Adam Wielomski: Niedouczonego prawicowca łatwo jest dziś poznać. Cechuje go „markso-centryzm”. Pod pojęciem tym rozumiem wizję, że historia świata dzieli się na dwie fazy: przed i po Marksie, przy czym sam Marks zajmuje tutaj miejsce centralne, podobne jak Chrystus dla chrześcijan. Słowem, dla prawicowych nieuków, dla których historia myśli ludzkiej i filozofii jest nazbyt skomplikowana, wszystko, co było do Marksa jest tradycyjne, dobre i nasze, a wszystko, co zaczyna się od Marksa jest złe, stając się marksizmem klasycznym, neomarksizmem lub marksizmem kulturowym. W wizji tej nawet kosmopolityczny kapitalizm staje się formą marksizmu, podobnie jak tęczowi propagatorzy LGBT. Widziałem kiedyś amerykański antymarksistowski film propagandowy, gdzie nawet zakaz posiadania w domu broni maszynowej uważano za wynik infiltracji marksizmu w USA.
Jest to nieprawdopodobnie sprymitywizowana wizja dziejów kultury zachodniej, jak i samych procesów rewolucyjnych. Otóż, marksizm nie jest ani początkiem, ani końcem, ani punktem przełomowym w tradycji rewolucyjnej. Jej początków należy doszukiwać się w awerroizmie Wilhelma z Ockham i Marsyliusza z Padwy (XIV w.). Jako ruch masowy rewolucja przeszła, jak do tej pory, przez cztery etapy:
1/ Reformacja – polegająca na emancypacji wiernych od autorytetu Tradycji, Kościoła i jego Magisterium, obiecując jednostce wolność wyznania;
2/ Oświecenie – głoszące całkowite uwolnienie wiernych nie tylko od Tradycji i autorytetu, ale w ogóle od wiary, a tych samych ludzi – występujących w państwach jako poddanych – od chrześcijańskiej monarchii;
3/ Marksizm – zajmuje dopiero trzecie miejsce w procesie rewolucyjnym, zapowiadając uwolnienie ludzi od własności i tego, co się łączy z jej istnieniem: egoizmu, zazdrości, wyzysku, prawa i państwa;
4/ Postmodernizm – to rewolucja trwająca na naszych oczach, a obiecująca uwolnienie ludzi od przyrodzonej im natury, definiującej płeć, seksualność, racjonalność, aby zaproponować wycieczkę do świata bez rozumu, który odkrywa ludzką naturę i rządzące nią prawa.
Mam wątpliwości czy frankfurtczycy, neomarksiści czy – jeśli ktoś woli (błędnie) – “marksiści kulturowi” byli jeszcze marksistami. Odrzucili i uspołecznienie własności i determinizm historyczny oparty na materializmie. Cała ich koncepcja ogranicza się do radykalnej krytyki kultury mieszczańskiej, którą chcą radykalnie zdekonstruować, usuwając kategorię prawdy i odrzucając nowożytny racjonalizm. Ten systemowy brak prawdy, negacja pojęć, płynność i relatywizowanie wszystkiego (łącznie z biologią w zakresie płci) jest charakterystyczne dla filozofii postmodernistycznej.
Magdalena Ziętek-Wielomska: Gdyby ta prawica chociaż jeszcze Marksa czytała… Próbuję sobie wyobrazić tekst napisany przez jakiegoś „prawicowca”, w którym udowadniałby, że Dialektyka oświecenia Adorna i Horkheimera stanowi kontynuację projektu Marksa i Engelsa. Niestety, można tylko pomarzyć… Sprawa jest o tyle ważna, że dyskusja na temat tego projektu ściśle związana jest z kwestią modernizacji – jej ciemnych i jasnych stron – co ma zupełnie kluczowe znaczenie dla wyboru właściwej drogi rozwojowej dla Polski. Przede wszystkim chodzi o kwestię sprawiedliwego podziału tego, co ludzie własnoręcznie wypracują, jak również o sprawę alienacji człowieka w stechnicyzowanym świecie. Podczas gdy Marks wierzył w to, że ludzkość czeka świetlana przyszłość właśnie dzięki postępowi technicznemu, Frankfurtczycy patrząc na doświadczenia II WŚ tego optymizmu już nie podzielali. Marks był bez wątpienia scjentystą, powojenna teoria krytyczna natomiast dekonstruowała naukę jako jedno z narzędzi alienacji i społecznej represji. Pytań związanych z różnymi aspektami procesów modernizacyjnych jest wiele. Niestety, nie zaprzątają one prawicowych głów, które wolą kupować różne bajeczki, które niczego nie wyjaśniają i nie rozwiązują żadnych realnych problemów.
„Jej początków należy doszukiwać się w awerroizmie Wilhelma z Ockham” – nie zgadzam się. Zarówno w przypadku Ockhama jak i początków rewolucji należy mówić nie o awerroizmie jako głównym punkcie a o nominalizmie. Tym bardziej, że spór o powszechniki wcale nie ma swojego początku w średniowieczu a jego efekt jest istotny do odbioru rzeczywistości, co pozwala stwierdzić, że rewolucja na polu filozoficznym miała miejsce o wiele wcześniej.
W punkcie 3 – „Marksizm” zapomina się, że choć oświecenie mocno starało się akcentować dualizm z naciskiem na rolę materii, tak u Marksa podstawą ontyczną jest już tylko materia. A tylko z ontologii wypływa cała reszta jego systemu (jak to u filozofów systemowych), więc brak własności jest skutkiem, nie przyczyną. Niżej również o tym parę słów.
„Próbuję sobie wyobrazić tekst napisany przez jakiegoś „prawicowca”, w którym udowadniałby, że Dialektyka oświecenia Adorna i Horkheimera stanowi kontynuację projektu Marksa i Engelsa. Niestety, można tylko pomarzyć…” – można pomarzyć nie z powodu tego, że prawica nie czyta Marksa tylko z powodu takiego, że jak ktoś z warsztatem filozoficznym Marksa czytał, to zdaje sobie sprawę, że z tego bełkotu można wyciągnąć naprawdę bardzo dużo ale jest to warte funta kłaków. I aż dziwne, że jeśli faktycznie czytała Pani Marksa to oczekuje Pani jakiejkolwiek nazwijmy to hermeneutyki ciągłości w przypadku recepcji/rozwoju jego myśli. Marksa nie rusza się przecież bez znajomości Hegla – skrajnego matoła logicznego. Co widać choćby po braku klasycznej definicji pracy u Marksa i licznych błędach logicznych w jej tłumaczeniu. To wszystko skutkuje w późniejszym „rozwoju” tej bełkotliwej myśli i takim właśnie cudem jednocześnie „można i nie można” dostrzec, że jest to efekt jednego „korzenia” myśli.
„Marks był bez wątpienia scjentystą” – podziw Marksa dla postępu wynikał nie z żadnego scjentyzmu a właśnie z materializmu z heglowską dokładką ruchów tetycznych. W ogóle nie byłbym zdziwiony, gdyby widząc efekty II WŚ. Marks powiedział „tak właśnie ma być”, a na zarzuty wysuwane przez krytyków nauki/postępu odpowiedziałby Heglem: „jeśli teoria przeczy praktyce to tym gorzej dla praktyki”. Nauka więc była tylko i wyłącznie narzędziem wynikającym z przyjęcia konkretnej ontologii. Znów kłania się przyczyna i skutek a za Arystotelesem: „prawdziwa wiedza to wiedza o przyczynach”.