyscy to wiedzą, zatem to prawda. 🙂

  6. Fanatyczny krzewiciel „postępu” Pilaster w myśl, o zgrozo, polskiego, a nie zachodniego przysłowia: o kozie, a autor o wozie. Jego oryginalna „myśl” zakłada, iż kolonialny przecież i bezwzględny w realizowaniu własnych egoistycznych interesów Zachód z dobroci serca i (chyba) bez własnego interesu (?), przygarnął nas, sieroty po upadku „komuny” i dokonał na nic nie wartych zgliszczach cudu, za który musimy mu być dozgonnie wdzięczni. Aż dziw bierze, że na tej strasznej Białorusi, infrastruktura, gospodarka i poziom życia jest na nawet niezłym poziomie, choć niższym niż w Polsce – ale oni pracują u siebie i dla siebie, my często w zagranicznych montowniach i (często pasożytniczych) usługach lub na zmywaku czy plantacji na Zachodzie, który pozbawił nas własnej, silnej gospodarki – w razie spodziewanego prędzej czy później ponadnarodowego kryzysu finansowego to Polska, silniej uwikłana w zachodnie banksterskie zależności, mocniej go odczuje.
    I pomyśleć, jak zamożna mogłaby być Polska, gdyby Polacy (w tym głupi Pilaster) nie dali się zaczadzić i kupić Zachodowi, już w latach 80. ubiegłego wieku i Polska stałaby się suwerennym rozgrywającym na styku Europy i Azji.

    1. Na Białorusi infrastruktura, gospodarka i poziom życia są na niskim poziomie. A byłyby na jeszcze niższym, gdyby nie subwencje ze strony Rosji.

      Kraje postkomunistyczne po 1989 roku miały do wyboru trzy drogi.

      1. Dać się skolonizować przez Zachód, przegrać wojnę biopolityczną, dać się wykupić przez zachodni kapitał. Polska, Czechy, Słowacja, Słowenia, Litwa, Łotwa, Estonia, częściowo Chorwacja i Węgry.

      2. Dać się zwasalizować z powrotem przez Rosję – Białoruś, częściowo Węgry i Serbia.

      3. Zachować „własną’ gospodarkę w rękach „własnych” mafiozów i oligarchów, zachowując godną i dumną suwerenność. Ukraina, Macedonia, Albania, Bośnia, Mołdawia.

      Odpowiedź na pytanie która grupa osiągnęła po 1989 największy sukces ekonomiczny i cywilizacyjny jest oczywista. 🙂

      Model zachodni zwyciężył nie dlatego, że został narzucony przemocą lub propagandą, ale dlatego, że jest najbardziej zbliżony do optymalnego (jeżeli nie wprost optymalny) ze wszystkich istniejących. Na pewno bardziej niż „ruski mir” – suwerenna oligarchiczna kleptokracja. Im bliżej ustrojowo dany kraj jest tego optimum, tym bardziej jest rozwinięty, cywilizowany i zamożny.

      „gdyby Polacy (w tym głupi Pilaster) nie dali się zaczadzić i kupić Zachodowi, już w latach 80. ubiegłego wieku i Polska stałaby się suwerennym rozgrywającym na styku Europy i Azji.”

      Tak samo jak Białoruś i Ukraina?

      1. Białoruś jest zaliczana zazwyczaj do krajów o średnio-wyższym dochodzie, co oznacza mnie więcej taki właśnie, a nie niski poziom „wszystkiego”, i znajduje się w klasyfikacjach o jeden poziom niżej od Polski, która pewną przewagę zawdzięcza właśnie swemu położeniu geopolitycznemu, w tym byciu swego rodzaju naturalnym „hubem”. I z tej racji, pomimo półkolonizacji przez Zachód, nie klepiemy biedy, ale też tkwimy na takim niesatysfakcjonującym i specyficznym poziomie i w takim układzie, który nie zapewnia przetrwania w razie ogólnoświatowego kryzysu, a nawet prowadzi do powolnego zwijania się Polski.
        Jasnym jest, że gdyby Polska nie poszła drogą „Solidarności”, nawet przy średnio rozgarniętych rządzących, z jednolitą narodowościowo populacją nie ciążącą ku Wschodowi, a raczej odwrotnie, korzystając ze wspomnianej pozycji geostrategicznej lepszej w pewnym sensie od innych podanych przez Pana państw, Zachód musiałby na korzystnych dla nas warunkach zabiegać o nasze względy, podobnie zresztą jak Wschód, a dzisiaj zwłaszcza Chiny. Efektem byłby zaś najprawdopodobniej niezależny, zamożny, wysoce rozwinięty kraj ze zdrowym moralnie, nastawionym pokojowo (ale z silną armią), nieszowinistycznym i rozwijającym się społeczeństwem.

      2. Węgry nie są zwasalizowane przez Rosję. Węgry są w największym stopniu zależne od RFN. W przeciwieństwie do Polski, nie są darzone jakimś szczególnym zainteresowaniem przez Anglosasów. Wpływy Rosyjskie oraz Tureckie pozwalają Węgrom jedynie na zrównoważenie wpływów niemieckich. Proszę też pamiętać, że Węgry są członkiem zarówno UE, jak i NATO, więc mówienie o wasalizacji przez Rosję jest nieporozumieniem.

  7. Sz.Pan Wrocławski,

    Dobrze, że poruszył Pan rolę w kształtowaniu umysłów rzesz młodych ludzi w latach 90- tych przez tzw. „wolnorynkowców” , ” korwinistów” .
    Łatwo było brylować na ugorze mentalności Solidarnościowej rozgrzanej przez pannę „S”.
    Poniżać Katolicką Naukę Społeczną o którą nikt się nie upominał, szczególnie katolicy. To miłe początki , a koniec to… wirtualny mentzenizm, pozytywka p.S.Michalkiewicza grająca melodie o złym PRL-u i dobrym Free Markecie,
    no i rzesze zwiedzionych ” Anty- PRL-izmem” , ” wolnym rynkiem” ,…z bezkrytycznym poczuciem wyższości e. Dobrym przykładem jest wsadzający na tym portalu swoje trzy grosze p.Pilaster. Na moją prośbę sprzed miesięcy by uzasadnił swoje motywy obrażania p.Prezydenta Republiki Białoruś do dzisiaj nie odpowiedział.
    Włożył Pan kij w mrowisko „Wolnorynkowców”, niech zejdą na ziemię .

  8. Polscy noekonserwatysci byli wcześniejsi niż amerykańscy. Nazywali się sanacją. Piłsudski zaś się bił z Trockim. Na ziemi polskiej PPS się podzielił i odeszło SDKPiL. Na ziemi polskiej PPS na nowo się połączył. A Słowianie oglądają ten teatrzyk na widowni rozjeżdżani walcem historii.

  9. Kewin Kormik pisze: ”Nie było rządów korwinowskich”. Oczywiście, że nie, ale gdyby Pan przeczytał dokładnie wpis, to zrozumiałby, że Korwin z oddali i w pozornej opozycji współdziałał z korowskimi neokonami przez dziesięciolecia propagując wyprzedaż polskiej gospodarki (walka o wolny rynek, propagowanie drapieżnego kapitalizmu, permisywizmu obyczajowego itp). K-M był faktycznie propagatorem polityki balcerowiczowskiej, wobec której nigdy wprost nie wystąpił. Nieformalnie to on rozpoczął w 1992 r. w porozumieniu z A. Macierewiczem akcję dekomunizacyjną, która niczego nie przyniosła, a tylko skutecznie podzieliła społeczeństwo na dwa plemiona, którymi zarządzała do 2007 r. dawna lewica solidarnościowa z 1980/81 r (KOR) i całkowicie wraz z postkomunistami zbudowała kompradorski system władzy w Polsce, doprowadzając ją do całkowitego skolonizowania gospodarczego, politycznego i kulturowego przez „kolektywny zachód”( w opisie sytuacji A. Wielomski ma tu pełną rację, przy czym po piłatowsku umywa ręce). Sytuacja zmieniła się za rządów PO/PSL (2007-2015), gdy spod lewej strony KOR w zasadniczej części wyrwała się PO/PSL, tworząc własną koncepcję kompradorskich rządów w Polsce w oparciu o UE i budujące swoją politykę Niemcy (wraz z Francją) w opozycji do USA i taktycznego (gospodarczego) sojuszu z Rosją i Chinami. Odpowiedzią było zwycięstwo PIS w 2015 r. i rozpoczęcie własnej polityki sojuszu z USA i Izraelem przeciwko Niemcom i Rosji. Jednakże, po wybuchu wojny na Ukrainie w 2022 r. PiS tak się zatracił w realizowaniu polityki USA kosztem elementarnych interesów polskich (Polacy sługami Ukraińców), że część pisowców, zwłaszcza nieliczna inteligencja polska postsolidarnościowa, która opowiedziała się za PiS (zwiedziona sojuszem duchowieństwa katolickiego z PiS, co było faktycznym oddaniem ludu katolickiego w arendę polityczną pisowskim kompradorom). W tej sytuacji, w obecnych wyborach (2023) część polskiej inteligencji postsolidarnościowej, do której zaliczam się i ja, zrobiła zwrot przerażona zdradą polskich interesów na rzecz tzw. Polin i Ukropolin. Również młodzież polska zrozumiała, że PiS rzuci ją jako mięso armatnie na wojnę z Rosją na Ukrainie, gdyż mięso armatnie ukraińskie już się kończy. W konsekwencji ku zaskoczeniu macherów z PiS, frekwencja skoczyła o niemożliwe dotąd aż 15% (to są głosy młodzieży, która przytomnie zagłosowała na PO) i 400 tys. głosów dotąd głosujących na PiS, a teraz na PO, Konfederację, III Drogę. To jest tajemnica przegranej PiS, ale większość komentatorów tegoż forum świadomie tego nie zauważa, pisząc niestworzone dyrdymały.

  10. „Niestety, przegraliśmy wojnę biopolityczną z liberalnym zachodem, ponieważ zakochaliśmy się w świecie protestancko-germańsko-anglosaskim, który gardzi nami jako Słowianami i katolikami”

    Światem zachodnim rządzi diaspora żydowska. Nie ma żadnej wojny protestancko-germańsko-anglosaskiej przeciw Słowianom-katolikom, bo Żydzi zdruzgotali Niemców i Anglosasów oraz protestantyzm już kilkadziesiąt lat temu i po 1989 r. robią to samo z narodami Europy Wschodniej, co zrobili z narodami Europy Zachodniej i Ameryki Północnej. Z protestantyzmu już dawno nie ma co zbierać, a sytuacja Niemców i Anglosasów jest taka, że ich biologiczne istnienie jest wręcz zagrożone w perspektywie kilkudziesięciu lat – tak samo, jak nasze. Wypisując takie bzdury, jak powyższe, wprowadza Pan swoich czytelników zwyczajnie w błąd. Rozumiem, że to z obawy przed konsekwencjami (np. represjami w pracy – vide Dariusz Ratajczak, Krzysztof Jasiewicz), bo po Niemcach i Anglosasach można w III RP „jechać”, ale po Żydach już nie. Jednak w takim wypadku lepiej nie poruszać w ogóle tematu, niż robić czytelnikom mętlik w głowach, w wyniku czego później będą ganiać za fantomem spisku protestancko-germańsko-anglosaskiego, nie dostrzegając żydowskiego słonia w menażerii.

  11. Wątek o „VeloMSKi: Neokolonializm i biopolityka nad Wisłą” rzeczywiście rzucił mi trochę światła na temat tego, co dzieje się nad naszym pięknym rzeczą. Ale zanim zanurzymy się w głęboką dyskusję, chciałbym podzielić się pewnym zasobem, który może zainteresować wielu z was.

    Niedawno natknąłem się na stronę https://goit.global/pl/newcomers/ , gdzie znalazłem masę ciekawych propozycji dla tych, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z programowaniem. A teraz pytanie z tematu – czy istnieje lepszy sposób na zrozumienie współczesnego świata niż zdobywanie umiejętności z obszaru IT?

    Bezpłatne kursy programowania, webinarium o Pythonie, HTML+CSS maraton, a także UX/UI wyzwania – to wszystko brzmi jak świetna okazja, aby zdobyć nowe umiejętności. Nawet jeśli nie myślisz o karierze w IT, warto spojrzeć na świat przez pryzmat kodowania i projektowania. Kto wie, może to właśnie otworzy przed tobą zupełnie nowe horyzonty!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *