Nie będę tutaj nikogo wytykał po nazwisku, ale w dyskusjach on-line na temat francuskiego Front National, szczególnie zaś Marine Le Pen, dostrzegam pojawienie się „drugiego frontu”. Przyzwyczaiłem się już do nazywania Front National mianem „skrajnej prawicy”, „neofaszyzmu”, „neonazizmu”, etc. To przecież tradycyjny repertuar lewicowej „mowy nienawiści”. Wraz z ostatnimi sukcesami tej partii, zupełnie niespodziewanie, pojawił się wspomniany „drugi front” atakujący Front National, osobliwie zaś Marine Le Pen, za „lewicowość” i „jakobiński nacjonalizm”.
Skąd podobne zarzuty? Wychodzą one z pozycji archaicznej myśli politycznej, której ostatnich przedstawicieli spotykano w XIX wieku w niektórych kręgach tradycjonalistycznych, protestujących przeciwko unifikacji Francji dokonanej przez rewolucjonistów francuskich. W XIX wieku było to stanowisko dla prawicy jak najbardziej zrozumiałe, bowiem prowincja była tradycjonalistyczna i katolicka, co ją pozytywnie wyróżniało do Paryża, którego ulice były zdominowane przez sankiuloterię, jakobinów i podobnych wichrzycieli, a stołeczne gmachy przez wolnomyślicielskie mieszczaństwo. Obydwie te grupy, patrząc na króla i Kościół katolicki, zgodnie krzyczały „ani Boga, ani pana”, narzucając całemu krajowi – za pośrednictwem rewolucyjnej centralizacji – rozmaite „postępowe” reformy, niszczące wspólnoty lokalne i dokonujące destrukcji chrześcijańskiego dziedzictwa Francji. Nacjonalizm rewolucyjny i post-jakobiński głosił ideę tzw „l’Etat-Nation”, czyli narodu homogenicznego niczym grudki w serku homogenizowanym: jednakowe, takie same, powtarzalne, tej samej wielkości. Paryż w XIX wieku był najpierw źródłem idei liberalnych, przerabiających wszystkich ludzi na „równych” obywateli, aby z czasem stać się nośnikiem idei socjalistycznych, przerabiających wszystkich na „równo” spauperyzowanych obywateli, którzy winni państwu bezgraniczną wdzięczność, gdyż wyzwoliło ich od monarchii i Boga.
Zarzuty te są dziś powtarzane, przez niektórych rzeczników polskiej prawicy, w stosunku do Front National, ponieważ partia ta stoi na gruncie doktryny „l’Etat-Nation”, czyli broni modelu państwa scentralizowanego, gdzie wszyscy winni być jednakowymi Francuzami, domagając się homogenizacji obywateli. Partia optuje też za szerokim systemem referendalnym, nie cofając się przed uznaniem Rewolucji Francuskiej jako części dziedzictwa narodowego. O braku postulatu restauracji monarchii nawet nie wspomnę. Do argumentów tych należy się odnieść:
1/ Oczywiście Front National nie jest partią kontrrewolucyjną. Po praniu mózgów francuskich „citoyens” przez ostatnie stulecia (od 1789 roku) żaden polityk aspirujący do władzy nad Sekwaną nie odrzuci Rewolucji Francuskiej i nie będzie domagał się przywrócenia monarchii. Program taki we Francji nie gwarantuje nawet 1% poparcia, o aspiracji do władzy nie wspominając. Co ciekawe, we francuskiej establiszmentowej (lewicowej) literaturze politologicznej zarzuca się tej partii nieszczerą sympatię dla Rewolucji Francuskiej, z której akceptowane są elementy narodowe (np. tzw. Święto Federacji), a eliminowane są kosmopolityczne, takie jak Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela. Partia ta bardzo chętnie posługuje się „roussoistyczno-jakobińską” doktryną „suwerenności narodu”, waląc nią w rządzący establiszment niczym w przysłowiowy bęben. Jest to więc użytkowanie idei wroga przeciwko elitom wroga, a nie ich bezmyślna akceptacja z przesłanek ideologicznych.
2/ Atakując Front National za akceptację i poparcie dla idei „l’Etat-Nation” należy pamiętać w jakim kontekście partia ta rozwija dziś tę ideę. Niestety, dyskusja francuskich tradycjonalistów prowincjonalnych z lewicowo-liberalnymi centralistami z Paryża odeszła do przeszłości. Dzisiejszy Paryż nie chce niczego już centralizować, gdyż budowa państwa socjalistycznego w zasadzie już dawno dobiegła końca, a było to wspólne dzieło gaullistów i socjalistów. Idea „l’Etat-Nation” ma dzisiaj zupełnie inną funkcję polityczną. V Republika Francuska pracowicie rozmontowuje ideę „l’Etat-Nation” w sferze kultury od długiego czasu. Jako pierwszy rzucił tę koncepcję Yves Lacoste w pracy Vive le Nation! w 1997 roku, kierując ją przeciwko wzrastającym notowaniom Front National. Zaproponował, aby odejść od „nacjonalistycznej” koncepcji narodu na rzecz narodu multi-kulti, gdzie zamiast zuniformizowanego „wzorcowego” Francuza pojawią Francuz-Korsykanin, Francuz-Bretończyk, Francuz-islamista, Francuz-feministka, Francuz-gej, etc. Lacoste zauważył bowiem, że „prawdziwą” Francję wyraża dziś właśnie Front National. Innymi słowy, nad Sekwaną alternatywą dla starej jakobińskiej idei „l’Etat-Nation” jest taka Francja, gdzie będzie miejsce dla wszystkich, tylko nie dla tradycyjnych Francuzów. W wizji tej nawet jakobini i ich pogrobowcy uważani są za element „reakcyjny”, bo homofobiczny i niechętny islamistom.
3/ Byłbym także ostrożny przed krytyką lepenistycznej pochwały instytucji referendów. Jakkolwiek także brzydzę się towarzyszącą im demagogią i przypadkowością ich wyników – gdzie tłum rozumie wszystko poza tym nad czym głosuje – to jednak w przypadku tzw. ustabilizowanych demokracji, czyli takich, gdzie oligarchia rządzi od dziesięcioleci, jest to ostatni (legalny) środek zmiany politycznej. Gdybyśmy przeprowadzili ankietę we francuskich urzędach i w parlamencie, to pewnie 95% ankietowanych byłoby za roztopieniem się Francji w strukturach unijnych. W świecie zdemoralizowanych elit jeśli gdzieś jeszcze tli się normalność, to pośród zwykłych ludzi i należy dać im głośno i dosadnie powiedzieć, co sądzą o rządzącej nimi oligarchii. Idea suwerenności ludu może, i winna być, zużyta przeciwko demokratycznej oligarchii władzy.
Życzę Marine Le Pen, aby wygrała tegoroczne wybory prezydenckie we Francji. Nie wiem czy będzie w stanie, nawet w to powątpiewam. Ale jeśli to się stanie, to czy koalicja krytyków od lewactwa po tradycjonalistów nie byłaby humorystyczna? Koledzy, zastanówcie się…
Adam Wielomski
za: „Najwyższy Czas!”
1 thoughts on “Wielomski: W obronie Frontu Narodowego”