Wielomski: Niemcy, Rosja, Ukraina i kwestia polska

 

1.Wprowadzenie do problemu

Autor tego tekstu, wraz z prof. Witoldem Modzelewskim, mają dziś satysfakcję, acz jest to satysfakcja smutna. Obydwaj mieliśmy rację twierdząc od dawna, że polska polityka wschodnia skończy się klęską – i klęską tą skończyła się. Sojusz polsko-ukraiński załamał się i wszystko wskazuje na to, że między Warszawą i Kijowem przyjaźni nie będzie, gdyż Kijów na strategicznego sojusznika w Europie wybrał nie Warszawę, lecz prący do dominacji nad naszym kontynentem Berlin. Jednakże trudno mówić o naszej wielkiej radości z faktu, że mieliśmy rację co do błędnego kierunku polskiej polityki wschodniej, skoro Polska dostała straszliwe baty w stosunkach międzynarodowych. Osobiście wolałbym pomylić się jako analityk, gdyby tylko moje Państwo odniosło sukces wbrew moim przewidywaniom.

Wraz z prof. Witoldem Modzelewskim od samego początku wyrażaliśmy głęboki sceptycyzm co do możliwości powstania i utrzymania się wielkiego sojuszu polsko-ukraińskiego, a szczerzej, sceptycyzm co do polskiej polityki zagranicznej na odcinku wschodnim, charakteryzującej się radykalną antyrosyjskością. Z tego też powodu wielokrotnie słyszałem czy też czytałem o sobie, że jestem „ruską onucą”, „agentem Putina”, etc. Trudno mi się wypowiadać za prof. Modzelewskiego, gdyż akurat nie rozmawiałem z nim na ten temat, lecz nie zdziwię się, jeśli był podobnie traktowany przez naszych zawodowych patriotów, którym wydaje się, że biorą udział w jakimś (urojonym) antyrosyjskim powstaniu. Nie przez przypadek napisałem to wszystko w czasie przeszłym, gdyż ostatnio – tutaj znowu wypowiem się wyłącznie o sobie – nagle przestałem być „onucą” i „agentem”. Z dnia na dzień z politycznego ekstremisty, czyli sceptyka co do sojuszu z Kijowem, przekształciłem się w umiarkowanego krytyka Ukrainy. Z psychologicznego punktu widzenia to dość oczywiste i zrozumiałe, ponieważ nie padłszy najpierw ofiarą zakochania bez wzajemności, nie wyrażam w tej chwili wielkiego oburzenia na ukraińską „niewdzięczność” – a słowo to przewijało się raz za razem w komentarzach polityków rządzącego PiS[1]. Nie wiem czy Ukraina była „wdzięczna” czy „niewdzięczna” i te moralne kategorie mało mnie w sumie interesują, gdy mowa o stosunkach międzynarodowych. Stało się to, co się stać musiało. Prawda jest bowiem taka, że konflikt między Ukrainą i Polską nie jest o żadne zboże. Nie należy go też traktować w kategoriach wdzięczności-niewdzięczności. Konflikt ten ma niezwykle solidne podstawy geopolityczne i prawdopodobnie był i nadal jest nieuchronny. Mówiąc wprost, wynika z mapy. Nie wynika nawet z trudnej historii, acz ta mu sprzyja. Podobnie jak sprzyja mu ukraiński sposób prowadzenia polityki wynikły z buty i bezczelności, ale zarzewiem sporu jest i pozostaje mapa.

Zanim przedstawię tutaj moją interpretację przyczyn załamania się polskiej polityki wschodniej chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, że mój ukrainosceptycyzm nie wynikał nigdy z racji historycznych. Oczywiście, Wołyń i masakra Polaków w 1943 roku miała miejsce, a jej ofiary nadal nie są uczczone i pochowane. Jednak gdyby Ukraina zaparła się w tej sprawie i nie chciała ich godnie pochować, a sojusz z Kijowem byłby konieczny ze względu na obecną polską racją stanu, to przełknąłbym tę niewdzięczność, kierując się dewizą, którą kard. Armand de Richelieu kazał umieszczać na odlewanych armatach: ultima ratio regnum. Jednakże sojuszu tego nie ma i najprawdopodobniej nigdy nie będzie, gdyż podstawowe interesy geopolityczne Polski i Ukrainą są sprzeczne, a wynikają one właśnie z mapy, która dosłownie pcha nas na tory kolizyjne.

Tyle tytułem wstępu. Proponuję przejść teraz do analizy tego, co się stało w naszej polityce wschodniej. Dlaczego pokłóciliśmy się z Kijowem o zboże? Dlaczego Wołodymir Żełeński nagle poparł aspiracje Niemiec do stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ z prawem weta? I co do tego ma mapa, o której ciągle wspominam?

2.Położenie geopolityczne Ukrainy

Problematyka geopolityczna stosunków Niemiec, Rosji, Ukrainy i Polski po raz pierwszy – i niestety ostatni – w sposób poważny i rzeczowy została zanalizowana i wyłożona już w 1908 roku, gdy Roman Dmowski opublikował pracę Niemcy, Rosja i kwestia polska. Przypuszczam, że gdyby Dmowski żył dzisiaj i mógł dokonać reedycji swojej rozprawy, to zatytułowałby ją Niemcy, Rosja, Ukraina i kwestia polska. Dlatego, niejako w zastępstwie wielkiego Zmarłego, tak zatytułowałem ten tekst.

Ojciec Narodowej Demokracji opublikował swoją rozprawę w 1908 roku w sytuacji, gdy niektórzy Ukraińcy dopiero niewyraźnie aspirowali do posiadania własnego państwa, a w języku potocznym nazywano ich jeszcze mianem Rusinów, ewentualnie Małorusinów. Dlatego Dmowski pominął ich w tytule, a i w samym dziele nie jest jeszcze brana pod uwagę możliwość powstania samodzielnej Ukrainy i nie są rozważane konsekwencje tego faktu dla geopolityki polskiej i europejskiej. Rusini nie są jednak już traktowani jako integralna część narodu rosyjskiego, lecz jako element etniczny, który można od tegoż narodu oddzielić i wykorzystać do osłabienia Rosji w niemieckim interesie[2]. Dmowski musiał ten element uwzględnić, doskonale rozumiejąc zmiany na geopolitycznej mapie Europy, gdyby doszło do rozmaitych form osłabienia rosyjskiej państwowości w interesie Niemiec. Jako wytrwany realista polityczny i polityk wyrastający powoli do formatu europejskiego musiał mieć świadomość, że w niemieckich kręgach ekspansjonistycznych problemem ukraińskim żywo się interesowano i pisano o tym expressis verbis w publikowanych rozprawach programowych[3]. Z poparciem i dzięki pomocy finansowej niemieckich pangermanów nacjonaliści ukraińscy wydawali w Wiedniu, w języku niemieckim, najpierw „Ruthenische Revue” (1903-1905), przekształcony następnie w „Ukrainische Rundschau” (1906-1918). Wiedeń stanowił zresztą autentyczne centrum rodzącego się ukraińskiego nacjonalizmu, ponieważ Niemcy i Austriacy pragnęli wykorzystać rodzące się nacjonalizmy jako broń w zbliżającej się wojnie, przede wszystkim przeciwko wielonarodowej Rosji[4]. Polski polityk nie tylko powinien być, ale i rzeczywiście był świadomy istnienia nieformalnego sojuszu pomiędzy Niemcami i Austro-Węgrami a ukraińskimi nacjonalistami, ponieważ śledził prasę niemieckojęzyczną i zamieszczane tam antypolskie wypowiedzi ukraińskich nacjonalistów[5].

Roman Dmowski już w 1908 roku dostrzegał, że w niedalekiej przyszłości kwestia ukraińska może zostać podniesiona przeciwko rosyjskiemu imperializmowi, i to bynajmniej nie przez zwolenników idei prawa narodów do samostanowienia i formuły państwa narodowego, lecz przez konkurencyjne imperializmy, a szczególnie przez Niemcy. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że kwestia ta będzie w Berlinie i w Wiedniu traktowana instrumentalnie. Wszak Austro-Węgry same były wielonarodowym bytem imperialnym zbudowanym na pogwałceniu idei państw narodowych. Z kolei Niemcy właśnie dążyły do stania się imperium panującym nad sąsiednimi narodami, przy czym nie osiągnąwszy jeszcze tego celu, już realizowały ten projekt kosztem prawa narodu polskiego do samostanowienia nie tylko zaprzeczając prawu Polaków do posiadania własnego narodowego państwa, lecz także zaprzeczając nam prawa do kultywowania własnego języka i kultury jako obywatelom Niemiec. Stąd też, słusznie zakładając, że Berlin może w przyszłości zagrać kartą ukraińską i prawem narodów do posiadania własnych państw, był przekonany, że będzie to dotyczyło tylko Ukrainy (z racji antyrosyjskich), lecz nie Polski, gdyż ani Berlin, ani Wiedeń nie będą zainteresowane restytucją Polski w jakiejkolwiek formie. Wszak odbudowa Polski oznaczałaby otwarcie kwestii wytyczenia jej granic kosztem Niemiec i Austrii, które wzięły udział w rozbiorach Rzeczypospolitej pod koniec XVIII wieku, przywłaszczając sobie jej terytoria etniczne[6].

Zaletą rozprawy Dmowskiego sprzed ponad stulecia jest to, że dokonał w niej niezwykle trzeźwej analizy geopolitycznych celów ówczesnych Niemiec. Wskazał, że z racji konfliktu z Wielką Brytanią i jej przeważającą na oceanach flotą Berlin nie jest i najprawdopodobniej nie będzie zdolny zbudować imperium zamorskiego. Dlatego niemiecka idea imperialna w naturalny sposób skierowana być musi w kierunku Europy kontynentalnej, a konkretnie ku jej części wschodniej (kosztem Rosji) i na Bałkany. Z tej racji, że Dmowski nie omawiał w swojej rozprawie geopolityki europejskiej, a jedynie sprawę polską, to zwrócił uwagę na niemiecką ekspansję kosztem Rosji. Zakładał przy tym słusznie, że słabszy od Berlina Wiedeń przestaje być samodzielnym graczem geopolitycznym, przeistaczając się w satelitę Niemiec za pomocą którego Niemcy realizują swoją ekspansję na kierunku bałkańskim[7]. Ekspansję na wschód Berlin prowadzi bezpośrednio i to powoduje, że na kierunku tym posiada dwóch wrogów: Polaków (jako naród, gdyż państwa w 1908 roku nie mieliśmy), którzy zasiedlają ziemie przeznaczone dla niemieckich osadników, a także Rosję, która ogranicza niemiecki marsz na wschód militarnie i politycznie. Stąd pogląd Dmowskiego, że Niemcy użyją różnych instrumentów dla osłabienia Rosji, w tym także i możliwości jej wewnętrznej dezintegracji poprzez podsycanie ruchów etnicznych i transformowanie świadomości etnicznych do świadomości narodowej, czyli wysuwania postulatów posiadania samodzielnych państw.

W Niemcach, Rosji i kwestii polskiej Dmowski zakładał jednak, że celem Berlina jest jedynie osłabienie Rosji, aby ją następnie od siebie uzależnić politycznie i ekonomicznie, równocześnie deklarując z nią oficjalnie przyjaźń. Stąd zakładał, że Berlin będzie wspierał separatyzm ukraiński bez realnej próby budowy ukraińskiej państwowości. Rzeczywiście, w momencie wybuchu I wojny światowej w 1914 roku niemieckie elity polityczne chciały przyłączenia do Rzeszy Kongresówki i Nadbałtyki, ale ze znanych nam dziś, a wtenczas tajnych dokumentów rządowych wynika, że o przyłączeniu Ukrainy czy o stworzeniu na jej terytorium quasi-niezależnego tworu nie było jeszcze mowy[8]. Pomysł ten pojawia się dopiero w trakcie I wojny światowej, wraz z upadkiem wiary w zwycięstwo nad Wielką Brytanią i odzyskania czy nawet poszerzenia niemieckiego imperium kolonialnego. Myśl o stworzeniu państwowości ukraińskiej stanowi centralny dopiero motyw koncepcji tzw. Mitteleuropy. Projekt ten zakładał stworzenie imperium kolonialnego na terenie Europy wschodniej, obejmującego Bałkany i ziemie zdobyte na Rosji: Kongresówkę, Nadbałtykę, Białoruś i Ukrainę (bez jej rosyjskojęzycznej części wschodniej, dziś zdobytej przez armię Federacji Rosyjskiej). Jego praktyczną realizacją był Pokój Brzeski z marca 1918 roku i niemieckie wsparcie dla stworzenia niezależnego względem Rosji państwa ukraińskiego ze stolicą w Kijowie. W kwietniu 1918 roku Niemcy ustanowili w Kijowie tzw. Hetmanat na czele z hetmanem Pawło Skoropadskim, któremu udało się stworzyć armię niezbyt liczną armię, przeznaczoną do ewentualnych walk w obronie tej państwowości z armią rosyjską: w zależności od potrzeby z rosyjskimi bolszewikami lub którymś z „białych” generałów[9].

Gdy Dmowski zorientował się, że z budową Ukrainy plany niemieckie są poważne, to jego późniejsze geopolityczne analizy obejmują już ewentualne istnienie państwa ukraińskiego, co szczególnie mocno widać w rozprawie Świat powojenny i Polska (1931). Znajdujemy tutaj analizy, które dziś, po blisko stu latach zachowują zdumiewającą aktualność polityczną. Ojciec endecji pisze:

Niemcy (…) rozumiały, że zbudowanie wielkiej Ukrainy położyłoby koniec potężnej Rosji (…). Cofająca się w Europie i wyrzekająca się swych wielkich ambicji zachodnich Rosja, widziała, że tu już stanęła kwestia nie tylko redukcji jej roli w Europie, ale wprost jej istnienia, jako wielkiego mocarstwa, jako państwa samoistnego gospodarczo i nawet politycznie[10].

W tejże pracy, opisawszy niemiecką próbę budowy państwa ukraińskiego w 1918 roku, Dmowski pisze:

Niepodległa Ukraina zapowiadała się jako gospodarcza i polityczna filia Niemiec. Natomiast Rosja bez Ukrainy, pozbawiona jej zboża, jej węgla i żelaza, pozostałaby państwem wielkim terytorialnie, ale niesłychanie słabym gospodarczo, nie mającym żadnych widoków na gospodarczą samodzielność, skazanym na wieczną zależność od Niemiec. Odcięta zaś od Morza Czarnego i od Bałkanów, przestałaby wchodzić w rachubę w sprawach Turcji i państw bałkańskich. Teren ten pozostałby całkowicie domeną Niemiec (…)[11].

Z drugiej strony, pisze Dmowski, niepodległa Ukraina dążyłaby do odzyskania Lwowa, co prowadzi ją już choćby z tego powodu na kurs kolizyjny wobec Polski. Problemu sporu o Lwów i Galicję wschodnią nie będziemy jednak tutaj rozwijać, gdyż nie wiąże się on z problematyką współczesną, skoro kwestia Lwowa została rozstrzygnięta na naszą niekorzyść, a żadna poważna siła polityczna w Polsce nie podnosi haseł rewizji granic wschodnich naszego kraju.

Reasumując nasze rozważania musimy stwierdzić, że Roman Dmowski dowodzi rzeczy następującej:  Niemcy zrobią wszystko, aby obudzić ukraiński nacjonalizm i doprowadzić do stworzenia państwa ukraińskiego, które od wschodu naciskałoby na Polaków, równocześnie faktycznie wypychając Rosję z Europy i odcinając ją od swoich prawosławnych bałkańskich sojuszników (Serbii i Bułgarii). Z kolei Rosja nie może się zgodzić na istnienie suwerennej Ukrainy, gdyż oznaczałoby to jej wypchnięcie z Europy i redukcję jej mocarstwowej pozycji.

Diagnoza ta zachowuje w całej pełni swoją aktualność. Jeśli często cytuje się dziś słowa Władimira Putina z 2005 roku, że „rozpad ZSRR był największą katastrofą geopolityczną XX wieku”[12], to jest to diagnoza tożsama z opinią Dmowskiego wyrażoną 74 lata wcześniej, acz obydwa stwierdzenia z pewnością nie są identyczne w szczegółach. Dla Rosji Putina oderwanie się Ukrainy jest bez wątpienia katastrofą geopolityczną, z powodu której Rosja ma utrudniony dostęp do polityki europejskiej i bałkańskiej[13]. Nie była to jednak katastrofa gospodarcza, o której pisał Dmowski, a to z dwóch powodów:

1/ Za czasów ZSRR Rosja odkryła analogiczne wobec występujących na Ukrainie surowce na Syberii, a obecnie jest jednym z głównych eksporterów pszenicy, pomimo braku ukraińskich czarnoziemów. Trudno jednak wymagać byłoby od Dmowskiego, aby mógł wtedy przewidzieć jakie i w jakiej liczbie surowce kryje Syberia.

2/ Tym bardziej kilkadziesiąt lat wcześniej Dmowski nie był władny przewidzieć, że tzw. transformacja ekonomiczna na postkomunistycznej, a już suwerennej Ukrainie zakończy się klęską, w wyniku czego dochód PKB na głowę w Rosji będzie wyższy niż na Ukrainie.

Jest jeszcze jeden problem w relacji Rosji i Rosjan do Ukrainy, o którym Dmowski nie pisze. Jest to przekonanie, wspólne dla Rosjan i Ukraińców, że są dziedzicami tradycji Rusi Kijowskiej, która miałaby być pierwocinami ich obecnej państwowości. Z tego powodu Rosjanie na niepodległą Ukrainą patrzą podobnie jak my byśmy patrzyli na ogłoszenie niepodległości przez Wielkopolskę z Gnieznem – jako na pomysł nie do przyjęcia, który nie mógł zrodzić się samodzielnie w głowach zwolenników secesji, lecz musiał im zostać przyniesiony z zewnątrz, przez obcą agenturę i z obcej inspiracji. Wyrazicielem tego stanowiska, dobrze słyszalnym w świecie, jest na przykład Aleksandr Dugin[14], ale wystarczy przeczytać artykuł Ruś Kijowska (ros. Kiyevskaya Rus) na rosyjskojęzycznej Wikipedii, aby się przekonać, że dla Rosjan Kijów jest źródłem ich własnej państwowości. Tamże czytamy na przykład: „Pojęcie Rusi Kijowskiej powstało w nauce rosyjskiej jako element bardziej ogólnych wyobrażeń o historycznych losach Rosji, jako niezbędne ogniwo w periodyzacji jej istnienia”[15]. Zresztą już w Średniowieczu pisano, że Ukraina i Rosja są jak „mała Grecja” (Grecja właściwa) i „wielka Grecja” (kolonie greckie na Sycylii)[16]. Opisujący to porównanie wybitny francuski slawista Georges Nivat dodaje od siebie, że „Ukraina to taka Prowansja, rosyjskie Południe, które nie zintegrowało się z Rosją tak jak kraje używające języka oc (langwedockiego – A.W.) z krajami używającymi języka oïl we Francji”[17].

Po klęsce w 1945 roku Niemcy z oczywistych powodów nie posiadały przez dziesięciolecia potencjału militarnego i samodzielności politycznej na tyle dużej, aby móc myśleć o eliminacji Rosji (Związku Radzieckiego) z Europy. Przeciwnie, same były najpierw okupowane, a potem zależne od Waszyngtonu i Moskwy, podzielone na dwa skonfliktowane ideologicznie państwa. Jednakże myśl opisana przez Dmowskiego o zagładzie geopolitycznej dla Rosji w wyniku wyparcia jej z Ukrainy i stworzenia w Kijowie samodzielnego państwa nie znikła, ponieważ rozwiązanie to jest oczywiste po spojrzeniu na mapę Europy. Nie tylko Dmowski to dostrzegł. Stąd słabo rozpisana teoretycznie, lecz poddana próbie realizacji koncepcja Józefa Piłsudskiego tzw. koncepcji federacyjnej, opartej na sojuszu Warszawy i Kijowa przeciwko Moskwie, której celem byłoby wypchnięcie Rosji z Europy[18]. Pogląd ten następnie popularyzował znany piłsudczyk z Kresów Jerzy Giedroyć[19]. Różnica między Dmowskim a Piłsudskim i piłsudczykami polega na tym, że ten pierwszy nie wierzył w możliwość istnienia trwałego sojuszu polsko-ukraińskiego, gdy piłsudczycy sojusz ten uważali za oczywisty. Jakkolwiek oceny skutków dla geopolityki polskiej istnienia Ukrainy były rozmaite, to każdy z polskich autorów piszących o geopolityce był świadomy, że powstanie państwa ukraińskiego oznacza trwałe wyparcie Rosji z Europy nie tylko wschodniej, lecz także środkowej i z Bałkanów.

Mapę analizowali nie tylko Niemcy i Polacy, lecz także Amerykanie w okresie Zimnej Wojny. Zbigniew Brzeziński pisał w Wielkiej Szachownicy jeszcze za czasów ZSRR, czyli przed putinowską „największą katastrofą geopolityczną XX wieku” (1987):

Bez Ukrainy Rosja przestaje być imperium eurazjatyckim: może wciąż próbować zdobyć status imperialny, lecz byłaby wówczas imperium głównie azjatyckim, stale wciąganym w rujnujące konflikty  z  od  niedawna  suwerennymi  narodami Azji  Środkowej,  które  nie  pogodziłyby  się  z  utratą  niepodległości  i  byłyby wspierane przez bratnie kraje islamskie na południu. (…) Jeżeli jednak Moskwa ponownie  zdobędzie  władzę  nad  Ukrainą,  wraz  z  pięćdziesięcioma  dwoma milionami jej obywateli, ogromnymi bogactwami naturalnymi oraz dostępem do Morza  Czarnego, automatycznie  odzyska  możliwość  stania  się  potężnym imperium spinającym Europę i Azję[20].

Brzezieńki poglądy swoje jedynie utrwalił po rozpadzie ZSRR i powstaniu Ukrainy, stając się ideologiem niepodległego państwa ze stolicą w Kijowie przeciwko rosyjskiej „demagogii” imperialnej[21]. Pogląd ten podzielany jest także przez analityków ukraińskich, stąd rysujący się pośród nich spór czy należy za wszelką cenę iść w kierunku całkowitej suwerenności wobec Rosji, ryzykując wojnę, czy też zachować pokój i integralność terytorialną za cenę geopolitycznej zależności od Moskwy?[22]. Sprawę tę na korzyść „niepodległościowców” rozstrzygnął najpierw coup d’Etat na Majdanie (2014), a następnie wybór na prezydenta skrajnie pronatowskiego polityka w postaci Żełenskiego, skutkujący wybuchem wojny w lutym 2022 roku.

Oczywiście w Rosji geopolitycy i politycy także zdają sobie sprawę z wagi Ukrainy nie tyle dla rosyjskiej gospodarki (chwilowo byłoby to raczej obciążenie), co dla rosyjskiej geopolityki, a co za tym idzie dla mocarstwowej pozycji Rosji i jej fizycznego dostępu do polityki europejskiej[23]. To z jednej strony, gdy traktujemy Rosję jako państwo ekspansjonistyczne, które chce być aktywnym graczem poszerzającym swoją domenę wpływów, czyli w tej czy innej formie odbudować imperium. Jest to perspektywa polska i, szerzej, zachodnia. Z drugiej strony trzeba sobie zdawać sprawę, że Rosja czuje się zagrożona przez ekspansję zachodniego liberalizmu, rozmaite inspirowane przez Amerykanów „kolorowe rewolucje”, etc. W tej rosyjskiej perspektywie Rosja jest państwem broniącym swojej pozycji przed naciskiem anglosaskim, której atak na Ukrainę jest wojną uprzedzającą, prewencyjną, zanim Kijów zostanie przyjęty do NATO i zostaną na niej rozmieszczone amerykańskie wojska. Na Zachodzie to rosyjskie stanowisko nigdy nie było rozumiane i uwzględniane. Jedynym znanym specjalistą od stosunków międzynarodowych, który o tym pisał, był John Mearsheimer[24]. I z tego właśnie powodu, ponieważ ostrzegał przez wspieraniem aspiracji wejścia Ukrainy do NATO jako zagrożenia wojennego, po lutym 2022 roku spotkały go liczne nieprzyjemności. Został ogłoszony lokalną odmianą „ruskiej onucy”, choć wcale nie popierał Rosji, a jedynie przewidywał jej militarną kontrreakcję na próbę wciągnięcia Ukrainy do NATO.

Reasumując, możemy stwierdzić, że wszyscy – od Dmowskiego i Brzezińskiego po Putina, Dugina i polityków ukraińskich – zdawali sobie od lat sprawę, że stworzenie niepodległej Ukrainy oznaczać będzie kastrację geopolitycznego znaczenia Rosji w Europie. Jeśli młoda i niedoświadczona ukraińska klasa polityczna sama nie doszłaby do tego poglądu, to wystarczyłoby jej do jego sformułowania choćby pobieżne zanalizowanie dostępnej literatury geopolitycznej po polsku, rosyjsku, niemiecku czy angielsku.

3.Dlaczego Ukraina wybrała Berlin, a nie Warszawę?

Najpierw wojna zbożowa, a następnie dobitne poparcie we wrześniu 2023 roku przez Żełeńskiego niemieckich aspiracji do pozycji stałego członka w Radzie Bezpieczeństwa ONZ (z prawem veta absolutnego)[25], wywołały nad Wisłą szok. Tym razem nie była to tylko „niewdzięczność”, ale wprost zdrada projektu ścisłego sojuszu Warszawy z Kijowem, a może nawet i powołania jakiegoś konfederacyjnego tworu[26]. Niestety, na sposób typowo polski nie przeprowadzono właściwie analizy tej „zdrady”, tradycyjnie ograniczając się do zanalizowania zdarzenia w sposób moralizatorski, czyli w znanych nam już kategoriach wdzięczności-niewdzięczności, które są niezrozumiałe dla analityków stosunków międzynarodowych i geopolityków. W tej sytuacji za najbardziej racjonalne należy potraktować skrajnie powierzchowne analizy, że zwrot Kijowa wynikał z faktu, że Polsce skończyła się już broń, którą mogłaby podarować Ukrainie, a magazyny niemieckie były dopiero lekko naruszone[27].

Gdyby tak było, to przyczyny całkowitej klęski całej polskiej polityki wschodniej od 1991 roku byłyby skrajnie prozaiczne i wiązałyby się z chwilową sytuację wojenno-zaopatrzeniową. W moim przekonaniu tak nie jest. Przyczyna postawienia Kijowa na Berlin wynika bowiem z mapy, i to zarówno mapy politycznej, jak i mapy gospodarczej.

Wyjąwszy liberalnych fantastów wierzących, że we współczesnych stosunkach międzynarodowych nie ma już wrogości i różnicy interesów, gdyż wszyscy ostentacyjnie żyją w przyjaźni, jest oczywiste, że rzeczywistość wygląda inaczej. W tej chwili o dominację w Europie wschodniej walczy kilka ośrodków: Berlin, Moskwa, a także Warszawa będąca w pewnej mierze protegowaną Waszyngtonu, ewentualnie – jeśli ktoś woli takie ujęcie – będąc ofiarą polityki amerykańskiej, służącą do anarchizacji regionu w amerykańskim interesie. Mamy także Kijów, który nadspodziewanie długo opiera się rosyjskiej agresji. W tej sytuacji mamy kilka teoretycznie możliwych układów sojuszy:

1/ Przerażający dla polskich elit scenariusz sojuszu Berlin-Moskwa, będący politycznym (bo nie koniecznie militarnym) powtórzeniem Paktu Ribbentrop-Mołotow z sierpnia 1939 roku, gdzie Kijów zostałby (siłowo) podporządkowany politycznie Rosji i pozbawiony wschodnich, rosyjskojęzycznych terytoriów, a Warszawa politycznie i ekonomicznie Niemcom.

2/ Konflikt rosyjsko-niemiecki o dominację nad Europą środkową, którą Berlin chciałby przekształcić w Mitteleuropę, a Rosja we własną sferę wpływów.

3/ Będący w Polsce nie do przyjęcia ze względów historycznych i „moralnych” sojusz Warszawy i Moskwy przeciwko Niemcom i ich ukraińskiemu sojusznikowi.

4/ Sojusz polsko-ukraiński przeciwko sojuszowi Moskwy z Berlinem. Oś Warszawa-Kijów miałaby być fundamentem projektu konfederacji małych krajów znajdujących się między Rosją a Niemcami, zwanej mianem Międzymorza lub Trójmorza.

Polska dyplomacja od upadku Związku Radzieckiego w 1991 roku zdecydowanie opowiadała się za opcją nr 4, licząc tutaj na wsparcie Stanów Zjednoczonych i ich zainteresowanie tym projektem, aby zablokować geopolityczny układ Zachodniej Europy z Rosją i z Chinami. Koncepcja ta była wielokrotnie przedstawiana przez polskie elity polityczne, szczególnie związane z Jarosławem Kaczyńskim i proamerykańskich geopolityków[28]. Motorem i paliwem tej konstrukcji geopolitycznej jest skrajny strach przed Rosją, postrzeganą jako rodzaj politycznego państwa-antychrysta, dodatkowo pozostającego w jawnym lub tajnym sojuszu z prawie tak samo diabelskimi Niemcami. Z punktu widzenia teorii stosunków międzynarodowych sojusz ukraińsko-polski to koncepcja zaliczana do tzw. konstruktywizmu w stosunkach międzynarodowych, czyli budowy nowego systemu relacji i sojuszy pomiędzy państwami, mimo mało zachęcającej historii i wzajemnych doświadczeń[29]. I w imię tej futurystycznej konstrukcji międzynarodowej rząd polski wydał na pomoc Ukrainie i Ukraińcom kilkadziesiąt miliardów złotych, darmo oddał Ukrainie potężne masy broni (zapasowej, jak i najnowocześniejszej) i osiedlił u nas kilka milionów ukraińskich uchodźców utrzymywanych w większej części przez polskiego podatnika[30].

Problem polega na tym, że w Kijowie nie odpowiedziano na polskie gesty podobną polityką „konstruktywistyczną”. Przeciwnie, Ukraina prowadzi politykę zagraniczną całkowicie w paradygmacie zwanym mianem realistycznego. Tenże realizm polityczny wynika i z tradycji rosyjsko-radzieckiej (polityka siły) i z dominującego w tutejszych sferach rządowych nacjonalizmu, ocierającego się wprost o szowinizm i neonazizm, co w polityce skutkuje skłonnością do makiawelizmu. Polska elita polityczna ponosi wyłączną odpowiedzialność polityczną za klęskę polskiej polityki wobec Ukrainy, ponieważ nie zadała sobie trudu rozpoznania paradygmatu stosunku międzynarodowych dominującego u naszego wschodniego partnera. Zamiast rozpoznać dominację paradygmatu realistycznego, naiwnie przypisała mu swój własny, czyli konstruktywistyczny.

Dlaczego rachuby ukraińskich elit władzy doprowadziły je do odrzucenia sojuszu z Polską na rzecz sojuszu z Niemcami. Prawdopodobnie nie są w tej kwestii dostępne żadne dokumenty, ani analizy, a tym bardziej wspomnienia zapisane w pamiętnikach przez ukraińskich polityków. Możemy jedynie pójść prawdopodobną drogą ukraińskiego rozumowania, a – w mojej ocenie – wyglądała ona następująco:

1/ W lutym 2022 i kolejnych miesiącach Ukraina nie miała czasu na analizowanie strategicznych i wieloletnich sojuszników, czerpiąc broń i pieniądze od każdego, kto był jej chętny środki dać lub pożyczyć. W tym okresie Polska była niezwykle hojna, gdy Niemcy zachowywały dużą wstrzemięźliwość. Było to spowodowane zarówno tradycyjną dobrą współpracą gospodarczą z Rosją, jak i prezentowaną prywatnie przez kanclerza Olafa Scholza i jego otoczenie niewiarą w ukraińską możliwość skutecznej i dłuższej obrony.

2/ W 2022 roku (ograniczone) polskie zasoby zbrojeniowe i finansowe uległy wyczerpaniu. W tym czasie w Niemczech doszło do tzw. zmiany epokowej (niem. Zeitenwende), czyli podjęto decyzję o konfrontacji z sojuszem Rosji i Chin u boku Stanów Zjednoczonych. Kijów zaczął otrzymywać od Niemiec znaczące wsparcie militarne i finansowe[31]. Spadek możliwości polskich splótł się czasowo ze wzrostem wsparcia niemieckiego.

3/ W 2023 roku ukraińska elita polityczna dostrzegła, że nie jest zdolna odnieść dalszych większych korzyści ze współpracy z Polską, skonfliktowaną z Niemcami o federalizację Unii Europejskiej. Stąd konieczność wyboru strategicznego partnera. Do tej pory była to Polska pozostająca państwem usługowym Stanów Zjednoczonych w tym regionie. Chcące budować samodzielny projekt europejski i emancypujące się spod wpływów Waszyngtonu Niemcy miały mało atutów. Jednakże Niemcy po Zeitenwende, w sojuszu z Waszyngtonem uznano za sojusznika bardziej wartościowego niż Polskę. A ponieważ Polska i Niemcy pozostawały w głębokim sporze na tle przyszłości UE, Żeleński podjął decyzję o ostentacyjnym postawieniu na Niemcy, a przeciwko Polsce, czego wyrazem najpierw był konflikt o zboże, a następnie antypolskie w swoim wyrazie poparcie dla Niemiec w ich aspiracjach do stałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.

Powiedzmy sobie szczerze, że ten publicznie wymierzony Polsce policzek świadczył o prymitywizmie i braku profesjonalizmu elit politycznych z Kijowa, gdyż nie dawał Ukrainie żadnych korzyści. Można było postawić na Berlin bez tej ostentacji i bez absolutnie zbędnego poniżania rządu PiS. Zachowanie to wynikło ze zwykłej bezczelności. Mimo to, pomijając formę w jakiej to uczyniono, uznanie w Kijowie Berlina za najważniejszego sojusznika było przejawem realizmu politycznego, o którym w polskich elitach rządzących można jedynie pomarzyć.

Zajmująca się mierzeniem siły państw tzw. potęgometria wyznacza wiele czynników siły. Jednakże najważniejsze z nich będą trzy: 1/ potencjał militarny, 2/ potencjał ekonomiczny, 3/ potencjał demograficzny. Potencjał ten w przypadku Polski wygląda następująco: ekonomiczny to 0,69 biliona dolarów (2022), a demograficzny 38,4 miliona[32]; potencjał militarny kwalifikuje nas na 20 miejscu pośród armii świata[33]. Tymczasem Niemcy mają potencjał następujący: PKB 4,07 biliona dolarów (2022)[34], 83,2 miliona ludności i armię lokowaną na 25 miejscu na świecie[35]. Widzimy więc, że przewaga Niemiec wobec Polski w potencjale ekonomicznym wynosi prawie 6 razy, a w ludności 2 razy. Górujemy jedynie w sile armii, ale niewiele i przy takim potencjale ekonomicznym Niemcy w ciągu kilku lat mogą nas zdecydowanie wyprzedzić na tym polu. Jeśli najważniejszym zadaniem polityki międzynarodowej państwa jest przetrwanie, a państwa prowadzącego wojnę i mającego sąsiada nieuznającego jego granic i suwerennej państwowości dotyczy to w szczególności, to musząc wybrać między Polską a Niemcami Ukraina postąpiła całkowicie racjonalnie, wybierając sojusz z Berlinem. Nieprofesjonalny i amatorski był jedynie bezczelny sposób zerwania sojuszu z Warszawą, który odstrasza kolejnych potencjalnych partnerów do paktowania.

Jeszcze bardziej widać to, gdy porównamy rysującą się w naszej części kontynentu strukturę geopolityczną z udziałem Niemiec i Ukrainy jako sojuszników, w stosunku do Rosji i planowanego w Warszawie sojuszu ukraińsko-polskiego:

Kategoria Ukraina Niemcy UKR + Niem Polska UKR + Polska Rosja
PKB 0,16[36] 4,07 4,23 0,69 0,85 2,24[37]
Ludność 38 83,2 121,2 38,4 76,4 143,6
Ranga wojskowa 15 25 Brak danych 20 Brak danych 2

Źródło: Opracowanie własne

Z tej tabeli wynika, że Rosja ma prawie trzykrotnie większe PKB niż Polska i Ukraina razem, liczy prawie dwa razy tyle ludności i (zapewne) ma wielokroć silniejsze siły zbrojne, nie wspominając o broni nuklearnej. Tymczasem sojusz niemiecko-ukraiński ma prawie dwukrotnie większy PKB niż Rosja i posiada prawie tyle samo ludności co ona, acz ma mniejsze siły zbrojne. Kierując się tymi przesłankami – przepraszam, że się powtórzę – walczący o emancypację od Moskwy Kijów postąpił całkowicie racjonalnie wybierając na swojego strategicznego sojusznika Berlin, a nie Warszawę.

Nasza analiza jednoznacznie wykazała, że lepiej być z silnym Berlinem przeciwko Moskwie, niż ze słabą Warszawą. Dlatego Kijów chętnie sięgnął po zasoby polskiej armii, ogałacając ją z całego możliwego do przejęcia uzbrojenia, po czym makiawelicznie odwrócił sojusze, dogadując się z Berlinem. Jako zwolennik Realpolitik nie potępiam Ukrainy, przeciwnie, podziwiam kunszt tej młodziutkiej i niedoświadczonej przecież dyplomacji.

4.Podsumowanie

Oto na naszych oczach projekt polskiego Międzymorza czy też Polski Jagiellońskiej, gdzie Warszawa miała wieść prym, przekształcił się w stary i dobrze znany nam projekt niemieckiej Mitteleuropy. W Polsce nikt się tego nie spodziewał, ponieważ polskojęzyczne media cały czas podtrzymywały u nas mit rzekomego sojuszu niemiecko-rosyjskiego, który trwa mimo wojny. W tej sytuacji Ukraina zdawała się nie mieć żadnej geopolitycznej alternatywy dla Polski. Tak, sojusz rosyjsko-niemiecki istniał, ale do połowy 2022 roku. W 2022 roku w Niemczech miano „słowa roku” przyznano wspomnianemu Zeitenwende, czyli „przełomowi epok”[38]. Niemieckie elity, po wahaniach przez pierwsze miesiące toczącej się wojny, ogłosiły poparcie dla Ukrainy i wejście w konflikt z sojuszem Rosja-Chiny u boku Stanów Zjednoczonych. Widzi to każdy przeglądający niemieckie portale dotyczące spraw międzynarodowych, wystąpienia Scholza i szefowej MSZ Annaleny Baerbock. Polskie media fakt ten zignorowały całkowicie, naśmiewając się ze starych hełmów, które Niemcy podarowały Ukrainie, gdy my wysyłaliśmy nowoczesne „Twarde” i „Rosomaki”.

Trudno powiedzieć dlaczego całość mediów tzw. głównego nurtu nie zauważyła przemiany niemieckiej polityki. Prawdopodobnie polskojęzyczne media należące do niemieckich koncernów uczyniły to celowo, w porozumieniu z niemieckimi służbami, a państwowe (pisowskie) i amerykańskie tak nakręcały Polaków do wojny z Rosją i pomocy Ukrainie, że nie chciały im psuć dobrego humoru. W efekcie polskie media, a także czerpiąca z nich informacje polska elitka polityczna nie dostrzegły Zeitenwende niemieckiej polityki zagranicznej, która z sojuszu z Rosją przeszła do konfrontacji, a której celem jest budowa Mitteleuropy, której centralnymi punktami są: 1/ przyjęcie Ukrainy do UE; 2/ zmiana traktatów unijnych w kierunku państwa federalnego. Właśnie dlatego Kijów, za wszelką cenę chcący uciec od zależności wobec Rosji, złożył hołd lenny Berlinowi i śmiało poszedł na konfrontację z Warszawą, której pisowski rząd był takiej federalizacji mocno niechętny. Oczywiście w Polsce nikt z powodu tej klęski nie został rozliczony, a minister spraw zagranicznych nie raczył podać się do dymisji.

I czego Państwo nie rozumiecie?

Adam Wielomski

Źródło: W. Modzelewski, Polska-Rosja. Historia dla dorosłych, Warszawa 2023, s. 37-62

[1] Ł. Grzegorczyk, Szydło nie wytrzymała po tych słowach. Wypomniała Ukraińcom jedną rzecz, natemat.pl/511885,szydlo-reaguje-na-slowa-zelenskiego-wypomniala-ukraincom-jedna-rzecz [20.09.2023]; Przydacz: Ukraina odpycha ręce, które jej pomagają, gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9301675,przydacz-ukraina-odpycha-rece-ktore-jej-pomagaja.html [01.11.2023].

[2] R. Dmowski, Niemcy, Rosja i kwestia polska [1908], w: idem, Wybór pism, Nowy Jork 1988, t. 1, s. 163.

[3] Zob. np. E. Hasse, Das deutsche Reich als Nationalstaat, München 1905, s. 122-138.

[4] P.R. Magocsi, Vienna as a Resource for Ukrainian Studies: with Special Reference to Galicia, „Harvard Ukrainian Studies”, 1979, t. 3/4, s. 609-626; B. Chernev, The Habsburg Mobilisation of Ethnicity and the Ukrainian Question during the Great War, w: B. Bachinger, W. Dornik, S. Lehnstaedt (red.), Österreich-Ungarns imperiale Herausforderungen. Nationalismen und Rivalitäten im Habsburgerreich um 1900, Gottingen 2020, s. 139-141.

[5] R. Dmowski, Niemcy, Rosja…, s. 152.

[6] Ibidem, s. 141-142.

[7] Ibidem, s. 133-136.

[8] Zob. nieoficjalny zakres niemieckich roszczeń terytorialny sformułowany przez rząd niemiecki po wybuchu wojny: Program wrześniowy [1914], „Pro Fide Rege et Lege”, 2019, nr 82, s. 41-42.

[9] X. Joukoff Eudin, The German Occupation of the Ukraine in 1918, „The Russian Review”, 1941, t. 1, nr 1, s. 90-105; B. Dmytryshyn. German Occupation of the Ukraine, 1918: Some New Evidence, „Études Slaves et Est-Européennes”, 1965/66, t. 10, nr 3/4, s. 79-92; F. Fischer, Griff nach der Weltmacht. Die Kriegsziel Politik des kaiserlichen Deutschland 1914-1918, Düsseldorf 1967, s. 474-482.

[10] R. Dmowski, Świat powojenny i Polska [1931], w: idem, Wybór pism, op.cit., t. 4, s. 201.

[11] Ibidem, s. 221.

[12] Putin: Rozpad ZSRR to największa katastrofa XX wieku [2005], rmf24.pl/fakty/polska/news-putin-rozpad-zsrr-to-najwieksza-katastrofa-xx-wieku,nId,142083#crp_state=1 [01.11.2023].

[13] R. Białoskurski, The Goestragic Postion of the Russian Federation. A Powermetric Study, Siedlce 2018, s. 33 i 167.

[14] A. Dugin, Podstawy geopolityki, Warszawa 2019 [2011], s. 146-154.

[15] Kiyevskaya Rus, ru.wikipedia.org/wiki/ Киевская_Русь [02.11.2023]. Zob. także E. Borschak, Русь, Мала Росія, Україна, „Revue des Etudes Slaves”, 1948, t. 24, nr 1-4, s. 171-176; B. Delmaire, Les origines russes d’après les travaux soviétiques récents (note critique), „Annales”, 1974, nr 1, s. 154-156; V. Vodoff, Rus´ de Kiev et Russie moscovite: culture et politique, „Revue des Études Slaves”, 1991, t. 63, nr 1, s. 7-8.

[16] G. Nivat, Kiev et Moscou: Mythe ou héritage à partager?, „Cahiers du Monde Russe”, 1995, t. 36, nr 4, s. 473.

[17] Ibidem, s. 475.

[18] M. Śliwa, Myśl państwowa socjalistów polskich w latach 1918-1921, Kraków 1980, s. 111-121; idem, Polska myśl socjalistyczna (1918-1948), Wrocław 1988, s. 49-55; R. Juchnowski, Miejsce geopolityki w polskiej myśli politycznej XIX i XX wieku, Toruń 2018, s. 229-231.

[19] R. Habielski, Jerzy Giedroyć, Juliusz Mieroszewski. Prolegomena i motywy polityki wschodniej, w: M. Semczyszyn, M. Zajączkowski (red.), Giedroyć a Ukraina. Ukraińska perspektywa Jerzego Giedroycia i środowiska paryskiej Kultury, Warszawa 2014, s. 93-103; M. Senycz, Promowanie sprawy ukraińskiej na arenie międzynarodowej przez zespół paryskiej „Kultury”, w: M. Semczyszyn, M. Zajączkowski (red.), Giedroyć a Ukraina, op.cit., s. 149-163.

[20] Z. Brzeziński, Wielka szachownica. Główne cele polityki amerykańskiej, Warszawa 1998 [1987], s. 46.

[21] Z. Brzeziński, Ukraine’s Critical Role in the Post-Soviet Space, „Harvard Ukrainian Studies”, 1996, t. 20, s. 4-5.

[22] P. Eberhardt, Słowiańska geopolityka. Twórcy rosyjskiej, ukraińskiej i czechosłowackiej geopolityki oraz ich koncepcje ideologiczno-terytorialne, Kraków 2017, s. 234-244.

[23] M. Siudak, Geopolityczne wizje Krymu i Ukrainy, „Przegląd Geopolityczny”, 2016, nr 18, s. 95-96.

[24] J. Mearsheimer, Why the Ukraine Crisis is the West’s Fault: The Liberal Delusions that provoked Putin, „Foreign Affairs”, 2014, t. 93, nr 5, s. 77-89; idem, Wielkie złudzenie. Liberalna marzenia a rzeczywistość międzynarodowa, Kraków 2021 [2018], s. 265-278; idem, The Causes and Consequences of the Ukraine War, „Horizons”, 2022, nr 21, s. 12-27.

[25] Ukraina chce dla Niemiec stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, dorzeczy.pl/opinie/483570/niemcy-jako-gwarant-pokoju-ukraina-chce-dla-nich-miejsca-w-rb-onz.html [02.11.2023].

[26] Błaszczak: Zełenski zdaje się nie pamiętać, że Niemcy nie przyszły z pomocą Ukrainie, gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9302909,blaszczak-zelenski-zdaje-sie-nie-pamietac-ze-niemcy-nie-przyszly-z-p.html [02.11.2023]; „Ukraina wchodzi w sojusz z Niemcami”. Saryusz-Wolski krytykuje wystąpienie Zełenskiego w ONZ, polskieradio24.pl/130/5553/artykul/3246066,ukraina-wchodzi-w-sojusz-z-niemcami-saryuszwolski-krytykuje-wystapienie-zelenskiego-w-onz [02.11.2023].

[27] W. Szymański, Dostawy broni do Ukrainy. Niemcy wyprzedziły Polskę?, dw.com/pl/dostawy-broni-do-ukrainy-niemcy-wyprzedzi%C5%82y-polsk%C4%99/a-65656492 [02.11.2023].

[28] Prawo i Sprawiedliwość, Program Prawa i Sprawiedliwości. Polski model państwa dobrobytu [2019], PDF, s. 176, 184-185, pis.org.pl/dokumenty [24.02.2023]; M.J. Chodakiewicz, Międzymorze, Warszawa 2016 [wyd. ang. 2012]; J. Bartosiak, Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju, Warszawa 2018; idem, Koniec końca historii, Warszawa 2020.

[29] A.K. Cianciara, Europejska polityka sąsiedztwa w perspektywie konstruktywizmu, Warszawa 2017, s. 247-265.

[30] Polska wydała na pomoc Ukrainie gigantyczne pieniądze. Stawiają nas za wzór, businessinsider.com.pl/gospodarka/ile-polska-wydala-pieniedzy-na-pomoc-ukrainie-kwoty-przyprawiaja-o-zawroty-glowy/v1j099g [02.11.2023]; J. Palowski, Wiemy, ile Polska przeznaczyła na pomoc wojskową dla Ukrainy, defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/wiemy-ile-polska-przeznaczyla-na-pomoc-wojskowa-dla-ukrainy-defence24-news [02.11.2023].

[31] S. Meister, Kommentar: Ostpolitik Zeitenwende? Deutschland und Russlands Krieg gegen die Ukraine, bpb.de/themen/europa/russland-analysen/nr-437/521584/kommentar-ostpolitik-zeitenwende-deutschland-und-russlands-krieg-gegen-die-ukraine/ [09.09.2023]; L. von Daniels i inni, Russischer Angriff auf die Ukraine: Zeitenwende für die euro-atlantische Sicherheit, swp-berlin.org/publikation/zeitenwende-fuer-die-euro-atlantische-sicherheit [02.11.2023].

[32] Polska przegląd, worldbank.org/pl/country/poland/overview [02.11.2023].

[33] Ranking najpotężniejszych armii świata. Jak wypada Polska?, forbes.pl/rankingi/ile-panstwa-wydaja-na-zbrojenia-wojna-w-ukrainie-sprowokowala-wydatki-jak-na-tle/rd101lh [02.11.2023].

[34] GDP (current US$) – Germany, data.worldbank.org/indicator/NY.GDP.MKTP.CD?locations=DE [02.11.2023].

[35] A. Bęben, Bundeswehra – przypadek sił zbrojnych państwa, w którym społeczeństwo uwierzyło w wieczny pokój, portalobronny.se.pl/polityka-obronna/bundeswehra-przypadek-sil-zbrojnych-panstwa-w-ktorym-spoleczenstwo-uwierzylo-w-wieczny-pokoj-aa-nYzd-d5pC-Beqw.html [02.11.2023].

[36] Dane o PKB i liczbie ludności za: Ukraine, data.worldbank.org/country/ukraine [02.11.2023].

[37] Dane o PKB i liczbie ludności za: Russian Federation, data.worldbank.org/country/russian-federation [02.11.2023].

[38] „Zeitenwende” niemieckim słowem roku 2022. Co oznacza?, forsal.pl/lifestyle/rozrywka/artykuly/8606610,zeitenwende-slowo-roku-niemcy.html [02.11.2023].

Click to rate this post!
[Total: 42 Average: 4.7]
Facebook

34 thoughts on “Wielomski: Niemcy, Rosja, Ukraina i kwestia polska”

    1. Niemieckim (nieuzbrojonym) kobietom, dzieciom i starcom — na pewno.

      Jeśli zaś chodzi o Niemców uzbrojonych — raczej wątpliwe.

  1. Niemcy, stając z UE u boku USA, praktycznie przypieczętowały zwycięstwo Waszyngtonu w zimnej wojnie 2.0. UE jest silniejsza od Rosji, zaś USA od Chin. Wynik starcia jest oczywisty – zwłaszcza, że po stronie USA są inne (bogate, silne i zasobne w surowce) państwa anglosaskie, trzecia gospodarka i piąta potęga militarna świata – Japonia, niezwykle innowacyjna Korea Południowa, atomowy Izrael oraz przodujący w technologiach półprzewodnikowych Tajwan. Kluczowy jest fakt, że w tej rozgrywce Indie są raczej po stronie USA, a jeśli współpraca rosyjsko-chińska będzie się pogłębiać, to Indie porzucą Rosję i zrobią z Waszyngtonem manewr Kissingera – przeciwko sojuszowi chińsko-rosyjskiemu. Za 40 lat lewicowe, leninowskie reżimy bedą leżeć i kwiczeć. Czeka je powtórka z Gorbaczowa, która zakończy się totalną klapą. Później nastaną dwie dekady smuty, dzikiej prywatyzacji, wojen domowych, porachunków mafijnych i kolonizacji przez Zachód, Japonię oraz Indie.

    1. Pomija się słabości Zachodu, jak np. brak żołnierzy, niechęć społeczeństw do wojennych wyrzeczeń, dekadencja i niewiara w elity i demokrację. Moce produkcyjne przeniósł Zachód do Azji. Bez azjatyckich dostaw surowców i gotowych produktów Zachód leży, także wiele rodzajów uzbrojenia i amunicji nie da się wyprodukować w oparciu tylko o zachodnie zasoby (np. metale ziem rzadkich). Zachód znajduje się ponadto w przededniu kryzysu zadłużenia i ogłoszenia niewypłacalności budżetów państw.

      1. Zachód wcale nie wyprowadził mocy produkcyjnych, tylko zajął się ambitniejszymi sektorami i centrami badawczo-rozwojowymi u siebie na miejscu, zaś tępą, prymitywną, toporną i energożerną siermięgę wywalił na zbity pysk, bo truła środowisko i generowała niskie stopy zwrotu. To, co ambitne i trudne – pozostało na Zachodzie. Ot, postindustrializm w pełnej okazałości – gospodarka oparta na innowacjach, dobrze rozwiniętym sektorze usług oraz mikro, małych i średnich przedsiębiorstwach. Precz z komunistyczno-bismarkowskimi molochami.

  2. Nie ma i raczej nie będzie sojuszu Rosja-Chiny, albowiem – jak powtarzał wielokrotnie prof. Bogdan Góralczyk – Chiny generalnie nie zawierają sojuszy. O żadnym bloku typu RWPG czy Układ Warszawski nie ma mowy. Jest jedynie możliwe strategiczne partnerstwo, albo rozszerzone strategiczne partnerstwo. Poza tym, Chiny mają nikłe zdolności sojusznicze i jeśli już na siłę mielibyśmy doszukiwać się jakiś sojuszników Chin, to najlepszymi kandydatami byłyby Korea Północna oraz Pakistan, choć z wiarygodnością tego drugiego, to różnie może być. Prawdziwych sojuszników i zdolności sojusznicze to mają USA, gdzie mogą przerzucać po świecie swoje wojska, relokować broń jądrową, wysyłać lotniskowce, czy bombowce B-21. Chiny takiej możliwości nie mają. Żaden lotniskowiec Liaoning, Shandong czy Fuijan nie będzie raczej cumował w Rosji. Nie zobaczymy w Rosji też bombowca stealth H-20 Xian, czy samolotu wielozadaniowego J-20. Nie jest też pewne, czy Chińczycy wezmą ze sobą Rosjan na stację Tiangong, albo na Księżyc.

    1. Na pewno Chińczycy Rosjan do swojego programu kosmicznego nie dopuszczą. Stacja Tiangong została wysłana na orbitę, która nie jest osiągalna z Bajkonuru, ani z żadnego innego rosyjskiego kosmodromu. Mogą ewentualnie Chińczycy zabrać rosyjskiego kosmonautę na swoją stacje ale tylko swoją rakietą ze swojego terytorium – co będzie dla Moskwy, jeżeli do tego dojdzie, dodatkowym upokorzeniem.

        1. A dlaczego by mieli? Wybrali optymalną opcję do czasu opracowania własnych systemów załogowych i teraz mają ich kilka, a Rosja została z tymi Sojuzami z lat 60 XX wieku, a wkrótce nie będzie miała nawet i tego

          1. Kolejny świetny przykład logicznych chochołów pilastra. W punktach, może tak pilasterek załapie.

            1. Lot Rosjan w kosmos chińskim sprzętem to upokorzenie dla Moskwy. Tak twierdzi pilaster
            2. Ktoś zauważa, że Amerykanie latali rosyjskim sprzętem i nie czuli się upokorzeni.
            3. Pilaster pyta, dlaczego amerykanie mieliby czuć się upokorzeni latając rosyjskim sprzętem.

            Czyli jak Amerykanie latają sprzętem politycznego wroga to jest to „optymalna opcja do czasu opracowania własnych systemów”. Jak Rosjanie latają sprzętem swojego politycznego sojusznika (bynajmniej relacje Rosji z Chinami nigdy nie były takie jak USA z ZSRR czy Rosją) to już jest upokorzenie.

            Podsumujmy – xD

      1. Chiny wygrają wyścig na Księżyc z USA. Rosjanie, stając u ich boku, będą współzwycięzcami nad d***kratycznym imperializmem. Już wkrótce Xuntian położy na dechy wszystkie jankeskie, kosmiczne teleskopy. Hyperbola 2 także depcze po piętach lewicowemu reżimowi z Waszyngtonu.

    2. Jeśli się ma takiego „sojusznika”, jak jacykolwiek Anglosasi — czy to Brytyjczycy, czy to Murrikanie — to już nie trzeba sobie szukać wrogów.
      Wiemy to także zarówno z historii Polski, jak i z wydarzeń doby obecnej, jak nas traktują — szczególnie porównując to np. z ich odnoszeniem się do takiego Izraela, dajmy na to.

    3. (…)Prawdziwych sojuszników i zdolności sojusznicze to mają USA, gdzie mogą przerzucać po świecie swoje wojska, relokować broń jądrową, wysyłać lotniskowce, czy bombowce B-21.(…)
      Właśnie Huti to testują…

      1. Ogólnie ciekawe jest nazywanie „sojusznikami” państw których istnienie wprost zależy od dobrej woli Białego Domu…

    1. Oni tam w Pekinie wiedzą, co robią — także puszczając w świat tego rodzaju komunikaty — i na pewno nie potrzebują alarmów ani dobrych rad jakiegoś forumowego mądrali. 🙂

  3. Zupełnie wyjątkowo nie wszystkie tezy postawione w powyższym artykule są błędne. 🙂

    Istniała polska polityka wschodnia i pisowska polityka wschodnia. To są dwie zupełnie odrębne rzeczy, w znacznej mierze ze sobą sprzeczne. Założenia pisowskiej polityki wschodniej wyłożył np pisowski propagandysta Ziemkiewicz w 'Wielkiej Polsce”.

    https://blogpilastra.wordpress.com/2023/03/14/niewielka-polska/

    Polityka PIS to utworzenie bloku państw międzymorza pod polskim przewodnictwem, ale nie w celu opierania się ekspansywnym i awanturniczym poczynaniom Moskwy, i wspólnym budowaniu dobrobytu w ramach Zachodu, tak jak np Benelux, tylko na odwrót. W celu zastąpienia Moskwy jako „alternatywny biegun” dla Zachodu. Wrogiem PIS nie jest przecież wcale Rosja, tylko Zachód właśnie, na czele z najbliżej Polski położonym krajem Zachodu – Niemcami. Ukraina w myśl tej koncepcji miała być sojusznikiem nie przeciw Rosji, a przeciw Niemcom właśnie. I nie Ukraina, zgodnie z pisowskim zamysłem, miała podnosić się do standardu zachodniego, stać się krajem praworządnym, wolnorynkowym, cywilizowanym i w konsekwencji bogatym, tylko Polska miała się stoczyć do standardów ruskiego miru – oligarchicznej kleptokratycznej dyktatury, która jest nieodmiennie obiektem podziwu i zazdrości w PIS, ze względu na swoją rzekoma „sprawczość”, „wolę mocy” i „posybilizm”, czyli łącznie coś, co PIS nazywa „suwerennością”.

    Nic dziwnego, że Ukraina, która właśnie dlatego obaliła swój PIS w roku 2014, aby dołączyć do cywilizacji Zachodu, i która toczy teraz swoją wielką wojnę ojczyźnianą, aby tę szanse zachować i z niej skorzystać, nie była tym pomysłem PIS zainteresowana i kiedy PIS postawił ją pod ścianą „albo my, albo Niemcy” – wybrała Niemcy – drugi po USA kraj na liście swoich sojuszników i darczyńców. W tym sensie „polityka wschodnia” PIS rzeczywiście zakończyła się klęską. Nie była to jednak w żadnej mierze „polska polityka” Była to polityka antypolska.

  4. Polska polityka wschodnia jest z polityka pisowską najzupełniej sprzeczna. Jest to po prostu powielenie polityki Niemiec wobec Polski i innych krajów Europy środkowej z lat 90 XX wieku i początków wieku XXI. To wyciąganie, za pomocą i dzięki wsparciu innych krajów Zachodu, tamtejszych skorumpowanych, zacofanych, oligarchicznych krajów z tego stanu, zwanego ruskim mirem, i stopniowe dołączanie ich do Zachodu, co można utożsamić z członkostwem w UE i NATO. Taką politykę prowadziła Polska przed wpadnięciem w łapy PIS. Polityka ta obejmuje zresztą nie tylko Białoruś i Ukrainę, ale i samą Rosję. Mieści się w niej również tzw. „reset” z roku 2008, kiedy Polska próbowała zbudować partnerskie stosunki również z Rosją, co się, nie z polskiej winy, nie udało.

    Można zatem twierdzić, że również polska polityka wschodnia zakończyła się fiaskiem, skoro Rosja i Białoruś ostatecznie obrały kurs całkowicie przeciwny, a Ukraina ciężko walczy, aby uzyskać przynajmniej szansę na pójście we właściwą stronę. Jednak ruski mir jest w dzisiejszej postindustrialnej gospodarce globalnej całkowitym anachronizmem, przeniesionym żywcem z XVIII wieku, a nawet z neolitu i wcześniej, czy później upaść musi, w ostateczności razem z krajami w których panuje.

    Kraje cywilizowane, praworządne i wolnorynkowe, a w konsekwencji również bogate, o wysokim IEF, nie wchodzą wobec siebie w żadne konflikty. Nawet te kraje, które historycznie były bardzo skłócone i mają wiele historycznych zaszłości, teraz są w ścisłym sojuszu. Niemcy i Francja, Japonia i Korea etc. Również Polska i Niemcy są obecnie naturalnymi sojusznikami, a nie żadnymi przeciwnikami i nie mają żadnych sprzecznych interesów.

    Dzieje się tak nie dlatego, że nagle wszyscy, w ramach liberalnej utopii postanowili być dla siebie mili, tylko dlatego, że dla tak rozwiniętych i złożonych gospodarek wysokiego IEF, wzajemna współpraca zawsze przynosi o wiele większe profity, niż jakikolwiek konflikt, a już na pewno konflikt zbrojny, na którym można wyłącznie stracić. W konfliktach uczestniczą tylko kraje o IEF niskim, prymitywne, zacofane, skorumpowane i oligarchiczne. Albo z obu stron (Rosja i Ukraina), albo przynajmniej z jednej (ChRL i Tajwan). Bo choć konflikt i dla nich jest niekorzystny, to może być korzystny dla ich warstwy rządzącej, dyktatury, czy oligarchii, których interes jest sprzeczny z interesem kraju nad którym panują. Zatem mniemanie, że Polska jest „skazana” na jakiś permanentny konflikt z jakimkolwiek innym krajem (Niemcy, Ukraina, czy nawet Rosja) jest całkowicie błędne, o ile i Polska i dany kraj pozostaną, albo staną się krajami cywilizowanymi o wysokim IEF

  5. I oczywiście przyczyną rosyjskiej agresji na Ukrainę, wcale nie było żadne „zagrożenie dla Rosji” ze strony NATO. Zarówno dlatego, że ewentualne przyjęcie Ukrainy do NATO było perspektywą bardzo odległą czasowo i bardzo mglistą, jak i dlatego, że NATO, nawet powiększone o Ukrainę, żadnego zagrożenia dla Rosji nie stanowiło i nie stanowi, o czym Kreml doskonale wie.

    Np przystąpienie Estonii i Finlandii do NATO jakoś nie zostało potraktowane w Moskwie jako żadne zagrożenie, mimo że w konsekwencji granice NATO przebiegają teraz o 100 km od Petersburga – drugiego pod względem znaczenia ośrodka rosyjskiego.

    Przyczyną rosyjskiej agresji była sama chęć Ukrainy na wyjście z „ruskiego miru” i stanie się krajem Zachodu – praworządnym, wolnorynkowym, cywilizowanym i bogatym o wysokim IEF. To byłby dla mieszkańców Rosji bardzo zły przykład, który w konsekwencji mógłby nawet obalić obecny moskiewski reżim. Rosja nie mogła na to Ukrainie pozwolić, tak samo jak nie mogła swego czasu pozwolić na opuszczenie „bratniej rodziny państw socjalistycznych” żadnemu krajowi, czy to Węgrom w 1956, czy Czechosłowacji w 1968, czy Polsce w 1981

  6. Pilaster jest głupi i to z zupełnie innego powodu. Gdyby wolny rynek w wydaniu pilastrowym maksymalizował potęgę ekonomiczną państwa w perspektywie długoterminowej, to Rosja i Chiny chętnie poszłyby tą drogą. Dzięki temu Rosja stałaby się najsilniejszym podmiotem ekonomicznym, militarnym, demograficznym, surowcowym i terytorialnym w Europie – owijając sobie wokół palca całą resztą, zaś Chiny ludowe stałyby się najpotężniejszym mocarstwem świata – nokautując USA w kosmosie, w dziedzinie sztucznej inteligencji, czy też w liczbie lotniskowców – wypierając tym samy dolara z funkcji waluty światowej. Chiny jednak nie idą drogą pilastra. Ciekawe dlaczego? Czyżby chciały przerżnąć kolejną zimną wojnę z kretesem – jak ZSRR?

    1. W rzeczy samej. Gdyby Rosja i chiny były krajami praworządnymi, wolnorynkowymi i cywilizowanymi, takimi jak USA, to byłyby równie bogate i potężne jak USA, a Chiny pewnie nawet bardziej.

      Jednak z jakiegoś powodu ani Chiny (ChRL), ani Rosja, nie są praworządne, wolnorynkowe i cywilizowane i równocześnie nie są ani bogate, ani potężne. I bez zmiany ustroju, nigdy bogate i potężne nie będą.

      Zadziwiający zbieg okoliczności. 🙂

      A dlaczego ani Chiny ani Rosja nie chcą być potężne i bogate? Bo nie leży to w interesie rządzących w tych krajach klik, które w takim przypadku straciłyby władzę. A chociaż zapewne zachowałyby nakradzione majątki, to jednak by były one mizerne wobec wyrosłych wokół majątków ludzi spoza rządzącego układu, ludzi przedsiębiorczych, zdolnych, pracowitych i oszczędnych, którzy by się dorobili sami, bez zezwolenia ze strony władzy.

        1. Nie bezpośrednio. Pilaster jest zwolennikiem optymalizacji wydajności gospodarczej liczonej w długim okresie – czyli maksymalizacji NPV. Taką optymalizację zapewniają państwa praworządne i wolnorynkowe, czyli w pewnym uproszczeniu o wysokim IEF. Niekoniecznie demokratyczne. Jednak jakoś tak się dziwnie składa, że chociaż istnieje wiele krajów demokratycznych, a jednocześnie zacofanych i skorumpowanych (np. Ukraina), to jednak nie ma ani jednego kraju o wysokim IEF (dokładnie tzw. IEF 9D – po usunięciu składowych nie mających wpływu na poziom rozwoju), który jednocześnie nie byłby demokratyczny. Zatem te dwie rzeczy są jakoś ze sobą skorelowane, choć trudno dociec, jaki jest tutaj związek przyczynowo-skutkowy.

          Wprowadzenie demokracji nie oznacza automatycznie wzrostu zamożności, ale na pewno wzrost zamożności jakoś jest z tą demokracją skorelowany.

          https://blogpilastra.wordpress.com/2023/04/23/dobrobyt-na-koniec-historii/

  7. „Polska elita polityczna ponosi wyłączną odpowiedzialność polityczną za klęskę polskiej polityki wobec Ukrainy, ponieważ nie zadała sobie trudu rozpoznania paradygmatu stosunku międzynarodowych dominującego u naszego wschodniego partnera. Zamiast rozpoznać dominację paradygmatu realistycznego, naiwnie przypisała mu swój własny”

    Analogicznie, jak w 1939 — wtedy również Beck błędnie założył, że cele Brytanii są zbieżne z polskimi, tzn. powstrzymanie Hitlera przed rozpętaniem wojny.
    Tymczasem Brytyjczycy realizowali swą odwieczną politykę „osłabiania konkurencyjnych w stosunku do Imperium Brytyjskiego potęg na kontynencie”, do czego potrzebna im była… wojna pomiędzy dwiema odradzającymi się potęgami: Niemcami a Rosją. A jak je rzucić przeciwko sobie? Ano, najpierw trzeba sprawić, aby miały wspólną granicę. Jednocześnie trzeba się upewnić, że ktokolwiek ten sprowokowany konflikt wygra, to poniesie na tyle ciężkie straty, że przez dłuższy czas potem będzie lizał rany.
    Gen. Jodl zeznał na procesie norymberskim, że gdyby w 1939 r. Francja i Anglia — narzekające na „niedozbrojenie i nieprzygotowanie do wojny” — uderzyły od zachodu po prostu tym, czym wtedy dysponowały, to cała II wojna światowa potrwałaby z miesiąc, może dwa.
    Tak więc pod tym względem Beck dość rozsądnie spróbował wziąć Niemcy w dwa ognie — problem w tym, że cele Aliantów (szczególnie Brytanii) były inne, niż cele Polski. A Beck nie zadał sobie trudu rozpoznania paradygmatu stosunku międzynarodowych dominującego u naszych ówczesnych partnerów…

    1. Nic podobnego. W 1939 roku cele Polski i Wlk. Brytanii były dokładnie takie same – powstrzymanie Hitlera. Nie wyszło, bo Hitler grał inaczej niż się Polacy i Brytyjczycy spodziewali.

      Gdyby Wielka Brytania chciała doprowadzić do konfrontacji III Rzesza – ZSRR to nie zachęcałaby Polski do stawiania oporu, tylko przeciwnie, do kapitulacji przed Niemcami.

      Nie byłoby paktu Ribbentrop – Mołotow i do konfliktu doszłoby od razu, jeszcze w roku 1939, a nie dopiero w 1941, a Wlk Brytania nie byłaby w niego wplątana.

      1. Ten „pilaster” to w ogóle umie czytać? To niech sobie przeczyta raz jeszcze to, na co usiłuje odpowiadać — tylko tym razem POMAŁU i ZE ZROZUMIENIEM.

        1. O, kolejna osoba zwraca uwagę na to, że pilaster nie potrafi czytać ze zrozumieniem. Cóż za niesamowity zbieg okoliczności 😉

  8. (…)Trudno jednak wymagać byłoby od Dmowskiego, aby mógł wtedy przewidzieć jakie i w jakiej liczbie surowce kryje Syberia.(…)
    Hmmm… Polacy za caratu brali czynny udział w rozwoju potencjału gospodarczego Syberii także na niwie wydobywczym, zatem polscy geolodzy powinni mieć ogólne pojęcie o tamtejszej strukturze geologicznej. A to z kolei powinno dać wiedzę, czego warto tam szukać… no z pominięciem surowców nowej generacji w stylu uran.

    A jeśli chodzi o międzymorze to, gdyby był robiony nie przeciwko komuś to dla rozwoju regionalnej sieci transportowej to byłaby ciekawą koncepcją na niwie kiedyś tam samoistnie powstawałyby jakieś podsojusze zbrojeniowo-obronne. A i przy odpowiedniej elastyczności można sobie wyobrazić rozwinięcie współpracy też po za ścisły region ABC, na Skandynawię, Grecję czy Rumunię, a nawet wychodząc po za kontynent Egipt. Fajnie byłoby wciągnąć do takiego konglomeratu i Turcję, ale biorąc pod uwagę zaszłości z Grecją i ogólnie Bałkanów z Osmanami to lepiej nie forsować tematu.

    A z rzeczy, których faktycznie były po za horyzontami umysłowymi Dmowskiego, a wiele mieszają to:
    – efekt cieplarniany, który coraz śmielej otwiera szlak morski wzdłuż północnych wybrzeży Syberii oraz stwarzający warunki do eksploatacji bogactw naturalnych Arktyki
    – rozwój technologii nuklearnych, zwłaszcza pływających elektrowni w stylu Akademik Łomonosow, znacząco ułatwia budowę przyczółków na obszarach tego typu (nie tylko polarnych)
    – ostatnio Huti pokazują, że wystarczy odpowiednio lutować dronami, aby prowadzić coś na kształt odwróconej (wszystko na opak) polityki kanonierek. Jeśli to potrwa odpowiednio długo to mogą się przewalić i geostrategiczne… wystarczy, że ktoś na zarządzie jakiegoś dużego spedytora podniesie coś w stylu:
    – Coś ten Strażnik Dobrobytu nie dowozi i Kanał Sueski wygląda na stracony. Zatem wnoszę o przeanalizowanie szlaków alternatywnych… Czy aby opływanie całej Afryki jest optymalne.
    W przynajmniej części ruchu okaże się, że lepiej przekierować go na szlaki kontrolowane przez Rosję… a to już może być podstawą scenariusza, w którym sankcje szlag trafi.

    Swoją chciałbym widzieć jak analizują Chińczycy takową sytuację… w sztabach odpowiedzialnych za ten obszar musi być na prawdę gorąco.

    I na koniec o samej Polsce jako liderze Międzymorza… spójrzcie na naszą infrastrukturę i zastanówcie się: Z czym do ludzi? Weżmy na ten przykład żeglugę śródlądową, czyli drugą nogę morskości:
    – Przekop Mierzei zamiast być ukoronowaniem wzmożonego ruchu tranzytowego na i przez Mazury to służy strzelania Rosji focha
    – na Odrze z kolei tam, gdzie byśmy mieli prawpodobnie najlepszy stosunek koszt-efekt, woleliśmy robić awantury, aż wybuchła afera z Złotą Algą. A biorąc pod uwagę związek katastrofy z solanką pokopalnianą to Zachód ma idealny pretekst, aby blokować rozwój owej żeglugi w Polsce na conajmniej dekadę
    A swoją drogą… żal dupę mi ścisną, gdy dowiedziałem się, że Rumunia wybuduje 450 km. autrostrady do Ukrainy (aby przejąć tranzyt zboża z ich portów) w czasie… KWARTAŁU. My w tym czasie grzebalibyśmy się z obwodnicą miasta.

    1. Nie da się wybudować 450 km autostrady w ciągu kwartału. Jeżeli się podejmie taką próbę, to to, co powstanie na pewno nie będzie autostradą i rozpadnie się natychmiast po zakończeniu budowy. 🙂

      Przypomina pilaster, że sam czas wiązania wylanego betonu w szalunkach to około miesiąca i nie da się tego okresu znacząco skrócić.

      1. I znów pilasterek odzywa się na tematy, o których nie ma bladego pojęcia 🙂

        Zważywszy na fakt, że beton pod autostradę przywozi się w gotowych płytach, które układa się na wcześniej przygotowanej i zagęszczonej warstwie podłoża (piach, tłuczeń, etc.) a dopiero na nie wylewa się asfalt, czyli bynajmniej nie beton to jak zwykle pilasterek bredzi. Jest o wiele bardziej opłacalne przywiezienie gotowych uzbrojonych płyt systemowych niż konstruowanie szalunku, układanie zbrojenia i wylewanie betonu z „gruszki”, po którym trzeba byłoby go co najmniej dwa razy dziennie zlewać, by prawidłowo wiązał. pilaster w życiu to chyba widział tylko budowanie szałasu na obozie harcerskim xD

        Czas wiązania betonu zależy od grubości warstwy, co jest oczywiste. Dłużej schnie warstwa 15 cm niż 3 cm.

        Tak na marginesie – rekord szybkości ułożonej autostrady należy obecnie do Indii – 100 km w 100 godzin. I bynajmniej nie rozpadła się natychmiast po zakończeniu budowy 🙂 Ale jak zwykle – pilaster nie ma zielonego pojęcia, więc tym chętniej się wypowie 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *