Bartyzel: Tradycjonalista a państwo narodowe

Postępy postępu postępują dzisiaj w tak zawrotnym tempie, że russowsko-jakobińska koncepcja obywatelstwa opartego na idei granicy, implikującej odmienność obywateli od tych, którzy nimi nie są; uwarunkowanego przynależnością do konkretnej wspólnoty etnicznej i do ludu sprawującego suwerenną władzę na terytorium państwa narodowego, z którą to przynależnością wiążą się nie tylko pewne prawa, ale również określone obowiązki, „przodującym” ideologiom płynnej ponowoczesności jawi się wręcz jako reakcyjna, więc jako przeszkoda, którą należy koniecznie obalić. Czym natomiast owe „przodujące” kierunki, jak marksizm poststrukturalistyczny, liberalizm egalitarny oraz eufemistycznie określane „nowe ruchy społeczne”, jak feminizm, ekologizm i queer, chcą zastąpić tę przestarzałą ideę obywatelstwa? Otóż, takim przekształceniem statusu obywatela i związanych z nim praw, iż całkowicie wystarczającym kryterium obywatelskości ma być sam akt zgłoszenia roszczenia do posiadania praw obywatelskich. W konsekwencji zatem oznacza to oderwanie statusu podmiotu praw obywatelskich od bycia członkiem określonej wspólnoty politycznej, a wprowadzeniem sytuacyjnego kryterium ich posiadania. Przekładając to konkret, wystarczy zatem znaleźć się jakimkolwiek sposobem (np. jako „uchodźca”) na jakimś terytorium, aby stać się sytuacyjnie „obywatelem”. „Uczenie” uzasadnia to np. Habermas, twierdząc (w „Uwzględniając Innego”), że od imigrantów nie można wymagać żadnych form asymilacji kulturowej, to jest integracji z porządkiem etyczno-politycznym konkretnej wspólnoty narodowej, gdyż wystarczy jedynie integracja polityczna, tj. uznanie instytucji państwa demokratycznego. Inni powołują się natomiast na słynną ideę H. Arendt, „prawa do posiadania praw”, jako upoważnienia do działania politycznego, zaś Linda Bosniak używa pojęcia „etycznej terytorialności” jako uzasadnienia praw wszystkich osób obecnych na terytorium danego państwa. Wszyscy przedstawiciele tych kierunków odrzucają nawet umiarkowaną wersję starego liberalizmu, czyli tzw. liberalny nacjonalizm, wiążący status obywatela jako posiadacza praw obywatelskich z konkretnym państwem narodowym, formułując postulat (D. Held, D. Archibugi), „demokracji kosmopolitycznej”, w której już nie da się odróżnić obywatela od nie-obywatela, do czego zresztą można dojść także od drugiego krańca, czyli przez „demokrację miejską”. Kategoria obywatelstwa powinna opierać się „płynnej tożsamości”, jako możliwość dynamicznego związku z różnymi wspólnotami, od dzielnicy po całą ludzkość.
Ale wisienkami na tym torcie są pomysły ideologów trzeciego z wymienionych nurtów, czyli owych „nowych ruchów społecznych”. Tu obywatelstwo rozumiane jest performens, a więc jako zdekonstruowana idea praw jako „serii” – czasoprzestrzennnej korelacji aktów zgłaszania praw partykularnych w przestrzeni publicznej. I tak na przykład Peter Swan głosi ideę „obywatelstwa ekologicznego”, pojętego jako praktyka polityczna polegająca na zgłaszaniu na poziomie międzynarodowym roszczeń prawnych do środowiska przez jednostki. Feministka Niamh Reilly twierdzi, że „feminizm kosmopolityczny”, oparty o ponadnarodowy dialog pomiędzy kobietami, powinien zerwać nawet z założeniem o istnieniu jednej tożsamości kobiecej. Dziekan Wydziału Prawa na Uniwersytecie Londyńskim Carl Stychin, występujący też jako rzecznik „ruchu queer”, domaga się z kolei, aby w UE zmodyfikować „przestarzałą” już, czysto legalistyczną koncepcję praw podmiotowych, przez uwzględnienie „obywatelstwa seksualnego” Unii Europejskiej, co pozwoli tworzyć konkurencyjne sfery publiczne, w których kształtują się seksualne tożsamości i praktyki dekonstrukcji zastanych norm seksualnych, a w konsekwencji nie tylko legalizację tożsamości mniejszości seksualnych, lecz również ich polityzację i esencjalizację, tj. wytworzenie jednej, politycznie uznanej „europejskiej tożsamości homoseksualnej”.
Jeżeli Państwo zdziwili się, że poświęcam tyle uwagi temu marksistowsko-onanistycznemu (copyright Krzysztof Ostaszewski) bełkotowi, to wyjaśniam, że powodem był obowiązek recenzencki. Ale nie żałuję, bo dzięki tej lekturze mogłem wypracować dwa własne wnioski. Oto one:
1) Zważywszy, że autorzy tych elukubracji nie są jakimiś niszowymi pisarzami, nie muszą chować się po lasach żeby odprawiać czekoladowe gusła, tylko okupantami katedr na prestiżowych uczelniach, publikującymi w renomowanych wydawnictwach i w czasopismach z listy filadelfijskiej, to uważam, że ca 90 procent fakultetów społecznych i humanistycznych na Zachodzie, będących jaskiniami prawdziwego ciemnogrodu, należałoby zamknąć i nie tylko zamknąć, ale ich budynki zburzyć, zaorać oraz posypać wapnem i solą.
2) Chociaż tradycjonalista nigdy naprawdę nie pokocha nowożytnego państwa narodowego, to trzeba uznać, że dopóki ono jeszcze zipie, stanowi jedyną realną zaporę przeciwko implementacji tego szaleństwo w rzeczywistość. Mają więc rację Roger Scruton i Adam Wielomski, że nie mamy wyjścia: musimy go bronić, bo nie mamy żadnego innego oparcia (nawet w Kościele, też spustoszonym) i inaczej wpadniemy w łapy owych „kosmopolitycznych obywateli”, którzy – mając przecież wpływowych protektorów i sponsorów – urządzą nam takie piekło, przy którym bolszewizm zacznie się wydawać tyranią dobrotliwą.

Jacek Bartyzel

za: facebook

Od Redakcji: Tekst prof. Jacka Bartyzela znakomicie wpisuje się w tezy ostatniej książki wydanej w Bibliotece Konserwatyzm.pl „Nowoczesność – Naród – Nacjonalizm europejski”, gdzie ostrzegaliśmy przed niebezpieczeństwem nieformalnego sojuszu lewackich wrogów państwa narodowego z tradycjonalistami, postrzegającymi państwo narodowe jako produkt rewolucji francuskiej. Książkę, za jedyny koszt wysyłki, można otrzymać TUTAJ

Click to rate this post!
[Total: 10 Average: 3.9]
Facebook

2 thoughts on “Bartyzel: Tradycjonalista a państwo narodowe”

  1. Paradoksalnie w tym całym tym zamieszaniu największa ochronę mają terroryści, którym uda się przekroczyć próg europejskiej ambasady i to rozdmuchać (wzięcie zakładników powinno starczyć), ponieważ kara śmierci wyklucza wydalenie…
    A sama kara śmierci raczej też nie sprzyja akcjom AT… jak się trafi na zdeterminowanego twardziela zostaje tylko jedna opcja, czyli go szturmować co generuje zagrożenia dla członków sił bezpieczeństwa oraz tych, których mają ochraniać tzn. zakładników i osobom postronnym.

  2. Wobec czego najwyższy czas (sic!) założyć prawdziwą – bez gówniarzy – partię narodową z czytelnym odwołaniem do tradycji klasycznej Narodowej Demokracji. Bezdenna hucpa roszczeń żydowskich (PIS tu wymięka) , nieszczera ochrona życia poczętego przez PIS, klęska polityki zagranicznej (znowu słaby Pis) dają niezły potencjał na start. Na przyszłość perspektywy dotarcia do ludu jeszcze lepsze. Mniejszość ukraińska, problemy płatności 500 plus, RaŚ, Niemcy i UE. (same problemy dla Pis). Walki frakcyjne, coraz starszy Naczelnik. Brak istnienia silnej Endecji jest największym nieszczęściem kraju po 1989 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *