Właściwe wybory polityczne nie pojawiają się od hoc – z przypadku, ale z reguły są wypadkową wielu czynników, które kształtują bieżącą świadomość narodu. Do najważniejszych z nich oprócz oczywiście pamięci historycznej należy umiejętność rzetelnej analizy położenia geograficznego oraz związanych z nim aspektów, z których to najważniejszymi są: demograficzny, militarny oraz gospodarczy. Tylko bowiem dogłębna znajomość własnych zasobów i wszystkich kluczowych ograniczeń pozwalają prawidłowo nakreślić miejsce, w którym jako społeczeństwo się znajdujemy oraz wysnuć możliwości dalszego kierunku rozwoju. Bez przeprowadzenia tej „buchalterii” – szczegółowego policzenia tego, czym naprawdę dysponujemy -będziemy tylko niewolnikami różnych miraży i w konsekwencji złych wyborów politycznych. Doświadczaliśmy tego często w historii. Na przykład „sny o potędze” lat trzydziestych XX wieku szybko zweryfikowała wojna i wrzesień 1939, który obnażył absurdalność polskiej strategii politycznej zupełnie oderwanej od ówczesnych realiów.
My i potencjały sąsiadów
Geograficznie Polska leży na wielkiej nizinie europejskiej, która rozciąga się od Uralu aż do Paryża. Oprócz rzek nie ma tutaj żadnych naturalnych granic, Zaawansowana technicznie sieć drogowa i kolejowa pozwala szybko pokonać rozległe przestrzenie i przemieszczać sprawnie ludzi i towary. To niewątpliwie wielka zaleta naszego miejsca na ziemi, która daje nam wielkie korzyści z pośredniczenia w wymianie handlowej pomiędzy wschodem i zachodem. Ale to jednocześnie zmora dla wojskowych, którzy wiedzą, że tych granic tych w żaden sposób nie da się militarnie zabezpieczyć. I trzeba sobie uzmysłowić, że żadne, nawet największe wysiłki na tym polu nie zapewnią Polakom bezpieczeństwa. Dlaczego? Bo nasi sąsiedzi na wschodzie i zachodzie (Niemcy i Rosja) zawsze będą dysponowali wielokrotnie większymi potencjałami, które będą mogli sprawniej zmobilizować w przypadku zaistnienia konfliktu zbrojnego. W każdym starciu zbrojnym z tymi państwami stoimy od razu na straconej pozycji. Po prostu jedno i drugie państwo ma wielokrotnie więcej środków i możliwości.
Potęgę państwa zazwyczaj wyznacza pięć policzalnych zasobów: demografia, PKB, powierzchnia kraju, siła zbrojna, siła mediów i kultury.
Demografia | PKB całkowite 2018 | Obszar kraju | Siła zbrojna | Waga Kultury/mediów | |
Polska | 38 mln | 0,6 bln USD | 312 tys. km2 | 111 000 | Niska |
Rosja | 150 mln | 1,7 bln USD | 17 100 tys.km2 | 1 013 000 | Średnia |
Niemcy | 82 mln | 4,0 bln USD | 357 tys. km2 | 180 000 | Średnia |
Już sama pobieżna analiza przedstawionych wartości uzmysławia nam, że nasza armia jest dziesięciokrotnie mniejsza od rosyjskiej i dwa razy mniejsza od niemieckiej. PKB łączne mamy trzy razy niższe od rosyjskiego i aż siedem razy niższe od niemieckiego. Jesteśmy tez krajem o niższym zasobie demograficznym. Także siła naszej kultury, mediów, języka nie należy do naszych najmocniejszych stron.
W potencjalnym starciu militarnym, które może mieć miejsc na nizinach wschodnioeuropejskich, zawsze będzie decydowała ilość zasobów i szybkość ich mobilizacji. Ośrodki siły w Berlinie i Moskwie zawsze będą silniejsze i mobilniejsze. Dlatego musimy się pogodzić z oczywistym faktem, że militarnie już nigdy nie sprostamy naszym sąsiadom ze wschodu i zachodu. Doświadczaliśmy tego niejednokrotnie w historii.
Rozwój terytorialny I Rzeczypospolitej był możliwy wyłącznie na skutek dezintegracji ościennych ośrodków siły- niemieckiego ( rozbicie dzielnicowe) i rosyjskiego (najazd Mongołów) mającego miejsce w XIII wieku. Kiedy oba te ośrodki odzyskały swoją autonomię i siłę w XVIII –XIX wieku -polskie zasoby nie mogły już sprostać ich potędze. Polska utraciła byt państwowy. II Rzeczypospolita powstała w podobnych okolicznościach. W 1918 Niemcy były pokonane a Rosję trawiła wojna domowa. W 1939 roku obaj nasi sąsiedzi posiadali już nad naszym krajem gigantyczną przewagę w każdym aspekcie.
Wnioski z geografii i buchalterii
Nie możemy zmienić naszych granic. Los chciał, że graniczymy z dwoma najsilniejszymi państwami w Europie. Położenie geograficzne wymusza na nas określoną politykę, w której musimy uwzględniać stale potencjały Rosji i Niemiec.
Znając własne ograniczenia, mogąc zostać stosunkowo łatwo pokonanym militarnie przez każde z ościennych mocarstw fundamentalnym interesem Polski jest zabieganie o najlepsze stosunki zarówno z Niemcami jak i Rosją. Tylko bowiem pogłębione, przyjazne kontakty gospodarcze i kulturalne z naszymi potężnymi sąsiadami mogą zapewnić Polsce tak potrzebny pokój a majątkom obywateli bezpieczeństwo. Każda bezmyślna prowokacja mogąca sprokurować konflikt energetyczny na naszych granicach jest igraniem z ogniem, który może się skończyć hekatombą narodu. Trzeba stale o tym pamiętać. Pomimo że mamy 38 milionów obywateli jesteśmy partnerem wielokrotnie słabszym w porównaniu z naszymi dwoma najważniejszymi sąsiadami. Straszliwe doświadczenia II Wojny Światowej są zresztą częścią naszej pamięci historycznej i powinny nas czegoś uczyć.
Bez zgodnego współdziłania z Rosją i Niemcami nie jest możliwy także rozwój gospodarczy Polski, która nie może pełnić wówczas roli pomostowej na szlaku handlowym wschód –zachód. Bez zachodnioeuropejskich technologii, wschodnich surowców, otwartych granic Polska stałaby się krajem peryferyjnym bez przyszłości.
Europa a w szczególności Niemcy zaangażowały w naszym kraju miliardy euro i to w dużej mierze tym pieniądzom i zachodniemu know-how zawdzięczany modernizację naszego kraju. Nasi partnerzy z UE nie życzą sobie na pewno byśmy narażali na szwank ich interesy poprzez nieodpowiedzialną politykę i złe wybory.
Z kolei to Rosja jest dostawcą najtańszych w Europie surowców energetycznych i rezygnacja z nich powodowałaby nieopłacalność wielu kluczowych branż polskiego przemysłu.
Miraż egzotycznych sojuszy
Polska nie posiada licznej floty ani interesów zamorskich. Może się bogacić i rozwijać wyłącznie poprzez uczestnictwo w przepływach finansowych i towarowych na kontynencie europejskim, Dlatego Polska powinna jak ognia unikać wszelkich sojuszy chcących rozbić lub osłabić gospodarczo lub politycznie Europę, a szczególnie sojuszu z odległymi i wrogimi Europie Stanami Zjednoczonymi.
Polska nie ma bowiem żadnych wspólnych interesów z USA. Nasza wzajemna wymiana handlowa nie przekracza 3% całości i jest niższa niż wymiana z Rosją 5% i zdecydowanie mniejsza niż z Niemicami (około 25%). Stany Zjednoczone nigdy nie zainwestowały i nie zainwestuję większych pieniędzy w Polsce z uwagi, na fakt, że nie traktują naszego kraju jego bezpieczne miejsce do lokowania kapitału. W oczach kolejnych administracji znad Potomaku Polska zawsze pełniła zawsze rolę zderzaka, „kordonu sanitarnego” pomiędzy Niemcami i Rosją; buforu, który trzeba jak najefektywniej wykorzystać w interesie polityki USA.
W zamian za proatlantyckie zaangażowanie USA nigdy nie oferowały Polsce nic konkretnego oprócz poklepywania po plecach i wychwalania polskiej dzielności. Za amerykański sprzęt płacimy najdrożej na świecie, nie mamy żadnych linii pomocowych czy nawet ofert darmowych dostaw niepotrzebnego sprzętu US Army, jak np. Ukraina, Izrael lub dawniej Afganistan. Trzeba sobie zdać sprawę, że USA w przypadku wojny nie są wstanie obronić Polski, czy nawet dostarczyć jej odpowiedniej ilości broni. Na przeszkodzie stoi tutaj nasze położenie. Dostawy morskie z USA można bardzo łatwo odciąć blokując cieśniny duńskie, koleje i porty państw zachodnich mogą odmówić współpracy, zaś możliwości logistyczne lotnictwa są bardzo ograniczone. Chociaż w Europie stacjonuje 64 tysiące żołnierzy USA, i gdyby nawet wszystkich zaangażować w obronę naszego kraju to coż to znaczy w obliczu milionowych możliwości mobilizacyjnych Rosji czy też Niemiec? Amerykański ośrodek siły jest położony tak daleko, że w wypadku zagrożenia swoich granic, czy innych ważniejszych interesów strategicznych natychmiast ewakuuje swoje aktywa pozostawiając Polskę samą, tak jak zrobił to ostatnio z Kurdami, czy też Afgańczykami.
Polska polityka nie powinna opierać się na tak wątłych, egzotycznych – amerykańskich mirażach, bo to zakrawa na zupełne szaleństwo. Musi stawiać na kontynent i integrację europejsko- azjatycką, bo tam znajdują się jej kluczowe interesy gospodarcze.
Każdy obserwujący bieg naszych stosunków politycznych doskonale zdaję sobie sprawę, że z sojuszu z USA Polska nie odnosiła i nie odnosi żadnych korzyści, ani militarnych, gospodarczych czy też politycznych. Zyskiwały zawsze USA, Polska ponosiła wyłącznie koszty, ryzyko i przysparzała sobie kłopotów. Pełniąc rolę europejskiego agenta -„sabotażysty” Polska zmusza do współdziałania Niemcy i Rosję, przerywa tworzące się nici euroazjatyckiej integracji gospodarczej, dorabia sobie twarz burzyciela jedności europejskiej i opinii kraju, którym zarządzają ludzie nierozumiejący własnych interesów.
W obliczu wojny na Ukrainie absurdalność amerykańsko –polskiego sojuszu uderzyła z całą mocą w życie zwykłych Polaków. To oni ponoszą koszty jej prowadzenia, a nie USA, czy tez Rosja. Inflacja w Polsce wynosi już 11% a prawdziwa zapewne jest pomiędzy 20 a 30%. Stopy procentowe wzrosły do 4,5 % podnosząc ratę praktycznie każdego kredytu hipotecznego dwukrotnie, cena paliwa oscyluje wokół 8 złotych uniemożliwiając najbiedniejszym komunikację. Polska, jako jedyny kraj na świecie skupuje bezwartościową hrywnę i wymienia ją na prawdziwe złotówki. Polska stała się dla Ukrainy darmowym rezerwuarem sprzętu wojskowego, żywności, paliwa i medykamentów. Ukraińcy, którzy w swoim kraju płacili z służbę zdrowia w Polsce mają ją za darmo i są obsługiwani priorytetowego, nic, więc dziwnego, że izby przyjęć pełne są obcych przybyszy, którzy nie leczyli się od 30 lat. Dla polskich schorowanych seniorów nie ma teraz miejsca w polskich szpitalach. Wielu z nich umrze bez pomocy. Trzeba też wspomnieć o zagrożeniu AIDS, o gruźlicy lekoodpornej czy też chorobach wenerycznych, które na Ukrainie są powszechnością.
Każdy Polak zadaje sobie teraz pytanie, co w zamian za te wszystkie poświecenia nasz kraj otrzyma w zamian od USA, jako rekompensatę. Bo trzy tysiące Amerykanów pod Rzeszowem i jedna bateria tzw. „Patriotów„ przy miliardowych kosztach wyciśniętych z Polski i olbrzymim ryzyku geopolitycznym może zakrawać na smutną groteskę.
Konieczna rewizja polityki romantycznej
W oparach rozdygotanych emocji pobudzonych wojną na Ukrainie trudno przebić się do opinii publicznej z argumentami racjonalnymi, opartymi na kalkulacji geopolitycznej, która z kolei wynika z analizy faktycznych interesów. W przestrzeni publicznej dominują narzucone zewnętrznie narracje niepoparte żadnymi sensownymi motywami. Są one nagłaśniane przez polskojęzyczne ośrodki masowej dezinformacji. Mity o jakimś niespotykanym zagrożeniu rosyjskim, że oligarchiczna Ukraina jest wzorem demokracji w Europie, że tylko zastępując surowce rosyjskie amerykańskimi staniemy się oazą szczęśliwości, że tylko bezalternatywny sojusz z USA rozwiąże nasze problemy etc. Te fantazje nie zmienią jednak naszego położenia geograficznego, nie usuną naszych sąsiadów, z którymi chcemy czy nie chcemy musimy żyć i prowadzić interesy, bo innych płaszczyzn do bogacenia się nie posiadamy. Bez otwartych rynków europejskich, niemęckiej techniki i finansów, bez najtańszych na świecie rosyjskich węglowodorów nie sprostamy wyznaniom cywilizacyjnym i zupełnie się zatracimy, jako podmiot polityki europejskiej. Dalsze prowadzenie skrajnie proamerykańskiej, sprzecznej z najważniejszymi naszymi interesami polityki oznacza nie tylko całkowitą izolację naszego kraju w Unii Europejskiej, ale także i na świecie.
Zamiast przeistaczać się powoli, tak jak Ukraina w obszar konfrontacji militarnej i upadku, Polska powinna zrobić wszystko, aby stać się miejscem dialogu i współpracy europejskiej. Bez pokoju w naszej części Europy stracimy wszystkie nasze przewagi geograficzne i przepływy finansowo – towarowe będą omijać nasz kraj. Ryzykujemy jeszcze więcej, bo konflikt, do którego władze z Warszawy dolewają benzyny może się rozlać na teren naszego kraju i zagrozić nie tylko życiu Polaków, ale także zniszczeniem zmodernizowanej niedawno infrastruktury.
Dlatego nowy, poprawny paradygmat polskiej polityki jest oczywisty. Należy skończyć z romantycznymi mitami o zbawianiu Ukrainy i człapaniem w rydwanie obcych interesów, a zacząć dbać wyłącznie o sprawy Polaków. Bo jak wykazano, żadnych korzyści z bycia anglosaską „wschodnią flanką” Polska nie doświadczyła i nie doświadczy. Atlantyzm to błędna opcja. Polski wybór geopolityczny to Europa, to kontynent euroazjatycki, – bo tutaj żyjemy i prowadzimy nasze biznesy.
Piotr Panasiuk
1. Na wschodzie Polska nie graniczy z Rosją, tylko z Białorusią i Ukrainą.
2. Rosja jest ciągle jeszcze silniejsza od Polski (niewiele), ale nie potrwa to długo. Żadnego determinizmu ze „Polska będzie zawsze słabsza od Rosji” nie ma.
3. Straszenie ogromną przepotężną rosyjską armią już się przeżyło. Armia rosyjska nie potrafi poradzić sobie nawet z Ukrainą. A co dopiero z Polską.
4. Rosja nie jest w żadnej mierze kontynuatorem Rusi kijowskiej z wczesnego średniowiecza (to Ukraina jest tym kontynuatorem), tylko kontynuatorem mongolskiej ordy
5. W całej, ponad tysiącletniej historii wzajemnych stosunków, Niemcy były wrogiem Polski przez równo …81 lat (słownie osiemdziesiąt jeden). I dzisiaj, mimo tytanicznych wysiłków Putina i jego pomocników z PIS, żadnego realnego konfliktu polsko-niemieckiego nie udało się im wygenerować.
6. Trzy najsilniejsze kraje w Europie to, w zależności od metody liczenia, Niemcy, Francja i Wlk Brytania. Polska graniczy tylko z jednym z nich.
7. W interesie Polski jest być otoczoną przez zamożnych, cywilizowanych i rozwiniętych sąsiadów, z którymi można by prowadzić obustronnie korzystny handel. Niemcy (Czechy, Słowacja, Litwa) są takim sąsiadem. Ukraina chce nim być. Rosja nie chce. Dlatego w interesie Polski jest wspieranie ze wszystkich sił Ukrainy przeciwko Rosji.
8. W tym celu, powstrzymania, a potem odepchnięcia i rozbicia Rosji, należy zaangażować największą światową potęgę – USA. Likwidacja Rosji leży zarówno w interesie USA, jak i Polski, natomiast już niekoniecznie w interesie państw europejskich położonych bardziej na zachód i południe i na ich zauważalne wsparcie w tym działaniu nie można liczyć. Dlatego zostają USA.
9. Co się będzie działo po upadku Rosji, trudno prorokować. Sama Polska nie ma faktycznie dość potencjału, żeby samodzielnie zagospodarować tą masę upadłościową. Dlatego potrzebny jest daleko idący i oczywiście równoprawny sojusz krajów mających tu te same co Polska interesy – krajów bałtyckich, Białorusi, Ukrainy, Rumunii, Gruzji, a nawet Kazachstanu. Natomiast na pewno nie Węgier, Czech czy Słowacji
Wiedziałem że jest Pan skrajnym wyznawcą atlantyzmu, ale żeby aż tak? Międzymorze? UKR-POL? Z krajami mający zupełnie rozbiezne cele ? Myslałem że to zostało dawno już obalone, ale jeszcze te archetypy gdzieś funkcjonują.
Rozbieżne cele to mają częściowo np Polska i Węgry. Ale cele Polski, Ukrainy, Litwy, Łotwy i Estonii są jak najbardziej zbieżne i właściwie tożsame
Rosja niewiele silniejsza od Polski:)
Ja wiem, że Panasiuk wypisuje głupoty, ale to nie powód żeby próbować go w głupocie przebijać.
Oczywiście. Jedyną wyraźną przewagą Rosji nad Polska jest posiadanie broni nuklearnej. A i to nie wiadomo w jakim jest ona stanie, bo na pewno nie w lepszym niż reszta rosyjskiej armii i całego rosyjskiego państwa.
We wszystkich innych kategoriach, albo jest równowaga, albo Polska jest przed Rosją. Zresztą, gdyby nie PIS, który wstrzymał, a nawet częściowo odwrócił reformy z lat 2007-2015, to Polska już by była silniejsza od Rosji, także militarnie
Akurat tak się składa, że zarówno Ukraina, Polska, jak i Anglosasi mają tu wspólny interes. Ukraina chce wyjść z ruskiego mira, Polska potrzebuje USA, żeby nie doprowadzić do sytuacji, w której po trzech dekadach stosunkowo szybkiego wzrostu, osiągnie pewnego rodzaju spowolnienie związane z tym, że Niemcy – jako IV gospodarka świata i II eksporter – będą dążyły do utrzymania tu niezbyt wysokiego PKB pc. Niemcom jest to na rękę, gdy Polska stanie się w ramach UE krajem peryferyjnym, o dość taniej sile roboczej, co poprawi konkurencyjność niemieckich koncernów na globalnych rynkach – zwłaszcza w handlu z Chinami. Amerykanie potrzebują Trójmorza, aby – z jednej strony – wsadzić klin pomiędzy Rosję a Niemcy, zaś – z drugiej strony – aby mieć pod kontrolą ziemie, przez które przebiega Nowy Jedwabny Szlak. Brytyjczycy z kolei, po brexicie, chcą się trochę odgryźć na Niemcach, zatruć im życie – psując relacje z Rosją i wejść na Ukrainę z własnymi inwestycjami.
Generalnie, można powiedzieć tak – Niemcy, Francja i Rosja chciałyby raczej trzech ośrodków siły w świecie – Anglosasów, UE-Rosji oraz Chin. Amerykanom zależy na tym, aby takie ośrodki były dwa: świat zachodni (z Japonią, Koreą Południową, Tajwanem i Izraelem) oraz autorytaryzmy – Chiny, Rosja, Iran, KRLD. Z punktu widzenia Polski ta druga koncepcja jest lepsza.
Mocno Szanowny Pan to pogmatwał, nic nie rozumiem z tego, przepraszam..
To dlatego, że nie rozumie Pan Panasiuk polskiej geopolityki. Po pierwsze dlatego, że marzy się Panu Autorowi status Polski podobny do Szwajcarii czy Austrii. Podstawowy błąd, gdyż nasi najwięksi sąsiedzi nie akceptują takiej roli Polski – w odróżnieniu od Szwajcarii i Austrii, gdzie trzymając pieniądze i robiąc politykę i dyplomację dają tym państwom zarobić mnóstwo pieniędzy. Polska to klucz do panowania na pomoście bałtycko-czarnomorskim, którym Rosja jest zainteresowana politycznie i militarnie (czego szukają w Naddniestrzu ?), natomiast Niemcy gospodarczo, gdyż gdzieś „muszą” wyeksportować połowę swojego dochodu narodowego i na tym dobrze zarobić. W konsekwencji Polska jest „zasobem”, o który walczą nasi wielcy sąsiedzi, jako strefa ich kluczowych wpływów politycznych i gospodarczych. Dlatego Polska postawiła na sojusznika silniejszego od Rosji i Niemiec, gdyż tylko balansowanie naszych wielkich sąsiadów tym silniejszym sojusznikiem – USA – daje Polsce szanse na lepszy rozwój. Czy Pan Panasiuk ma świadomość, że napisał tekst zgodny z geopolityką Moskwy i Berlina, który z polskim interesem narodowym, polską geopolityką i polską racją stanu nie ma nic wspólnego ?
„Amerykański ośrodek siły jest położony tak daleko, że w wypadku zagrożenia swoich granic, czy innych ważniejszych interesów strategicznych natychmiast ewakuuje swoje aktywa pozostawiając Polskę samą, tak jak zrobił to ostatnio z Kurdami, czy też Afgańczykami.„
Panie Panasiuk, to co Pan proponuje w tym tekście to status Polski jako strefy buforowej między Rosją a Niemcami. W proponowanym przez Pana układzie geopolitycznym rola naszego kraju sprowadzałaby się do bezwolnego zasobu, podzielonego i szarpanego przez sąsiadów na strefy wpływów, zupełnie wykluczonego jako czynnik polityczny w Europie Środkowej (chyba skądś już to znamy ?). A ponieważ Polacy cenią sobie wolność, prędzej niż później doszłoby do kolejnego powstania, przeciwko niemiecko-ruskiemu „mirowi”, a w konsekwencji do kolejnego rozbioru. Taki byłby rychły skutek proponowanej przez Pana „geopolityki”. Dugin byłby w siódmym niebie po powrocie Polaków, jak Ukraińców, na łono panslawistycznej Słowiańszczyzny… Zrozum Pan bo to proste: Ameryka nie chce się dać wypchnąć Rosji i Niemcom z Europy, gdyż to osłabiłoby jej pozycję w rywalizacji z Chinami. Dlatego USA, prowadząca politykę nie dopuszczenia do powstania osi Moskwa-Berlin, jest potrzebna Warszawie do balansowania naszych silniejszych sąsiadów. Dzięki temu najważniejsze decyzje o przyszłości Polski zapadają w Warszawie, a nie w Moskwie ani w Berlinie. Wyjaśnij nam Pan dlaczego chcesz to zmienić ?
Jakie mamy konkretne korzyści z bycia amerykańskim sabotażystą w Europie, ale konkretnie, najchętniej w cyfrach. Ja widzę same koszty, jakie mamy korzyści we wspieraniu Ukrainy? CO dała Palsce Ukraina- tyko koszty. Przesyłając jej broń tylko wydłuzamy agonię Kijowa, który już dawno tę wojnę przegrał, a teraz doświadcza systematycznego niszczenia pozostałej jeszcze infrastruktury. Ilu jeszcze Ukraińców ma zginąć? A jak Rosja uzna, że stanowimy zagrożenie i prewencyjnie pośle ze 20 głowic na niesfornych chłopców z Warszawy? Kto nas obroni – 1 bateria Patriotów z lat 70-tych? Powagi trochę…
Pytania świadczą, że mało Pan rozumiesz z faktycznych zagrożeń, przed którymi stoi Polska.
Właśnie dlatego, że jesteśmy „amerykańskim sabotażystą w Europie” (to chyba cytat z rosyjskich państwowych mediów, bo brzydko tak pisać o własnym państwie ?) Moskwa nie pośle tych 20 głowic na „niesfornych chłopców z Warszawy”, dlatego proszę się tym nie denerwować. Rosja może miażdżyć Ukrainę, ale zaatakować Polskę Moskwa się boi.
Domaganie się cyferek, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo państwa jest niepoważnym argumentem, w tym miejscu niewartym dyskusji.
Pierwsze słyszę, że Ukraina wojnę przegrała, ale to może dlatego, że nie słucham rosyjskich mediów. Pański geopolityczny sojusznik właśnie zaliczył klęskę pod Kijowem i wkrótce ją zaliczy pod Donbasem.
Największa korzyść ze wspierania Ukrainy jest taka, że dopóki Ukraina nie padnie, to Rosja Polski na pewno nie zaatakuje. Druga w kolejności – jeżeli Ukraina się obroni, to stopniowo stanie się stabilnym, zamożnym i przyjaznym Polsce sąsiadem, tak samo jak Niemcy, Czechy, Słowacja i Litwa. Te korzyści mogą być wyceniane w bilionach dolarów. Każda.
To jedyny racjonalny komentarz.
Przecież Polska już pełni rolę buforu.
Ależ Pan poszalał, twierdząc, że decyzje dotyczące Polski zapadają w Warszawie. Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać.
Pan może płakać.
Analiza jest bez zarzutu, podpisuję się pod nią. Patrzę bowiem z perspektywy przemyśleń swoich 70 lat życia. Polska jest państwem śródlądowym, nie morskim, położonym w centrum Europy, w ważnym punkcie Eurazji. Powinna ciągnąć korzyści ze swojego położenia na superkontynencie eurazjatyckim. Powinna być w Europie państwem-pośrednikiem, łącznikiem, mediatorem, czynnikiem równowagi… nie zaś państwem-awanturnikiem, któremu roją się poronione i nieaktualne koncepcje jagiellońskie i piłsudczykowskie, w wersji nader megalomańskiej i to w oparciu o egzotyczny i bardzo niepewny sojusz zaoceaniczny, zakładający służalstwo wobec całkowicie obcego supermocarstwa o odmiennych interesach. Niestety mamy tu do czynienia z powielaniem dawnego wzorca „oparcia w Napoleonie”…w krańcowo odmiennych uwarunkowaniach. Za czasów Napoleona udowadnialiśmy, że potrafimy się bić, wtedy to miało pewien sens. W tej chwili nie mamy żadnej własnej siły militarnej, jest z tym o wiele gorzej niż na Ukrainie. To, co robią nasi rządzący, jest gorsze niż wszystkie paranoje don Kichota.
Don Kichot, jak w końcu wyznał, miał przynajmniej dobre serce… co można obecnie powiedzieć o naszym narodzie, ale nie o jego zarządcach, którzy koniecznie chcą wciągnąć Polskę do wojny.
Przypominają mi się „:Dzieje głupoty w Polsce” Aleksandra Bocheńskiego.
Mirosław
Dziękuję za komentarz
Roska monarchia + chiński kapitalizm = prawica.
Amerykańska d***kracja + eurosocjalizm = lewica.
A nie boi się Pan że jak już Polska wyjdzie z UE i NATO to Putin stwierdzi że właściwie to Polska powinna wzorem Białorusi wprowadzić język rosyjski jako urzędowy i przerobić kościoły katolickie na prawosławne a księży katolickich wygnać do Watykanu no bo przecież ten posoborowy katolicyzm jest rusofobiczny ? Czy może lepiej już mówić po rosyjsku i wyznawać prawosławie niż być w UE i NATO?
Kochana Pani, na Białorusi wszyscy mówia po rosyjsku, w Polsce prawie nikt. CO pani dało to NATO? Ale konkretnie, w liczbach proszę 🙂
NATO daje Polsce to, że katechon Putin śmiertelnie boi się na NATO, zatem i na Polskę, napadać. Natomiast, jak się okazało, krajów, nawet dużych, ale do NATO nie należących, taka bariera przed katechonem Putinem nie chroni. A to jest korzyść liczona nawet w bilionach. Dolarów.
Wg oficjalnych, czyli pewnie podrasowanych przez Łukaszenkę, wyników spisu powszechnego z 2019 roku, 71,4% Białorusinów używa na co dzień języka rosyjskiego. Czyli daleko nie „wszyscy”. 26% używa białoruskiego i kilka procent innych języków (głównie ukraińskiego i polskiego).
Abstrahując już od tego, że posługiwanie się na co dzień językiem rosyjskim nie czyni jeszcze z człowieka Rosjanina, czego najbardziej aktualne przykłady widzimy dzisiaj na Ukrainie. Irlandczycy posługują się angielskim, ale za samą sugestię, że mogą być Anglikami, można od nich oberwać po mordzie.
No właśnie o to chodzi że Putin może powiedzieć – nu Paliaczki skoro wyszliście już z UE i NATO to co stoi na przeszkodzie żebyście mówili po rosyjsku i wyznawali prawosławie jak Białorusini? Po co wam ten język polski i po co wam ten posoborowy kościół katolicki? Jak jesteście Paliaczki Słowanie to mówcie tak żebym was rozumiał i wyznawajcie religię słowiańską czyli Cyrylową
No co dało NATO? Dziwnym trafem Rosja nie atakuje krajów NATO tylko te które nie są w NATO – Ukrainę, Gruzję, Syrię, Libię…
Zna Pan lepszy okres w historii Polski niż okres przynależności do NATO i bycia pachołkiem Anglosasów? Czy lepiej żylo się w PRLu albo pod zaborem rosyjskim?