Dyskutując o Rosji, wielu moich znajomych odwołuje się do zachodnich wzorców i standardów, oczekując od Rosji tego samego. Widząc, że Rosja ani myśli iść za ich szczerą radą, pokazując przy okazji, jak bardzo jest immunizowana na ideologiczne prądy płynące z Zachodu, potępiają ją w czambuł, dochodząc do jakże oczywistego wniosku, że za wschodnią granicą mamy cały czas do czynienia z „Imperium zła”.
Irytuje ich argumentacja, że w polityce nie należy obrażać się na fakty, a te w przypadku Rosji są jednoznaczne i pokazują, że jakakolwiek próba skłonienia rosyjskiego niedźwiedzia, by zaczął pląsać w rytm bębenka praw człowieka czy liberalnej demokracji jest nieporozumieniem oraz że Rosja, broniąc się przed westernizacją, odrzucając suflowany jej liberalny modus operandi, chroni nie tylko swoją tożsamość (jakkolwiek ocenianą), ale przede wszystkim zachowuje wewnętrzną spoistość, co dla państwa o mocarstwowych aspiracjach, a takim państwem jest bez wątpienia Rosja, jest sprawą zasadniczą. Dlatego Kreml z pełną konsekwencją, a kiedy trzeba także brutalnością, zwalcza wszelkie próby wywoływania „rosyjskiej wiosny” czy moskiewskiego Majdanu.
Rosja, jak mówią co bardziej złośliwi komentatorzy, to stan umysłu. Jej doskonałą charakterystykę dał swego czasu wybitny polski historyk Stanisław Kutrzeba w interesującej pracy „Przeciwieństwa i źródła polskiej i rosyjskiej kultury” z 1916 roku, pisząc:
„Nie było w Rosyi miejsca na zasadę prawa, zastępowała ją inna zasada: władzy, władzy bezwzględnej, której wszyscy ulegać muszą i powinni, władzy, dla której czcią przeniknięte całe społeczeństwo: to „samodzierżawie”. Nie było tu sejmu z prawami takiemi, jak na Zachodzie, nie rozwinął się zgoła samorząd, którego nawet miasta nie zaznały, poddane pod zwykły zarząd urzędników cara, a ludność wiejska, pozbawiona przez wieki praw wszelkich do ziemi, która „gminną” była, odbieraną co czas jakiś chłopom, na dusze była sprzedawana jeszcze w XIX stuleciu”.
Dlatego demokracja w dzisiejszej Rosji, to jedynie make-up, z którym większości Rosjan jest do twarzy. Wolą to, niż proponowany im przez Zachód liberalno-demokratyczny botoks. Można się na taką sytuację obruszać i pałać świętym oburzeniem, niemniej to święte oburzenie w żaden sposób nie zmienia faktu, że Rosja idzie własną drogą, w niewielkim stopniu styczną z tym, co uosabiają europejskie i euroatlantyckie salony. Stąd Rosja jest dla Polski problemem. Ale nie jest to problem natury militarnej czy cywilizacyjnej, jak sugerują „znawcy” tematu, lecz problem natury poznawczej. Niby wszystko o Rosji wiemy, ale wciąż w niewielkim stopniu ją rozumiemy.
Błędem jest, że Rosji nie postrzegamy, jako państwa racjonalnego. Tymczasem jest ona państwem do bólu racjonalnym, które kieruje się zimnym rachunkiem zysków i strat. Nie podejmuje pochopnych decyzji i jest w dużej mierze przewidywalna. Moglibyśmy to umiejętnie wykorzystać, tyle że w Polsce nie ma po prostu komu tego zrobić. Nie widać na horyzoncie żadnej realnej siły politycznej, która byłoby w stanie schłodzić wysoką temperaturę relacji polsko-rosyjskich, tak by od stanu permanentnego wrzenia i maligny przejść do stanu przynajmniej podgorączkowego.
W polityce, jak mawiał Winston Churchill, nie ma wiecznych przyjaciół, a są tylko wieczne interesy. Z Rosją takie interesy mamy, pomimo tragicznego balastu historycznego. Trzeba je tylko na nowo skatalogować i – co niełatwe – wyekstrahować od kontekstów historycznych oraz, co nie mniej istotne, od amerykańskiej kurateli. By tak się stało, potrzebne jest w polityce „nowe ludzi plemię”, wolne od kompradorskiego myślenia, mające dystans do rusofobicznych elit i mediów, które zdominowały narrację na tym odcinku. Póki co, pozostaje patrzeć jak kropla drąży skałę.
Czy jest szansa na ocieplenie klimatu na linii Polska – Rosja w nieodległej perspektywie? To bardzo wątpliwe, gdyż w wojenny bębenek, który zawiesił nam na szyi Wuj Sam, tłuczemy wyjątkowo donośnie, robiąc za pociesznego dobosza, który za parę amerykańskich konserw z demobilu, gotów jest pójść z tym bębenkiem nawet na ruskie tanki. Trudno zatem, by w takich okolicznościach powstał stosowny klimat dla przywrócenia normalnych relacji polsko-rosyjskich.
Żyjemy błędnym przekonaniem, że Rosja dybie na naszą niepodległość i tylko czeka, by dokonać kolejnego rozbioru. To myślenie historyczne, które sprawia, że z Rosją jesteśmy jedynie na dyplomatycznym „standby-u”, a to stanowczo za mało, jak na możliwości i potrzeby takiego kraju jak Polska.
Maciej Eckardt
Myśl Polska, nr 35-36 (26.08-2.09.2018)