Wielomski: Wielka rozgrywka

Jedność Zachodu wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej już nie istnieje. Zachód podzielił się na Anglosasów i Francję z Niemcami. To oznacza kryzys Unii Europejskiej. Jedność Zachodu mogła zaistnieć tylko w pierwszej chwili, gdy wszyscy „potępiali rosyjską agresję”. Zaraz potem mit jednogłośnej „społeczności międzynarodowej” znikł, ponieważ poszczególne państwa miały sprzeczne interesy.

Stany Zjednoczone i Wielka Brytania dążą do konfrontacji z Rosją Putina, zmiany na Kremlu i powrotu do „złotych czasów” Borysa Jelcyna, gdy Rosja uznała się za wasala wobec Waszyngtonu, a anglosascy „inwestorzy” za bezcen wykupywali perełki tamtejszej gospodarki, czyli głównie surowce. Nie chodzi tylko o przejęcie Tablicy Mendelejewa zakopanej w syberyjskiej ziemi, lecz i o odcięcie od tychże surowców Chin, które są dziś przez Anglosasów traktowane jako wróg nr 1. Dla Anglosasów Polska, Ukraina i tereny sąsiednie mają znaczenie z trzech powodów: 1/ To przedmurze Rosji i stąd przekonanie, że przeprowadzenie „pomarańczowych rewolucji” w Międzymorzu zaowocuje rewolucją w Moskwie. 2/ Stany Zjednoczone nie graniczą z Rosją, co utrudnia przeprowadzenie na nią ewentualnej agresji w celu „zaprowadzenia demokracji”, a Europa środkowa to dogodne pole do operacji wojskowej. USA potrzebują ewentualnego pola bitwy, a nasze równiny znakomicie się do tego nadają. 3/ Dla dominacji Anglosasów nad światem zagrożeniem jest projekt Nowego Jedwabnego Szlaku, czyli szlaku handlowego od Szanghaju do Paryża. Oznaczałoby to, że oceany straciłyby swój monopol na handel światowy dalekiego zasięgu, a na tychże oceanach dominuje flota USA i UK, co daje tym państwom kontrolę nad handlem światowym.

Reasumując, Waszyngton i znajdujący się w tej rozgrywce w cieniu Londyn potrzebują Międzymorza do konfrontacji i przejęcia Rosji i dla zablokowania powstania wielkiego organizmu gospodarczego Eurazji. Stąd w moim wypowiedziach na ten temat określam Międzymorze jako anglosaski „geopolityczny cierń” między UE a Chinami i Rosją. Dlatego Anglosasi będą podtrzymywać zdolności bojowe armii ukraińskiej i maksymalnie przedłużać ten konflikt (w zwycięstwo Ukrainy raczej trudno wierzyć, gdyż zremisowanie w tej wojnie byłoby jej wielkim sukcesem). W końcu Boris Johnson zaproponował stworzenie jakiejś mglistej unii pomiędzy Londynem, Warszawą, Kijowem i państwami nadbałtyckimi. Wszystko po to, aby podtrzymać wiarę w realność skutecznej obrony przed wojskami rosyjskimi, które – wbrew propagandzie serwowanej nam przez polskie media – uzyskują w wojnie coraz bardziej znaczącą przewagę na polu bitwy, co dla żadnego analityka nie jest raczej zaskoczeniem.

Cele Niemiec i Francji są całkowicie przeciwstawne niż Anglosasów, acz nie są wprost wyrażane z powodu opinii publicznej tych państw, krytycznie nastawionej do rosyjskiej agresji. Ta niechęć jest mocno widoczna w Niemczech, jest podsycana przez media należące do amerykańskiego kapitału i politycznie wspierana przez opozycyjną CDU. Francuzi też do tej pory wyrażali swoje stanowisko półgębkiem, gdyż mieli wybory prezydenckie i parlamentarne. Dlatego jako jedyny stanowisko „unijnego centrum” wyrażał jedynie Viktor Orban, ponieważ wygrał wybory parlamentarne a węgierska opinia publiczna nie popiera Ukrainy. Generalnie Berlin i Paryż stoją na stanowisku, że konkurencyjność ich gospodarek zależy od stałych i stabilnych dostaw surowców z Rosji, stanowiących podstawowe paliwa dla przemysłu ciężkiego i dla tutejszej motoryzacji. W dodatku rynek rosyjski stanowi atrakcyjnego partnera dla eksportu z tych państw. Francja i Niemcy nie są zainteresowane „pomarańczową rewolucją” w Moskwie i ustanowieniem panowania jakiegoś proamerykańskiego Jelcyna-bis, który wyprzeda za bezcen wszystkie surowce anglosaskim wielkim korporacjom. Oznaczałoby to, że Anglosasi uzyskaliby kontrolę nad surowcami niezbędnymi dla gospodarek najważniejszych państw UE. W dodatku realizacja wielkiego projektu Nowego Jedwabnego Szlaku oznaczałaby znaczące ożywienie gospodarek Francji i Niemiec, które łatwo weszłyby na rynki Chin. Z perspektywy Berlina i Paryża projekt Międzymorza również odbierany jest jako „geopolityczny cierń”, grożący utrudnieniem handlu z Chinami, sprowadzaniem surowców z Rosji, etc. Walcząca Ukraina dla tego układu geo-ekonomicznego stanowi problem, podobnie jak i wspierająca Kijów Polska. Emmanuel Macron i Olaf Scholz oczywiście nie powiedzą tego głośno, lecz zapewne żałują, że armia rosyjska w ciągu tygodnia nie zdobyła Kijowa i nie zakończyła konfliktu trwałą wasalizacją Ukrainy.

Z powyższych powodów brytyjska propozycja stworzenia unii czy konfederacji Londyn-Warszawa-Kijów-nadbałtyka to nie tylko, opisany powyżej, „geopolityczny cierń” między UE a Eurazją. O ile dla Paryża Polska nie ma istotnego znaczenia i zapewne Francuzi bez żalu pożegnaliby się z Polską, gdyby ta chciała opuścić UE, to stanowi to problem dla Berlina. Niemcy chcą mieć i handel z Eurazją, rosyjskie surowce i panowanie polityczno-ekonomiczne nad Mitteleuropą, czyli nad Międzymorzem. Dlatego po rzuceniu przez Borisa Johnsona projektu unii, konkurencyjnego wobec UE i mogącego zakończyć się nawet Polexitem, zaczęli przeciwdziałać. Do opinii publicznej przedostały się dwie próby takiego przeciwdziałania: 1/ Podróż Scholza i Macrona do Kijowa, w trakcie której dość cynicznie zaproponowali Ukrainie status „kandydata” do UE, wiedząc, że członkostwo to nigdy się nie zmaterializuje. 2/ Komisja Europejska wszczęła postępowanie przeciwko Londynowi z powodu chęci zignorowania postanowień Brexitu o granicy celnej pomiędzy UK a Irlandią i Irlandią Północną.

Słowem, wojna rosyjsko-ukraińska pokazuje, że Unia Europejska w obecnym kształcie nie może istnieć. W imię jej zachowania w obecnym składzie Berlin i Paryż muszą ulec Anglosasom, albo wyemancypować się trwale spod amerykańskiej kurateli ryzykując wyjście z UE kilku państw Europy wschodniej, na czele z Polską.

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 66 Average: 4.7]
Facebook

9 thoughts on “Wielomski: Wielka rozgrywka”

  1. Co z tego, że ma Pan i wielu podobnie myślących rację. I mogę się z Panem zgadzać „do samego końca mojego lub tej planety”, skoro niczego to nie zmieni. Skończę chyba z tą swoją pisaniną. Na koniec taka krótka historia głupoty, filozofii i pewnego fachowca. Pod rozwagę na każdą porę roku.
    Ludzie „Homo sapiens gatunek ssaka naczelnego” z definicji osobniki rozumne. Dzielą się w istotnej części na bezmyślnych, na w większości uprawiających gimnastykę umysłową i tych, co te ćwiczenia mentalne wynieśli na wyżyny akrobatyki w porywach cyrkowej. Ci pierwsi otumanieni reklamami i nie tylko wpierdalają czekoladę, wierząc niezachwianie, że przyspiesza pracę mózgu. Ale u nich nie ma czego przyspieszać, w rezultacie stają się głupi i grubi. Drudzy krnąbrni i z charakterem są jak niewzruszony „glina” z dowcipu, który na uwagę „nie mówi się okazać dowód osobowy tylko osobisty” reaguje „nie filozuj”. Ostatni mądrale przez stulecia tworzyli i tworzą spasione, jak opętani konsumenci sieci McDonald’s, tomy ksiąg pełne traktatów filozoficznych, idei i innych narcystycznych samozachwytów, zapominając, że tak ekstremalna woltyżerka mózgowa dla nieprzygotowanych kończy się zwykle kontuzją. A bez metafor. Patrząc z oddali, olewając szczegóły z diabłem w środku. Już w czasach zamierzchłych człowiek podbechtany napierdalał maczugą na prawo, lewo i środek. Robi ten łomot nieprzerwanie nadal, tylko teraz z daleko bardziej wyrafinowaną technologią, równie wymyślnym okrucieństwem i na niespotykaną skalę. Nie raz powtarzam w myślach „kurwa nie wierzę, że to dzieje się naprawdę”, no dzieje się. Wygląda, że ten ułomny, zwyrodniały świat skonstruował ślepy zegarmistrz, mszcząc się za swoje kalectwo.

  2. Zadziwiające. Kraje anglosaskie chcą „przejąć za bezcen” rosyjskie surowce, natomiast Chiny, Niemcy i Francja „przejąć za bezcen” rosyjskich surowców nie chcą. W swojej głęboko etycznej uczciwość chcą za nie płacić dużo wyższe ceny.

    A nie, wróć, chcą mieć „tanie surowce”. Ale tanie, czyli poniżej cen rynkowych, surowce z Rosji mogą mieć wyłącznie wtedy, kiedy różnicę płacą w jakiś inny sposób, np w postaci jakiś koncesji politycznych. Tak czy owak „tanie rosyjskie surowce” to mit. Zresztą udział surowców i ich cen w tak rozwiniętych gospodarkach jak niemiecka i francuska jest znikomy. CAŁY handel z Rosją to raptem 2% niemieckiego PKB. (z Polską – 5%) W przypadku Francji jeszcze mniej.

    Morskie szlaki handlowe zawsze będą miały tę przewagę nad lądowymi, że transport kilograma ładunku morzem jest znacznie tańszy niż lądem. Szlak lądowy może konkurować z wodnym tylko wtedy kiedy jest znacząco krótszy, albo znacząco szybszy. W przypadku nowego „jedwabnego szlaku” obie te przewagi są bardzo wątpliwe, a nawet jakby nie, to i tak ten szlak dotyczy tylko handlu Chin z Europą, a już z Ameryką nie.

    Poza tym skoro wszyscy (USA, UE, Chiny, etc) chcą „tanich surowców z Rosji” to najlepszym do tego celu sposobem jest właśnie upadek Rosji w dotychczasowym kształcie politycznym i terytorialnym, bo wysokie ceny surowców są właśnie wywołane rosyjską polityką.

    Nieprawdą jest nawet to, że USA nie graniczy z Rosją. Jak najbardziej graniczy. W Cieśninie Beringa najmniejsza odległość między wyspą rosyjską a amerykańską wynosi mniej niż 4 km. (słownie cztery kilometry). To raczej właśnie Polska nie graniczy z Rosją, tylko z jej kaliningradzką eksklawą.

    1. „Tak czy owak „tanie rosyjskie surowce” to mit.” – takie bzdury może opowiadać tylko zaczadzony ignorant, który nie żyje realnie a jedynie w wyciągniętych z kontekstu statystykach z blogów czy innych, równie poważnych źródeł albo bezmyślnie fetyszyzuje PKB, którego nikt poważny od dawna nie traktuje jako sensownego wyznacznika czegokolwiek (podobnie jak IEF zresztą). Wystarczy spojrzeć na cenę węgla na przestrzeni ostatniej dekady i porównać rosyjski z polskim. W świetle obecnego kryzysu w tej branży trzeba być kompletnym kretynem, żeby napisać o micie taniego rosyjskiego surowca. Może konieczna jest wersja dla opornych i poczekajmy do jesieni – pogadamy wtedy o mitach tanich surowców z Rosji. Oczywiście proszę to wtedy opowiadać szczególnie tym, którzy nie mają możliwości grzania domu innym surowcem a za polski, o ile dostaną, będą płacili nie 3300 za tonę jak teraz a pewnie więcej, jeśli nic się nie zmieni. I mówię nie tylko o kosztach w wąskim tego słowa znaczeniu, żeby geniusz się nie doczepił, że pisał o jakichś (nie jakiś!) koncesjach.

  3. „Oznaczałoby to, że oceany straciłyby swój monopol na handel światowy dalekiego zasięgu, a na tychże oceanach dominuje flota USA i UK, co daje tym państwom kontrolę nad handlem światowym.”

    Wśród 10 największych armatorów kontenerowych nie ma ani 1 z UK i USA. Tę 10 tworzy 4 armatorów z kontynentalnej Europy Zachodniej z DK, IT, FR i DE oraz 6 dalekowschodnich z CN, JP, HK, TW i KR.

    „ryzykując wyjście z UE kilku państw Europy wschodniej, na czele z Polską.”

    Myślę, że to scenariusz typu political fiction. Nie tylko dlatego, że Polska jest najbardziej prounijnym krajem całej wspólnoty. Prędzej beneficjenci unijnej kroplówki (przedsiębiorcy, rolnicy, samorządowcy) przeprowadzą zamach stanu, niż dopuszczą do zakwestionowania polskiej obecności w UE.

    1. Armatorów może i nie ma na liście, ale to nie armatorzy kontrolują szlaki handlowe tylko flota marynarki wojennej, a tu dominują anglosasi.

  4. Po pierwsze – nawet jeśli Rosja i Chiny utworzą jedno państwo federacyjne z ponad 1,5 mld mieszkańców, chińską gospodarką i rosyjskim arsenałem jądrowym, to taki moloch i tak będzie słabszy niż USA. Co więcej – będzie ze 2,5 raza słabszy od sojuszu USA+UK+UE+Japonia+Korea Południowa. Na 100% przegra zimną wojnę.

    Kolejna sprawa – Francja+Niemcy nie dysponują nawet 50% potęgi USA (demograficznej, ekonomicznej, militarnej), nie wspominając o sojuszu państw anglosaskich. Francja i Niemcy mogą sobie co najwyżej pozwolić na to, żeby od czasu do czasu zająć stanowisko neutralne względem sporów USA -ChRL, zaś w 85% przypadków będą grali do tej samej bramki co USA. Na tym polega mityczna jedność Zachodu i kolektywne poszczekiwanie d***kratycznych ratlerków.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *