Ulegam nieodpartemu wrażeniu, iż napad Rosji na Ukrainę dokonany 24 lutego br. wyznacza pewną cezurę w dziejach świata, niestety zwiastującą, że będzie raczej gorzej. Mówiąc „gorzej” mam na myśli perspektywy cywilizacji zachodniej. Zło, które się dokonało nie dotyczy bowiem tylko ofiar tej nieszczęsnej wojny, bo z tego punktu widzenia ocena każdej wojny budzi zrozumiały sprzeciw. Nie dotyczy tylko Ukrainy, bo ta wcześniej czy później wyjdzie na prostą, a naród ukraiński dostanie do ręki nowy mit założycielski (inny niż ci nieszczęśni Banderowcy), który wypełni karty podręczników historii opisem bohaterstwa ukraińskich żołnierzy i ludności cywilnej w obliczu agresji strasznego wroga. W większym stopniu dotyczy przyszłości Europy i Rosji, a także Polski, która w całej tej sytuacji odegrała dwuznaczną rolę.
W Europie dojdzie – moim zdaniem – do erupcji myślenia liberalno-lewicowego, które prezentowane będzie jako jedyna alternatywa dla zaściankowości i konserwatyzmu Putina, a także sprzyjających mu prawicowych europejskich partii. Wszelkie próby racjonalnego uzasadniania sytuacji oskarżane będą o uleganie czarowi „ruskiej onucy” bądź budowę V kolumny Putina. Nie zostanie wzmocniona żadna opcja patriotyczna w Europie, jak to się marzy PiS-owi, ale raczej multi-culti i agenda LGBT, podczas gdy partia rządząca Polską zakwalifikowana zostanie – ku jej zdumieniu – do przyjaciół Kremla, wespół z Fideszem Orbana i innymi europejskimi partiami, z którymi niedawno spotykano się w Warszawie i Madrycie.
Przede wszystkim obawiam się jednak o przyszłość projektu współpracy Europy z kontynentem azjatyckim, realizowanej za pośrednictwem Nowego Jedwabnego Szlaku. Poszczególne odnogi tego projektu inwestycyjnego obejmują nie tylko Ukrainę wraz jej Morzem Czarnym, którego żegluga – jak wiadomo – już od dawna jest sparaliżowana, obejmują one przede wszystkim terytorium Białorusi czy Federacji Rosyjskiej. Ta ostatnia odpowiedzialna jest za ważne inwestycje na szlaku, jak wybudowanie autostrady Meridian będącej rosyjską częścią liczącego 8,5 tys. km. połączenia drogowego z Szanghaju do Hamburga. Także Rosyjskie Koleje Państwowe są ważnym przewoźnikiem w ramach szlaku. Czy w obliczu tragedii plany te będą jeszcze aktualne?
Nie jest zatem przypadkiem, iż Chiny nie są zachwycone – mówiąc oględnie – agresją rosyjską na Ukrainie, uderzającą nie tylko w ich interesy, ale i w azjatycką filozofię współpracy i rozwoju. Co prawda w dniu inwazji Rosji na Ukrainę Państwo Środka sprzeciwiło się nazywaniu rosyjskich działań „inwazją” i oskarżyło USA o podsycanie napięć (szczerze mówiąc początkowo też tak to oceniałem). Także zapewnienia chińskiego szefa MSZ Wanga Yi odwoływały się do „twardej jak skała” przyjaźni chińsko-rosyjskiej oraz zgłaszały gotowość Państwa Środka do działań mediacyjnych. Z drugiej jednak strony państwo to wyrażało głębokie ubolewanie z powodu tego co się stało, a chińskie banki ICBC, Bank of China czy Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych zaczęły nakładać sankcje na kontrakty handlowe z Rosją.
Także Rosja swoim niefortunnym posunięciem zniszczyła wszystko to co było dobrego w jej polityce, a co na przestrzeni uprzednich lat z mozołem budowała zapewniając niezależność rosyjskiej strefy wpływu od globalnej i kosmopolitycznej finansjery, ofiarując też prostym Rosjanom coś na kształt poczucia godności osobistej. Wraz z wszczęciem działań militarnych ostatecznie przyczynia się – jak sądzę – do poszerzenia wpływów paktu atlantyckiego, a z drogiej strony UE i jej lewicowo-liberalnej, globalistycznej filozofii, z którą wcześniej tak zawzięcie walczyła.
Bo to, że swoją rozgrywkę o Ukrainę ostatecznie przegra, jest raczej oczywiste. Po prostu w dzisiejszych czasach wojnę prowadzi się nie tylko na polach bitewnych. Istotną rolę odgrywa walka o świadomość, a trudno sobie wyobrazić, nawet w przypadku przychylnego dla Rosji biegu wypadków na froncie, by Ukraińcy kiedykolwiek dali się przekonać do idei „Ruskiego Miru”, a nawet jakiejś współpracy ukraińsko-rosyjskiej realizowanej pod hasłem pojednania pomiędzy Słowianami. Pokazują to już publikowane badania opinii społecznej, z których wynika, iż poparcie dla linii władz Ukrainy deklarują obecnie także ci, którzy przed wojną byli skłonni zagłosować na partie obozu prorosyjskiego. Swoją drogą to wielka szkoda, że pomiędzy bratnimi narodami po raz kolejny w dziejach dochodzi do bezsensownych, bratobójczych przelewów krwi.
Stało się zatem coś złego. Jednak kto jest za to odpowiedzialny? Przypomnijmy sobie, że na przestrzeni ostatnich 2-3 miesięcy mieliśmy do czynienia z sytuacją narastającego zagrożenia, na skutek emocji nakręcanych przez opinie i wypowiedzi obecne w massmediach i kreowane przez polityków, dziennikarzy i komentatorów. Sytuacja narastała stopniowo i sukcesywnie, aż do stanu wrzenia i erupcji wulkanu.
Występowała tu pewna powtarzalność jak w filmie „Dzień świstaka”, powtarzalność potęgująca dezinformacyjną huśtawkę podsycaną przez obie strony konfliktu. „Słowa, słowa, słowa” – chciałoby się powtórzyć za Hamletem Szekspira. Każdego dnia słyszeliśmy zatem te same wciąż powtarzające się zaprzeczenia Rosji, jakoby zamierzała wtargnąć do Ukrainy, a jednocześnie państwa Zachodu i Ukraina twierdziły, że inwazja może nastąpić w każdej chwili. W tym samym czasie Ukraina oskarżała Rosją o prowokacyjne ostrzały na Donbasie, a Rosja dokładnie to samo przypisywała Ukrainie. Działaniom tym towarzyszyły nerwowe manewry wojsk zarówno jednej, jak i drugiej strony. Była to wojna nie tyle na argumenty, co na emocje, na strach i panikę, które udzielały się odbiorcom i ograniczały ich zdolność do racjonalnego myślenia. Do pewnego momentu Putin grał skutecznie i w myśl filozofii dalekowschodniej, którą Parag Khanna w dziele „Przyszłość należy do Azji” określił mianem taktyki „kung-fu”– symulował ciosy, nie doprowadzając ich do końca.
Ten kto by myślał, że Putin zadowoli się jednak rozgrywką dyplomatyczną nie rozumie logiki funkcjonowania wielkich imperiów. Walka na argumenty, to było zawsze słowo przeciwko słowu. Jednocześnie w ramach tej wymiany opinii, formułowano względem Rosji oskarżenia coraz cięższego kalibru, zanim jeszcze ta ostatnia na nie zasłużyła. W ten sposób eskalowano nie tylko atmosferę strachu, ale i nienawiści do Rosji. Wyczuwało się podnoszenie napięcia, w kółko powtarzanym sloganem: zaatakuje !, zaatakuje !, zaatakuje ! na co Putin zdawał się odpowiadać: No dobra, skoro chcecie, no to macie ! Bezpośrednią odpowiedzialność za wybuch wojny ponosi zatem Rosja, jednak podżegaczy wojennych było wielu – USA, Unia Europejska, a w ramach tej ostatniej Polska.
Pamiętajmy, że Rosjanie są bardzo wrażliwi na punkcie własnej godności, nie lubią być nieustannie pouczani, przywoływani do porządku bądź zmuszani do przeprosin za grzechy przodków. Zwłaszcza, iż ci, którzy ich do tego przymuszają, czyli elity demoliberalnego świata robią to z perspektywy własnej pychy i poczucia wyższości, choć z drugiej strony też niejedno mają za uszami. Stąd wydaje się, że mimo wszystko rację miały te środowiska europejskich formacji politycznych (np. Orban, Salvini, Le Pen, przedstawiciele hiszpańskiego Vox-u), które próbowały dojść do jakiejś formy porozumienia z rosyjskim prezydentem, by nie doprowadzić do eskalacji napięcia, a w konsekwencji katastrofy, która rozegrała się na naszych oczach.
Także karta ukraińska rozgrywana tu była instrumentalnie. Nie miejmy złudzeń, że Zachodowi bądź Polsce leży na sercu los tego cierpiącego narodu. Mam wrażenie, że Ukraina znalazła się nie z własnej winy między młotem a kowadłem. W końcu ulokowana jest u wrót wejściowych do „serca lądu” („Heartlandu”) – jak określał obszar Euroazji brytyjski geograf John Halford Mackinder. Stąd to na jej terytorium dochodzi do „koncertu mocarstw”. W rzeczywistości zatem liczy się tu geopolityka i zderzenie nagich sił pragnących sprawować władzę nad tą strategiczną przestrzenią, a nie kwestie humanitarne, prawo do samostanowienia narodów i inne hasła, którymi tak lubi szermować demoliberalny Zachód. Moralne oskarżenia wsparte retoryką praw człowieka to tylko maska, pod którą skrywają się rzeczywiste intencje, choć naprawdę nikt się do tego nie przyznaje.
I piszę to jako osoba, której szczególnie bliski jest los Ukrainy, osoba która nieraz bywała w tym kraju organizując choćby misje handlowe w Odessie i powiązania gospodarczo-transportowe polskich portów morskich z Ukrainą. Pozostaje mieć nadzieję, że wcześniej czy później dojdzie do jakiejś formy opamiętania, a także pojednania między bratnimi narodami słowiańskimi. Przede wszystkim jednak, że na tym konflikcie nie straci największy projekt geopolityczny naszych czasów czyli Nowy Jedwabny Szlak.
Michał Graban
Straszne głupoty piszesz człowieku.
Jakbyś spał snem ruskiego miru.
„Podżegacze wojenni”, „ Rosjanie są bardzo wrażliwi” (widzimy w Mariupolu jak bardzo), „zmuszani do przeprosin za grzechy przodków” nie muszą być, bo mają własne!, „ dojść do jakiejś formy porozumienia z rosyjskim prezydentem” – naprawdę nadal są tacy, którzy mają ten rodzaj naiwności?, i na koniec hit: „pojednania między bratnimi narodami słowiańskimi” ?
To ma być konserwatyzm ? To czysta głupota lub ruska propaganda!
Zdejmijcie to z afiszu te popłuczyny pseudointelektualne, albo ośmieszajcie się dalej publikując każdą pomyślaną bzdurę.
(…)Rosjanie są bardzo wrażliwi” (widzimy w Mariupolu jak bardzo),(…)
Każda armia ma swoje Nargal Khel.
Nie wierzę w doniesienia z Mariupola, przecież to jest chyba czysto rosyjskie miasto.
Co się redakcja hamuje… proszę od razu, że ta cała wojna to jedna wielka ściema.
Mariupol jest miastem ukraińskim. Co najwyżej rosyjskojęzycznym.
’swoją rozgrywkę o Ukrainę ostatecznie przegra, jest raczej oczywiste.”
załóżymy się panie Autorze>ŻE NIE PRZEGRA !!!
Natomiast z całą pewnością mogę napisać:
PRZESRAL…….ŚMY Polskę
'obalając komunę-odzyskując-niepodległość-dekomunizując’ post1989.
I tak przy okazji, gdzie byłeś gostku kiedy:
gdzie byłeś gostku, kiedy
'2014 at the Maidan and last week – an eight-year period – about 20,000 people have died in the Russia-Ukraine war, virtually all of them killed by the Ukrainians (many by the neo-Nazi Azov Battalion, funded by the US State Department and armed with Israeli weapons)”
czy kiedy 'świat pod wodzą USA-NATO-WB-IZRAEL zmierzał w jedynym słusznym kierunku’ i wywoływał wojny>>:
West Papua War, ~300,000 dead
Guatemalan Civil war, ~100,000 dead
El Salvadorian Civil war, ~75,000 dead
Shining path insurgency in Peru, ~60,000 dead
The Iran-Iraq war, ~1,000,000 dead
The Ugandan Bush war, ~300,000 dead
1982 Lebanon war, ~18,500 dead
Second Sudanese Civil war, ~1,750,000 dead
Sri Lankan Civil war, ~100,000 dead
1983 Kurdish rebellion, ~110,000 dead
Marxist revolt in Sri Lanka, ~70,000 dead
LRA insurgency in Uganda, ~100,000 dead
First Armenian-Azeri war, ~35,000 dead
Bougainville conflict, ~17,500 dead
Afghan civil war 1989-1992, unknown but in the tens of thousands
Kashmir insurgency, ~75,000 dead
First Liberian Civil war, ~200,000 dead
Rwandan Civil war, ~650,000 dead
Croatian war of independence, ~23,000 dead
Sierra Leone Civil war, ~60,000 dead
Algerian Civil war, ~150,000 dead
1991 Iraqi uprising, ~100,000 dead
Afghan Civil war 1992-1996, unknown but in the tens of thousands
Abkhazian war, ~27,500 dead
Tajikistan Civil war, ~50,000 dead
Burundi Civil war, ~300,000 dead
Second Armenian-Azeri war, ~34,000 dead
1994 Yemeni Civil war, ~10,000 dead
First Chechen war, ~70,000 dead
Nepal Civil war, ~17,800 dead
Afghan Civil war 1996-2001, unknown but in the tens of thousands
First Congo war, ~500,000 dead
Republic of the Congo Civil war, ~20,000 dead
Eritrean-Ethiopian war, ~300,000 dead
Second Congo war, ~5,500,000 dead
Second Liberian Civil war, ~50,000 dead
Ituri war, ~63,700 dead
Second Chechen war, ~175,000 dead
War in Darfur, ~300,000 dead
Niger Delta war, ~15,000 dead
Yemen Civil war, ~377,000 dead
Kivu Conflict, unknown but in the hundreds of thousands
Mexican drug war, ~375,000 dead
Boko Haram insurgency, ~350,000 dead
South Sudanese Civil war, ~383,000 dead
Second Libyan Civil war, ~15,000 dead
Tigray war, ~10,000 dead
a jeszcze dolicz sobie dziesiątki tysięcy Palestyńczyków – od NAKBA 1948 – eksterminowanych przez tą samą jaczejkę: USA-IZRAEL-NATO
czy śmierć 500 000 dzieci w Iraku (bo sankcje) co ZBRODNIARKA wojenna Albright (kumpela Gieremka-’przyjmowała’ nas do NATO>dzięki 9 mln głosów Polonii!!>>przynajmniej tak powiedziała) określiła WORTH IT>warto było.
To to był ten DOBRY KIERUNEK świata???
który to Putin 'zburzył”!!!.
„W Europie dojdzie – moim zdaniem – do erupcji myślenia liberalno-lewicowego, które prezentowane będzie jako jedyna alternatywa dla zaściankowości i konserwatyzmu Putina…”
Szanowny Autor chyba niedowidzi. Toż Rosja w skrytości propagandowo przewodziła dwom krańcom politycznego spektrum: starsze panie z kościelnej kruchty żądające bezwzględnego zakazu aborcji i antifa robiąca rozruchy przeciwko Trumpowi byli agentami Kremla. Oni sami by temu zaprzeczyli, ale fakt pozostaje faktem, że Rosja ruszyła na Ukrainę pod pretekstem walki z nazizmem i została pobłogosławiona przez Cyryla. Komuniści i faszyści, czyli zwolennicy autorytaryzmu, zjednoczyli się pod przywódcą Putinem. Kiedy ich teraz odejmiemy, to pozostanie polityczny środek, a w nim strona patriotyczna będzie zwalczana przez chłodny, „antynacjonalistyczny”, tradycyjny liberalizm (Tusk). Ta wojna pomiędzy frakcjami już się rozpoczęła.
Mówi się, że „Putintern” to sojusz skrajności. Dosadnie pokazuje to następująca grafika:
https://i.imgur.com/kHE45or.png
Dokładnie na odwrót. Świat bez Putina i bez Rosji w obecnym kształcie politycznym, ekonomicznym i terytorialnym, będzie dużo lepszym miejscem niż świat obecny. Bezpieczniejszy, a bogactwo będzie w nim wytwarzane bez przeszkód. Tereny dzisiaj jeszcze rosyjskie, to jedna wielka cywilizacyjna pustynia, bez dróg, kanalizacji, a nawet, na dużych obszarach, elektryczności. Ogromne pole do inwestycji i pomnażania kapitału.
Ostatecznie nie tylko Ukraińcy, ale i Rosjanie, wcale nie chcą, aby katechon Putin bronił ich przed korporacjami, globalizacją, konsumpcjonizmem i Klausem Schwabem, metodą wpędzania ich w nędzę i głód (bo wtedy żaden konsumpcjonizm im w głowach na pewno nie namąci) 🙁