„Polskie prawo jest dyktowane w obcych ambasadach, nowelizacje ustaw są pisane w tajnej siedzibie Mosadu” – mówi Jacek Wilk w rozmowie z A. Wielomskim

Czy Konfederacja jest projektem obliczonym na wybory do Parlamentu Europejskiego, gdzie wszystkich łączy euro-sceptycyzm, czy też będzie kontynuowany w wyborach do Sejmu?

– Zdecydowanie celem Konfederacji jest wprowadzenie na jesieni tego roku jak najliczniejszej reprezentacji do Sejmu RP. Kalendarz wyborczy oczywiście „wymusza” uprzednie startowanie w majowych wyborach do europarlamentu, ale dla Konfederacji to akurat bardzo dobry zbieg terminów, gdyż te najbliższe wybory stwarzają bardzo dobrą okazję do jak najlepszego „wybicia się” w sondażach oraz przebicia do szerokiej świadomości wyborców.

Ale tak właściwie, poza eurosceptycyzmem i sprzeciwem wobec establiszmentu, co łączy poszczególne człony Konfederacji, szczególnie dwa filary tej układanki, czyli wolnościowców i narodowców?

– Obecna polityka rządów PiSu spowodowała, że łączy nas teraz w pierwszej kolejności sprawa absolutnie fundamentalna – kwestia suwerenności Polski. PiS w sposób kroczący tejże suwerenności się zrzeka: zaczęło się w 2009 roku od podpisania przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Traktatu Lizbońskiego, który uczynił z Polski jeden z landów euroRzeszy, a obecnie mamy wręcz jawne podporządkowywanie polskiej racji stanu interesom innych państw. Polskie prawo jest dyktowane w obcych ambasadach, nowelizacje ustaw są pisane w tajnej siedzibie Mosadu, a w sprawie bezpodstawnych roszczeń przemysłu Holokaustu rząd w tajemnicy przed obywatelami negocjuje warunki rekompensat dla zagranicznych organizacji za mienie pozostawione bez spadkobierców przez polskich obywateli, zamordowanych przez niemieckiego okupanta. Na szczytach międzynarodowych organizowanych w Warszawie, na zlecenie innych stolic, Polska i Polacy są jawnie obrażani i upokarzani, a PiS podchodzi do tego na kolanach, tłumacząc te ataki specyfiką kampanii wyborczej w Izraelu. Rząd abdykuje także w zakresie polityki energetycznej Brukseli, niszcząc konsekwentnie suwerenność energetyczną Polski i uzależniając nas coraz bardziej od zagranicznych nośników energii lub technologii do jej wytwarzania. Nie jest przypadkiem, że to właśnie za rządów PiS sprowadza się do naszego kraju rekordowe ilości węgla – zamykając w tym samym czasie kolejne polskie kopalnie, mimo że mamy ogromne ilości węgla. Innymi słowy głównym spoiwem Konfederacji – wobec tak prowadzonej polityki obecnych rządów – stal się postulat przywrócenia polskiej suwerenności i podmiotowości i nie ma w tym postulacie żadnej przesady.

Czy wypracujecie wspólny program pozytywny, szczególnie ekonomiczny, gdzie różnice mogą być największe?

– Oczywiście. W ogromnej części jesteśmy w stanie się porozumieć. W zasadzie jedyna istotna różnica dotyczy oceny kapitału zagranicznego. Narodowcy twierdzą, że kapitał ma narodowość, my – wolnościowcy – że interesy. Wobec powyższego narodowcy chcą dużego zakresu kontroli wobec obcego kapitału, my natomiast twierdzimy, że nie powinien on mieć po prostu żadnych przywilejów względem polskiego – na przykład w postaci dopłat rządu do inwestycji czynionych na obszarze Polski przez zagraniczne korporacje. Ale jeśli już chodzi o kwestie wolności gospodarczej to oba obozy polityczne są raczej zgodne, że trzeba tworzyć jak najlepsze warunki do rozwoju polskiego biznesu, i że rząd i urzędnicy powinni jak najmniej przeszkadzać w bogaceniu się rodzimych przedsiębiorstw – zwłaszcza rodzinnych.

Polska ma w tej chwili kilka potencjalnych możliwości geopolitycznych: Trójmorze pod amerykańskim patronatem, sojusz z Berlinem i Paryżem za cenę pogłębienia integracji europejskiej lub spojrzenie na wschód, czyli odnowienie stosunków z Rosją i przyłączenie się do chińskiego Nowego Jedwabnego Szlaku. Jaka jest Pańska opinia? I czy to jest tylko Pańska czy całej Konfederacji?

– W całej Konfederacji panuje zgoda co do tego, że nie wolno dalej tkwić w śmiertelnej pułapce, w jaką wpędziły Polskę rzędy PiS całkowicie uzależniając się od jednego tylko „strategicznego” partnera zagranicznego przy jednoczesnym gwałtownym popsuciem stosunków z innymi państwami i grupami państw. Zgadzamy się również co do tego, że trzeba – na ile się da – dążyć do polityki wielowektorowej, w której Polska może elastycznie reagować ruchami na arenie międzynarodowej w miarę zmieniających się warunków i okoliczności zagranicznych. Nie pracowaliśmy jeszcze nad wyrobieniem wspólnego stanowiska lub opinii co do kierunków ewentualnych nowych sojuszy, dlatego przedstawię tutaj swoją własną opinię. Nie jesteśmy skazani na wszelkiego rodzaju sojusze tylko i wyłącznie z jednym państwem lub grupą państw. Możemy i powinniśmy tworzyć tutaj różne konfiguracje w zależności od rodzaju sojuszu; z jednymi państwami możemy zawierać sojusze militarne, z innymi gospodarcze, a z jeszcze innymi polityczne. Biorąc pod uwagę obecne uwarunkowania powinniśmy jak najbardziej zacieśniać stosunki polityczne z państwami Trójmorza. Pamiętajmy jednak, że nie będzie żadnej głębszej współpracy w tej grupie państw tak długo, jak długo koncepcji Trójmorza nie wypełni jakiś konkretny zespół projektów i przedsięwzięć przynoszących konkretne i wymierne korzyści wszystkim państwom tego aliansu. Powinny to być w pierwszej kolejności projekty i przedsięwzięcia dotyczące wspólnej infrastruktury komunikacyjnej, poszerzania handlu oraz szerokiej współpracy gospodarczej. Jest tu naprawdę wiele do zrobienia. Na przykład Czesi są żywotnie zainteresowani jak najszybszym zbudowaniem kanału Dunaj-Odra, aby móc wozić swoje towary Odrą do portów bałtyckich. Właśnie takie konkretne projekty są dopiero w stanie przekształcić ideę Trójmorza w realnie działający we wspólnym interesie sojusz. Taki też sojusz powinien pogłębić współpracę z Chinami umożliwiając im budowę Nowego Jedwabnego Szlaku w zamian za stanowczą deklarację Pekinu, że rynek chiński zostanie otworzony na towary z Polski, Czech, Węgier itd. Wreszcie – jeśli chodzi o sojusze militarne – nasza obecność w NATO jest obecnie najlepszym gwarantem naszego bezpieczeństwa, ale tylko pod warunkiem, że odbudujemy swój przemysł obronny.

Czym chciałby się Pan zająć jako europoseł: pytamy tak o aktywność na forum PE, jak i aktywność w kraju?

– Na forum UE z całą pewnością bardzo bliskie byłyby mi sprawy polskiego rolnictwa, gdyż w dalszym ciągu polski rolnik jest jawnie dyskryminowany względem swych zachodnich konkurentów, a całe branże polskiej produkcji i przetwórstwa rolnego są niszczone kolejnymi dyrektywami unijnymi. Trzeba z tym skończyć, gdyż polskie rolnictwo może i powinno być jednym z naszych produktów eksportowych – zwłaszcza w zakresie zdrowej żywności tworzonej w gospodarstwach rodzinnych. Jeśli chodzi o aktywność w Polsce chciałabym przede wszystkim bardzo starannie kontrolować to, w jaki sposób unijne dyrektywy są w naszym kraju implementowane – gdyż zdecydowanie zbyt często pod pretekstem ich wprowadzania rząd narzuca nam coraz większą ilość szkodliwej biurokracji i drastyczne przeregulowanie gospodarki.

Nikt dzisiaj nie wie jak będą wyglądały frakcje w przyszłym europarlamencie, bo to zależy kto do tego parlamentu wejdzie. Ale gdyby miał Pan do wyboru frakcje z kończącej się teraz kadencji, to do której najchętniej by się Pan zapisał?

– Wszystko wskazuje na to, że bardzo silną reprezentację wprowadzi Nigel Farage, którego partia Brexit ma już teraz w sondażach dotyczących wyborów do PE poparcie wyższe niż Partia Konserwatywna i Partia Pracy razem wzięte. To oznacza, że może on utworzyć bardzo silną frakcje uniorealistów i do takiej frakcji bardzo chętnie bym się przyłączył.

W ostatnich latach zaliczył Pan kilka małych wolt organizacyjnych pomiędzy strukturami Kongresu Nowej Prawicy, Kukiza i Wolności. Dla osób mało zainteresowanych przetasowaniami wewnętrznymi na prawicy nie były one czytelne. Czy mógłby nam Pan je opisać i wytłumaczyć?

Za każdym razem te „wolty” miały dokładnie ten sam charakter – próbowałem na różne sposoby łączyć środowiska reformatorskie. I tak odpowiednio: startując z list Kukiza gorąco namawiałem kolegów z KNP by czynnie włączyli się w ten projekt. Ówczesne kierownictwo tej partii pomysł ten odrzuciło i obecnie partia ta praktycznie już nie istnieje. Kiedy przystępowałem do „Wolności”, nie rezygnując z członkostwa w KNP, było podobnie – próbowałem połączyć dwie partie o praktycznie tym samym programie. I znów był opór szefostwa KNP, które tego połączenia nie chciało i wykluczyło mnie potem z szeregów partii choć do końca walczyłem o „dogadanie się”. W tym czasie byłem jeszcze w Klubie poselskim Kukiz’15 i również – bardzo długo – starałem się o zbudowanie kolacji KORWiN-Kukiz, a moje wysiłki były bacznie śledzone w mediach społecznościowych przez tysiące sympatyków opowiadających się za takim szerokim ruchem antysystemowym. Znów się nie udało takie zbliżenie – tym razem za sprawą samego Pawła Kukiza, który niespodziewanie zerwał rozmowy wbrew wcześniejszym zapewnieniom. Ale udał się w końcu najważniejszy sojusz – z Ruchem Narodowym – o którym mówiłem od prawie roku. I ta koalicja pokazuje, że w swoich równych zjednoczeniowych koncepcjach i działaniach miałem rację – rośniemy w siłę, a wyborcy dają nam ewidentnie premię za zjednoczenie.

Jak się Pan czuje w sojuszu z nacjonalistami i strong katolikami. Czy jednak, rozumiejąc polityczny realizm, sojusz ten Pana nie uwiera?

– Od początku istnienia Konfederacji robimy zdroworozsądkowe założenie, że żadna z formacji ją tworzących nie zmienia i nie odchodzi od swego programu – na przykład na rzecz tworzenia całościowego programu wspólnego – ale po prostu uzgadnia wspólne stanowisko w niektórych tylko, istotnych ze względu na kontekst, kwestiach. To powoduje, że nie musimy obchodzić od swoich poglądów, a tym samym walczyć z dylematami moralnymi „odstępstwa od zasad”. Od początku szanujemy swoje odrębności i nikt nie robi nikomu zarzutu, że w sprawach nieuzgodnionych ten ktoś inny mówi swoim językiem. To zresztą istota każdej konfederacji i ten mechanizm działa w Konfederacji KLBN bardzo dobrze.

Ostatnie pytanie wynikło stąd, że mamy wielu wspólnych znajomych w mediach społecznościowych, w tym także rekrutujących się ze środowiska samo-określającego się mianem wolnościowego. Część z tych osób deklaruje, że nie zagłosuje na Konfederację, bo „Braun chce zamykać za homoseksualizm”, a „Winnicki to nacjonalista”, etc. Jak przekona Pan te osoby?

– Staram się je przekonywać w ten sposób, ze największym plusem Konfederacji jest właśnie wielki wybór. Nikt nie zmusza nikogo do lubienia wszystkich liderów Konfederacji, ale na każdej liście i w każdym okręgu wyborczym każdy z naszych wyborców znajdzie bez problemu kandydata, który jest mu bardzo bliski swoim światopoglądem. Wystarczy się rozejrzeć. Zwracam przy tym uwagę, że identyczna koncepcja legła u podstawa sukcesu Kukiza w ostatnich wyborach sejmowych. Problem Kukiza polega na tym, że on od koncepcji szerokiego ruchu Naprawy Rzeczypospolitej już odszedł, a my tę koncepcję właśnie pięknie i skutecznie realizujemy.

I ostatnie pytanie: czy czytuje Pan portal konserwatyzm.pl i nasz półrocznik „Pro Fide Rege et Lege”? Jeśli tak, to proszę powiedzieć na ile bliskie są Panu nasze poglądy, a z czym się Pan nie zgadza? Dodam, że nie wymagamy zgodności w 100 procentach ?

– Oczywiście – czytam z ogromną przyjemnością zarówno konserwatyzm.pl, jak i „Pro Fide Rege et Lege”. Bardzo bliskie są mi prezentowane w nich konserwatywne koncepcje ustroju życia politycznego i społecznego z bezkompromisowym monarchizmem na czele. Natomiast nie zgadzam się z frontalnym potępieniem liberalizmu. Uważam, że w zakresie działalności gospodarczej liberalizm – gospodarczy oczywiście – powinien być zawsze punktem wyjścia dla każdego Wolnościowca. Po prostu wierzę niezmiennie w ideę konserwatywnego liberalizmu – tradycji w życiu społecznym połączonej zarazem z wolnością gospodarowania własnym przemysłem, mieniem i owocami pracy. Jestem konserwatywnym liberałem na przekór tym, którzy twierdzą, że coś takiego nie istnieje.

Rozmawiał Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 13 Average: 4.6]
Facebook

1 thoughts on “„Polskie prawo jest dyktowane w obcych ambasadach, nowelizacje ustaw są pisane w tajnej siedzibie Mosadu” – mówi Jacek Wilk w rozmowie z A. Wielomskim”

  1. (…)Pamiętajmy jednak, że nie będzie żadnej głębszej współpracy w tej grupie państw tak długo, jak długo koncepcji Trójmorza nie wypełni jakiś konkretny zespół projektów i przedsięwzięć przynoszących konkretne i wymierne korzyści wszystkim państwom tego aliansu.(…)
    Z czym do ludzi skoro w Grupie Wyszedzkiej ruch transgraniczny leży i kwiczy, a mieszkaniec Grodziska Maz. i okolic wie o CPK tyle co w gazetach przeczyta?

    (…)Wszystko wskazuje na to, że bardzo silną reprezentację wprowadzi Nigel Farage, którego partia Brexit ma już teraz w sondażach dotyczących wyborów do PE poparcie wyższe niż Partia Konserwatywna i Partia Pracy razem wzięte.(…)
    Ten Pan powinien wziąć odpowiedzialność za swoje dzieło i startować na Premiera gdy była na to pora… a nie wciskać się teraz do Brukseli… bo i właściwie niewiadomo po co?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *