Adam Wielomski: Na naszych oczach pęka „solidarność transatlantycka” i zaczyna się wojna celna pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską, która niechybnie wkrótce przełoży się na konflikt polityczny. Amerykanie będą popierać wszelkie ruchy odśrodkowe w Unii, gdy Europejczycy będą resetować swoje stosunki z Rosją.
Gdybyśmy mieli samodzielną dyplomację, to byłaby to dla nas wielka szansa, aby policytować naszą pozycję pomiędzy Berlinem/Brukselą a Washingtonem. Niestety, obawiam się, że w polskich warunkach nasze ruchy będą determinowane przez wojnę wywiadów amerykańskiego i niemieckiego o zainstalowanie w Warszawie swojej ekipy rządowej. Boję się, że Polska nie będzie tutaj graczem, lecz murawą na której gra będzie się toczyć.
W tej chwili w Warszawie rządzi ekipa pro-amerykańska. Płyną do nas ostatnio sygnały, że Trumpowski projekt Międzymorza zaczyna nabierać realnych kształtów, o czym świadczą tak pewne amerykańskie posunięcia (sprzeciw wobec Nord Stream 2, przesunięcia wojsk), jak i polskie. Mam tu na myśli szczególnie decyzję o budowie mega lotniska na 100 milionów pasażerów rocznie, co stanowi wyzwanie dla Berlina i zgłoszenie chęci na obsługę pasażerów „międzymorskich”. Prawdę mówiąc nie wierzyłem w realizację tego projektu, podchodząc sceptycznie do amerykańskiego zaangażowania w Europie Wschodniej, ale wygląda na to, że wychodzi on poza fazę planowania.
Tych, którzy czytają moją publicystykę to może zdziwi, ale z dwojga złego, czyli uwieszenia u klamki Berlina lub Washingtonu, wolę tę pierwszą klamkę. Będzie mniej boleć. Uzależnienie od Niemiec i udział w ich projekcie Mitteleuropy, przy wszystkich mankamentach ekonomicznych i politycznych, ma przynajmniej jeden plus: nie grozi Polsce wojną. Sojusz z Washingtonem to groźba przekształcenia Polski w pole bitwy amerykańsko-rosyjskiej. Tymczasem stosunki Berlina z Moskwą nigdy nie będą złe, obydwa państwa robią miliardowe interesy, a zapewne jeszcze się polepszą, gdy wojna handlowa poróżni ostatecznie Berlin z Washingtonem. Opcja niemiecka oznacza przynajmniej pokój i winna być miła każdemu statecznemu konserwatyście, który nie ma ochoty zginąć jako „wyklęty”.
Magdalena Ziętek-Wielomska: Z drugiej strony, to w jakim sposób Amerykanie rozpychają się, jest bardziej widoczne i irytujące, a przez to w pewien sposób mniej niebezpieczne dla samoświadomości narodowej Polaków. Niemcy od kilkudziesięciu lat przejmują kontrolę nad Polską, i robią to w taki sposób, że większość Polaków tego w ogóle nie dostrzegła. Natomiast Amerykanie są dość kiepskimi psychologami i nie posiadają głębszego rozpoznania, jeśli chodzi o profil kulturowo-tożsamościowy Polaków. Dlatego działają w sposób dość „łopatologiczny”, a przez to trudny do ukrycia.
Jeśli rzeczywiście zaczną wygrywać batalię z Niemcami – a także Chińczykami – a dominację nad naszą częścią Europy, to szybko wyhodują sobie w Polakach wrogów. Współczesna Ameryka nie posiada bowiem finezji działań politycznych, charakterystycznej choćby dla Brytyjczyków. Na pewno dobrze byłoby, gdyby Polacy w końcu „odczarowali” się, jeśli chodzi o stereotyp pozytywny Ameryki. Oczywiście, niczego by to nie zmieniło, jeśli chodzi o pozytywny pomysł na naszą politykę międzynarodową – rozczarowanie Ameryką mogłoby znowu silniej nas pchnąć w ramiona Berlina…
Na pewno najbardziej sensownym rozwiązaniem byłoby wykorzystanie konfliktu amerykańsko-niemieckiego do tego, żeby poluzować nasze relacje z Unią Europejską i skierować naszą uwagę na wschód. Chodziłoby o to, by po osłabieniu Niemiec przez USA, zacząć samodzielnie rozmawiać z Chińczykami, Iranem czy Turcją, czy też oczywiście z Rosją. Na pewno w naszym interesie nie leży emancypacja Niemiec spod amerykańskiej hegemonii, gdyż oznaczałoby to definitywny koniec marzeń o suwerenności polskiej. Silne Niemcy, panujące nad Eurazją, nie są do pogodzenia z silną Polską, której interesy gospodarcze także związane są z Eurazją.
Myśl Polska, nr 24-25 (17-24.06.2018)
Co miałyby nam dać rozmowy z Iranem, Turcją albo Rosją? Z Chinami – rozumiem. Wielki rynek, jedno ze światowych centrów gospodarczych. Ale co ma nam dać ta trójka zapyziałych krajów?
Są tylko 3 centra gospodarcze w świecie: Europa Zachodnia, Daleka Azja i Ameryka Północna
Żaden magiczny Iran albo Rosja nie staną się ekwiwalentem tych centrów. Wszelkie wizje wielkiego równoważenia tymi krajami tych centrów gospodarczych to marzenia ściętej głowy
Nie ma konfliktu amerykańsko-europejskiego. Jest spór transatlantycki o wydatki na zbrojenia. Zdaniem USA NIemcy wydają za mało, za to kierują zaoszczędzone zasoby na ekspansję swojego eksportu, też na rynek amerykański, co się Trumpowi nie podoba, gdyż to za bardzo drenuje zasoby majątkowe Ameryki.
Nawet Niemcy stawiają geopolitycznie na Unię Europejską i nie chcą się specjalnie poza nią wychylać, a pani Wielomska widzi nasze interesy w kontrze do Niemiec. Naprawdę z Chinami, Turcją i Iranem ?
Polska geopolityka jest w istocie prosta. Jesteśmy krajem buforowym i ludnościowo-gospodarczym zasobem, o kontrolę na którym od 300 lat biją się Niemcy i Rosja w ramach ich wzajemnej rywalizacji w Środkowej Europie.
Ameryce jesteśmy potrzebni tylko do rozbijania potencjalnego sojuszu geopolitycznego rosyjsko-niemieckiego budowanego przez Moskwę w imię rosyjskiej koncepcji Eurazji „od Lizbony do Władywostoku”.
Priorytetem jest wzmacnianie i budowanie zasobów gospodarki państwa polskiego. Wszelkie tromtadrackie projekty, typu „Trójmorze” temu szkodzą. Trwonią nasz kapitał gospodarczy, polityczny i kulturowy.
Za rządów PiSu „wstając z kolan” uderzyliśmy się mocno w głowę i na arenie międzynarodowej poruszamy się jak pijany -„ivre come Polonais”.
#niker: jasne, że 'nasze’ (ie.rządu polskiego) rozmowy z Iranem, Turcją albo Rosją nie mają sensu, bo po prostu z wasalami USA – a Polska post1989 jest wasalem USA – SIĘ NIE ROZMAWIA. Przekonał się o tym choćby Sikorski, którego Hilliary Clinton spuściła po brzytwie (stąd ta uwaga 'u sowy’ o robieniu laski) a dzisiaj się przekonuje Duda, którego White House trzyma z daleka od White House, że już nie wspomnę o tym jak JarKacz et consortes -wypełniając testament 'prezydenta tysiąclecia’ (to Morawiecki w Szczecinie) 'ustawia’ Europę, świat.
Ale mam pytanie: CO wg ciebie Polskajakiśtamnumer (pis,po,sld, psl, Kaczor, Morawiecki, Gowin,etc) ma do zaoferowania tym 'centrom gospodarczym’? Rozśmiesz mnie, proszę.
„Opcja niemiecka oznacza przynajmniej pokój i winna być miła każdemu statecznemu konserwatyście, który nie ma ochoty zginąć jako „wyklęty”.”
– – –
Otóż niestety nic takiego, to mrzonka – opcja niemiecka oznacza fizyczny demontaż Państwa Polskiego, nawet w takiej kalekiej formie jaką mamy obecnie. Osiem lat zarządu niemieckiej agentury bardzo jasno pokazało w jakim kierunku to ostatecznie zmierza. Zresztą od co najmniej kilkuset lat to stały element niemieckiej polityki wschodniej niezależnie od tego kto jest tam u władzy, różne są tylko metody. Skrajną naiwnością jest wiara, że teraz to się nagle zmieniło jak za dotknięciem jakiejś czarodziejskiej różdżki.
Niemniej nie zmienia to wszystko faktu, że generalnie to mamy obecnie wybór jak między przysłowiową dżumą i cholerą i w interesie żadnej ze stron nie leży aby Polska wybiła się na jakąkolwiek podmiotowość.