Przyznam, że objętość (500 stron) długo zniechęcała mnie do lektury rozprawy Johna Mersheimera Tragizm polityki mocarstw (Kraków 2019, wyd. oryg. 2014). Zdecydowałem się sięgnąć po tę książkę z tej racji, że jej autor jest znanym krytykiem amerykańskiej polityki ukrainofilskiej i antyrosyjskiej. Liczyłem więc, że znajdę tutaj analizy idące pod prąd koncepcjom dominującym w głównych mediach. W końcu wszystko, co dziś jest popularne musi być miałkie, gdyż inaczej nie byłoby medialne.
Tragizm polityki mocarstw to książka ważna, ucząca spoglądania na stosunki międzynarodowe nie przez kantowski pryzmat tego jak być powinno (niem. Sollen), lecz tego jak naprawdę jest (Sein). Już to wyróżnia książkę na tle dywagacji dziennikarzy TVN24 i TVPiS, a także naiwnych wyobrażeń o świecie ministrów Jacka Czaputowicza i Zbigniewa Raua. Największe wrażenie zrobiła jednak na mnie nie tyle główna część książki, co rozdział X i ostatni: Czy wzrost potęgi Chin doprowadzi do wojny? (s. 429-486). Jest to rozdział napisany specjalnie na potrzebę reedycji amerykańskiej wersji książki w 2014 roku (wydanie pierwsze było z 2001).
Co jest ciekawego w rozdziale na temat Chin? John Mersheimer maluje w nim obraz niedalekiej przyszłości (po ośmiu latach to już właściwie teraźniejszości), gdy Chiny staną się największą potęgą gospodarczą świata, a co za tym idzie, będą dążyły do tego, co nasz teoretyk stosunków międzynarodowych określa mianem „hegemonii regionalnej”, a co po polsku zwykle określa się jako hegemonię światową (hegemon regionalny to najsilniejsze państwo na świecie, dominujące nad własnym kontynentem i niepozwalające innym państwom na podobną dominację nad swoimi kontynentami). Zgodnie z własną teorią tzw. realizmu ofensywnego Mersheimer prognozuje, że wraz ze wzrostem potęgi chińskiej wszystkie państwa azjatyckie poczują się zagrożone i zaczną budować koalicję równoważącą (słowo-klucz tej teorii) rosnące jak na drożdżach mocarstwo. Amerykański naukowiec uważa, że w sposób oczywisty do koalicji tej wejdą: Rosja, Japonia, Tajwan, Wietnam i Indie. Koalicja ta uzyska błogosławieństwo Stanów Zjednoczonych, gotowych interweniować w przypadku, gdyby siła tych państw nie wystarczała dla zrównoważenia potęgi chińskiej.
Od napisania tej proroczej wizji upłynęło osiem lat. Zgodnie z proroctwem Chiny stają się największą potęgą ekonomiczną świata, co – zgodnie z teorią amerykańskiego badacza – wcześniej czy później musi znaleźć swój wyraz w gwałtownym wzroście inwestycji tutejszego ministerstwa obrony. Pekin będzie bowiem musiał zabezpieczyć drogi handlowe i importu surowców morskich i wymusić eksport surowców na państwach pobliskich, surowce posiadających (Rosja), a także dokonać przyłączenia Tajwanu, co jest elementem chińskiego poczucia godności narodowej. Czyli część pierwsza ocen Mersheimera spełnia się. Ale gdzie jest koalicja równoważąca w postaci Rosji, Japonii, Tajwanu, Wietnamu i Indii, wspieranej przez USA? Gdzie jest trzon tej koalicji w postaci osi rysowanej przez Amerykanina: Moskwa-Waszyngton-Delhi?
Tej osi nie ma i szybko jej nie będzie. Dlaczego? Dlatego, że po objęciu władzy w Waszyngtonie przez Bidena Stany Zjednoczone popełniły błąd tak nieprawdopodobny, że nie został ujęty w teorii Mersheimera, która zakłada, że mocarstwa prowadzą politykę racjonalną. Jaki to błąd? Jeśli sięgniemy sobie do Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych przyjętej za Donalda Trumpa (dokument do wyszperania on-line), to przeczytamy w niej, że największym współczesnym „wrogiem demokracji” (czytaj: hegemonii amerykańskiej) są Chiny, które nie przestrzegają w sposób masowy praw człowieka, nie przeprowadzają wolnych wyborów i rosną ekonomicznie na potęgę, co przełoży się na ich potencjał do przyszłej walki z „demokracją”. W Trumpowskiej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego Rosja została potraktowana nadzwyczaj łagodnie, ni to jako zagrożenie dla demokracji, ni jako sojusznik amerykańskiej „demokracji” w walce z chińską „niedemokracją”. Po przełożeniu tego ideologicznego bełkotu na język realnej polityki oznaczało to, że Waszyngton uważa Moskwę za kandydata na strategicznego sojusznika przeciwko Chinom, ponieważ obydwa mocarstwa wykazują coraz większe zaniepokojenie rozwojem chińskiej potęgi.
Donald Trump wydawał się rozumieć, że antychiński sojusz z Moskwą miałby swoją cenę, a byłaby nią zgoda na rosyjską dominację w dawnej sferze postsowieckiej, co oznaczało, że Ukraina nie wejdzie do NATO i nie zostaną na niej nigdy rozlokowane bazy amerykańskie. Zwycięstwo wyborcze Bidena wywróciło tę racjonalną, dla Waszyngtonu, geopolityczną konstrukcję. Skupione wokół Bidena „jastrzębie” wpadły na pomysł budowy samodzielnej amerykańskiej hegemonii nad światem, gdzie Waszyngton będzie posiadał tak wielką przewagę, że będzie mógł równocześnie: 1/ zabezpieczyć Izrael i swoje interesy naftowe w Zatoce Perskiej; 2/ zabezpieczyć Tajwan, nie dopuścić Chińczyków na Morze Południowochińskie i równoważyć wzrastającą potęgę Pekinu; 3/ w Europie wschodniej budować Międzymorze i prowadzić jego ekspansje w kierunku Rosji poprzez przyłączenie do tej konstrukcji dzisiaj Ukrainy a jutro Białorusi.
Pomysł otoczenia Bidena był utopią, której podstawą była wielkomocarstwowa pycha amerykańskiego hegemona, który przestał kierować się racjonalną kalkulacją sił własnych i na świecie. Stąd zaraz po dojściu Bidena do władzy doszło do zawiązania się sojuszu „niemożliwego” Rosji i Chin, przy neutralnej postawie Indii (które ostatnio uznały możliwość odejścia od dolara w handlu światowym). I zamiast Waszyngton szachować Pekin sojuszem z Moskwą, to Pekin i Moskwa zaszachowały USA, przy wahającej się postawie Indii. Błąd ten natychmiast zrozumiał tak doświadczony teoretyk i praktyk stosunków międzynarodowych jak Henry Kissinger. Stąd jego słynna już wizja przedstawiona w Davos: oddać Rosji Ukrainę w zamian za sojusz przeciwko Chinom!
Adam Wielomski
No to mnie pan zachęcił do sięgnięcia po tą lekturę.
Ja bym powiedział, że na te tory USA wprowadzone za 2 kadencji Obamy. Trump był pauzą na planie oficjalnym, lecz DeepState pchał swe wizje dalej.
Prof. Bogdan Góralczyk twierdzi, że istotny był okres kryzysu z 2008 r. To wtedy nastąpił słynny powershift- z Atlantyku na Pacyfik. Wydaje mi się, że wbrew temu co się potocznie mówi, Amerykanie wcale nie zaspali.
Następny mocarz który twierdzi że kierując się pychą błędy nieustająco popełniają Stany natomiast Rosja i Chiny wykonują posunięcia racjonalnie i zgodne z logiką.
Chiny są jeszcze sporo słabsze od USA i można to wywnioskować z pewnej asymetrii. Przyjmijmy, że mamy dwa supermocarstwa – Chiny i USA oraz garstkę mniejszych graczy – Niemcy, Rosję, Japonię i Indie. Japonia jest z pewnością dość silnym graczem, Indie – mniej. Czy ewentualny sojusz chińsko-rosyjski jest dla USA problemem? Biden, w przeciwieństwie do Trumpa, doskonale wie, że nie. USA spokojnie poradzą sobie z takim sojuszem – być może przy pomocy UE i Japonii, nawet z niejednoznaczną postawą Indii. Dlatego USA skłonne są zaryzykować podział świata – z grubsza – na dwie hemisfery.
Amerykanie wiedzą bowiem, że przy pomocy Brytyjczyków i Trójmorza spacyfikują Niemców i Francuzów, zmuszając tym samym całą UE do postawienia się po stronie USA. „Imperium Dobra” – Anglosasi + UE + Japonia + Korea Południowa + Tajwan + Izrael +… ma co najmniej 2-krotną przewagę nad „Imperium Zła” – Chiny + Rosja + Białoruś + Iran + KRLD +…, więc gra jest warta świeczki. Gdyby Chiny faktycznie były większą potęgą niż USA, to nie miałyby z tym problemu, bo wiedziałyby, że USA podpisują na siebie wyrok. Niejednoznaczna postawa Chin wskazuje jednak na to, że Chiny panicznie boją się takiego dwubiegunowego podziału świata. Boją się, bo są sporo słabsze od USA – militarnie, technologicznie i gospodarczo. Nie mają także softpower oraz tak dużych zdolności sojuszniczych jak USA. Nawet ci rzekomo bliscy sojusznicy patrzą na Pekin z nieufnością. Dlatego też Chinom bardziej na rękę jest podział świata na 3 hemisfery, gdzie obok Anglosasów z Japonią, Trójmorzem i Izraelem, powstałby blok starej UE współpracującej z Rosją – nawet wtedy, gdyby przez tą współpracę Rosja bardziej się oddaliła od Chin. Rosja nie jest dla Chin aż tak bardzo wartościowa, natomiast stara UE + Rosja pacyfikujące Trójmorze, ale asertywne wobec USA, to dla Pekinu jest duży plus.
Podsumowując – obecnie, w interesie USA jest istnienie dwóch hemisfer, zaś w interesie Chin – trzech. Jest to niejako dowód na słabszą pozycję Chin względem USA.
„(..)oraz tak dużych zdolności sojuszniczych jak USA” -ale co to za sojusznicy? Większość chciałaby się uwolnić od tego „sojuszu”, a pozostali zostali skolonizowani i są wasalami. USA nie ma sojuszników. Jeszcze trochę a zostaną w izolacji. I jest ku temu klimat, co raz częściej przypomina się grzechy polityki USA, wywoływania wojen, grabieży, terroru i ludobójstwa.
No cóż, USA być może popełniły błąd, który może okazać się ich atutem. Amerykanie doprowadzili do częściowego zdeindustrializowania swojej gospodarki (Brytyjczycy też), pozwalając jej na stanie się gospodarką sfinansjalizowaną i usługową. Wydaje się, że to śmiertelny grzech, szczególnie w przededniu wojny. Tak jednak być nie musi. USA zdeindustrializowały się w dużej mierze na rzecz Japonii i Niemiec (np. przemysł motoryzacyjny). Nastąpiła więc terytorialna specjalizacja gospodarek, dzięki czemu pkb USA dość szybko rośnie. Niemcy i Japonia dostarczają Amerykanom aut, przez co ich gospodarki są silnie połączone z gospodarką USA i Amerykanie wykorzystują to jako lewar – jeśli nie będziecie stać z nami w jednym szeregu, to nałożymy cła zaporowe. Proszę zauważyć, że USA mają chroniczny deficyt w handlu z Chinami, Japonią i Niemcami, ale jakoś im to specjalnie nie szkodzi.
USA mają bardzo duże zdolności sojusznicze, zaś wobec Chin, inne państwa są nieufne. Zresztą – Chiny wyraźnie mówią, że z nimi to tylko strategiczne partnerstwo, a nie żadne sojusze. NATO jest dużo bardziej zintegrowane militarnie niż chociażby Rosja z Chinami. Wymiana handlowa w ramach UE odbywa się bez ceł – w przeciwieństwie do kontaktów handlowych pomiędzy Chinami a Rosją. Wygląda na to, że nawet jeśli Chiny staną się numerem 1, to USA będą się skutecznie lewarować dzięki sieci sojuszy.
Hemisfera to po grecku „półkula”. Pisanie o „trzech hemisferach” to semantyczny nonsens. Lepiej mówić czy pisać o strefach wpływów. Warto się uczyć języków starożytnych!
Nieco ponad rok temu, na portalu rozgorzała dyskusja, czy Putin nie jest czasem produktem „Made in Germany”. Po jego ostatnich posunięciach można stwierdzić, że jest raczej „Made in USA”. Zdecydowanie zaszkodził interesom ChRL, postawił w bardzo niewygodnej sytuacji RFN oraz osłabił pozycję Federacji Rosyjskiej, co będzie miało znaczenie, jeśli ktoś przejmie po nim stery na Kremlu. Spokojnie może zameldować w Białym Domu wykonanie zadania i udać się na „zasłużoną” emeryturę. Skonsolidował Zachód jak nikt inny.
Książki takie powstają zapewne jako element polityczny sam w sobie i jak najbardziej są o tym jak być powinno a nie jest. „Zderzenie cywilizacji” wytłumaczylo z wyprzedzeniem wojenki USA. U nas był swego czasu bestseller tłumaczący że w tym i tym roku wojska polskie wejdą na Białoruś, a recenzenci w zachwycie że wreszcie coś z optymizmem o polskiej sile.
Nie ma żadnej zmiany między polityka Trumpa i Bidena , oni zresztą o tym nie decydują, jest tylko kombinowanie to samo jak rozbić Euroazje i może być do tego kij jak i marchewka . Ukrainę wysłali na wojnę żeby osłabiona nią Rosja w końcu się im podporządkowała w takim samym sojuszu jak Trump chciał marchewka. A jednocześnie była odcięta od eu.
Tyle tylko pytanie jaki niby Rosja miałaby mieć w tym interes. Oni wprost mówią że chcą ją podzielić i wprost mieć ziemię z surowcami między Moskwą i Pekinem dla siebie.
Autorzy amerykańscy kombinują jak rozbić z tej czy innej strony Euroazje a tymczasem najsilniejsze są sojusze słabych przeciwko silnemu i Brics się rozrasta. Co jest zgodne z mądrością wschodu a co zawsze było obce Polsce która szukała protektora w zachodzie i była przez niego niszczona. A komu Chiny coś zabrały oprócz Tybetu, taką Ukrainę tamtejsza na której USA znalazłoby lotnisko przy granicach potęg azjatyckich. Oni wola budować wielkie mury w swojej historii i dbać o spójność wewnętrzna na zewnątrz rozwijając szlaki handlowe a nie wyzysk kolonialny.
Problem jest taki, że próba podzielenia Rosji spowodowałaby najpewniej, że na wschód od Uralu mielibyśmy państwo zorientowane na Chiny, zaś na zachód – na UE i USA. Amerykanie wyszliby na tym lepiej, bo część europejska jest bardziej zaludniona. Arsenał jądrowy także przypadłby Moskwie. Ważne są nie tylko surowce, ale też obszar, dostęp do mórz, granice z innymi państwami. Przypuszczalnie Kazachstan też trafiłby w obszar Zachodu.
Ps. Trumpa oczywiście uwalono za to że chciał wyprowadzić z Chin interesy Demokratów. Więc tutaj różnica jest między republikanami i demokratami. Ale stosunek do Rosji obydwu jest podobny. Rozmiękczac i napierać, raz kijem raz palka. I Rosja nie ma żadnego interesu w sojuszu z USA. Przecież oni uważali po rozpadzie ZSRR że są w sojuszu z zachodem a zostali oszukani. Tak więc USA zagania europejskie kaczuszki pod swoje skrzydełka chcąc umoczyć Rosję jednocześnie.
Demokraci nie zrobili błędu tylko sa pazerni i zbudowali potęgę chin sami. Myśleli że ich rozegrają jak Słowian. Tam Soros tak samo jedzie do Chin Indii myśląc że kilka miliardów ludzi klęknie przed nim, a tylko się z niego śmieją
Wielokrotnie pilaster dopytywał się, co niby miałoby świadczyć o tym, że Chiny (ChRL) są/stają się „największą potęgą świata” i nigdy jakoś nie dostał żadnej merytorycznej odpowiedzi. Dokładnie tak samo jak przypadku „narodu”, którego to pojęcia jakoś żaden „narodowiec” nie potrafi jednoznacznie zdefiniować.
Przypomina pilaster że mowa o kraju, którego gospodarka ma niższą wydajność niż gospodarka …Rosji. 🙂 I oczywiście 6,7 razy niższą niż gospodarka USA. To, że Indie mają jeszcze niższą, jest dla ChRL niewielką pociechą.
Wydajność nie jest miarą potęgi jako takiej, tylko jednym z czynników, które na tą potęgę się składają. Wydajność to jest rodzaj jakości, czyli przez analogię do termodynamiki, jest to wielkość INTENSYWNA. Wydajność to tak, jak gęstość materii. Potęga państwa to raczej wielkość EKSTENSYWNA, tak jak w fizyce masa materii. Przy zderzeniu państw, o wyniku decyduje właśnie ta potęga, tak jak przy zderzeniu słonia z mrówką decyduje masa, a nie gęstość ciała. Gdyby decydowała gęstość, mrówka wyszłaby z kolizji zwycięsko. Rzecz w tym, że aby otrzymać tą masę, trzeba gęstość pomnożyć przez objętość. Odpowiednikiem objętości jest z grubsza liczba mieszkańców kraju. Co z tego, że jakościowo USA/mrówka dominują, skoro ilościowo Chiny/słoń mają przewagę? Jeśli pomnożymy teraz ilość przez jakość, to nagle okaże się, że mrówka o dużej gęstości przegra ze słoniem, bo większa gęstość nie wystarczy, aby skompensować niewielką objętość.
Pańskie rozumowanie, panie Adamczyk, można sprowadzić do absurdu. Weźmy gospodarkę o wydajności USA, ale z 1 milionem mieszkańców. Weźmy gospodarkę o wydajności takiej jak w Chinach, ale ze 100 milionami mieszkańców. Czy nadal będzie Pan twierdził, że ten milion tworzy większe mocarstwo?
Słoń i mrówka mają mniej więcej tą samą gęstość. Różnica gęstości 6,7 raza zachodzi np między siekierą a pniem drzewa. I rezultat jest zawsze ten sam. 🙂
Wracając jednak z krainy poezji, metafor, alegorii i przenośni na ziemię, różnica wielkości populacji między ChRL a USA (3 razy) jest zwyczajnie za mała by zniwelować gigantyczna przewagę USA we wszystkich pozostałych kategoriach. Zresztą w czasie wojen opiumowych w połowie XIX wieku różnica w populacji pomiędzy Chinami Wlk Brytanią była znacznie większa – około 15 krotna.
Do tego należy doliczyć potencjał sojuszniczy. Po stronie USA – Japonia, Tajwan, Korea płd, Australia, Kanada, Wietnam, potencjalnie również Indie, Filipiny, Indonezja – wszystkie te kraje zagrożone wzrostem potęgi Chin.
Po stronie ChRL – Iran, Korea płn, może jeszcze Rosja.
ChRL nadal jest i zawsze będzie znacznie słabsza od USA. Mogłaby przegonić USA tylko w jednym przypadku – gdyby zamiast atakować Tajwan, sama stała się Tajwanem
Różnica w ludności jest ponad 4-krotna. Lepiej od razu mówić o całkowitym pkb. Można oczywiście dyskutować, czy wg parytetu siły nabywczej, czy raczej nominalnie. Podejrzewam, że do 2030 r. gospodarka ChRL będzie równie potężna jak amerykańska. I proszę pamiętać nie tylko o porównaniu parametrów jakościowych, ale też ilościowych, a następnie – o przemnożenie ich przez siebie, bo potęga = ilość * jakość.
Ogólnie podstawowy, fundamentalny błąd Mersheimerów i innych Bartosiaków to traktowanie polityki w kategoriach preindustrialnych, jeszcze XVIII wiecznych. Wtedy, w czasach pieszych i konnych armii, oraz flot drewnianych żaglowców, faktycznie potęga danego kraju była z grubsza zależna wyłącznie od dwóch czynników – wielkości terytorium i liczby ludności. Wtedy też polityka był faktycznie domeną bardzo wąskich elit rządzących, które mogły sobie ustalać dowolne „koncerty mocarstw”, bo dla ponad 90% populacji było faktycznie wszystko jedno, w jakim kraju mieszkają i któremu władcy płacą podatki, o ile te podatki nie stawały się, wraz ze zmianą przynależności państwowej, zbyt wysokie.
Ale już w XIX wieku ten schemat odszedł do lamusa i tym bardziej pozostaje w nim w wieku XXI. Dlatego też prognozy Mersheimerów i Bartosiaków tak drastycznie rozmijają się z rzeczywistością
Problemem rozmaitych speców od polityki międzynarodowej jest przede wszystkim fakt, że nie są w stanie między sobą nawet uzgodnić przyczyn takiego a nie innego biegu wydarzeń. Nie potrafią poprawnie zinterpretować tego, co się dzieje. Gdyby jakimś cudem tego dokonali, to przynajmniej mieliby wspólny punkt wyjścia i mogliby rzeczowo dyskutować, jakie rozwiązanie jest dla Polski najlepsze. Obawiam się też, że oni pewne wizje przyszłości Polski z góry wybrali (agenci wpływu?) i teraz opowiadają się jedynie po stronie takich koncepcji stosunków międzynarodowych, które uzasadniałyby racjonalnie ich wybór. Mamy zatem bartosiakizm-zychowiczyzm, banysizm-hagmajeryzm, wielomskizm, rękasizm, itp.
Myślałem, że prof. Wielomski będzie twardo opowiadał się za pogrobowcami docenta Kosseckiego (Tomasz Banyś & Marcin Hagmajer) z „Komentarzy 8 dnia”, ale chłopaki tak pojechali po bandzie, że chyba Profesor dał sobie spokój. Charakterystyczne dla ich wizji świata jest to, że nigdy nie było w niej miejsca dla tzw. „Europy od Lizbony aż do Władywostoku”. Inną cechą tej koncepcji jest sprawcza rola Niemiec, które miałyby dopuścić się prowokacji na terenie Ukrainy, w wyniku której Rosja musiała wkroczyć. Podejrzewam jednak, że p. Magdalena Ziętek-Wielomska może brać takie wywody całkiem serio. Profesor Wielomski najpewniej nie bierze serio całej tej kosecczyzny. Bliżej mu do Bartosiaka, choć wyciąga nieco inne wnioski. Warto byłoby kiedyś zrobić analizę porównawczą rozmaitych „geopolityk”.
Moglbys wyjasnic , czego spodziewasz po wspolnym uzgodnieniu przez roznych ekspertow jednej wersji. Czemu to wedlug ciebie mialoby sluzyc?
Krótko, zwięźle i jak w większości analiz pióra Pana profesora Wielomskiego trafnie.
Myslę, że schematyzm zachodniego myślenia nie omija nikogo.
Nawet bardzo rozsądnego prof. Mersheimera.
Mysli TYPOWO po europejsku.
Wzrost łączy się z ekspansją kulturową, militarną , gospodarczą, ideologiczną.
Jakie są podstawy tej projekcji na inne kultury?
Jakie są dowody, fakty, podbudowujące tę teorię?
To Chiny były najeżdżane, nie Chińczycy najeżdżali obce krainy.
Wielki Mur świadczył o pacyfizmie, nie agresywnych zamiarach.
Chińska flota zabezpieczała szlaki handlowe w Azji, nie dokonywała desantów.
Wątek typu, Chiny odbiorą Syberię, ciągle się przewija.
PO CO mieliby to robić, skoro wszystko mogą KUPIĆ po korzystnych cenach?
Chiny nie eksportują swojej ideologii, ekonomii, systemu rzadów.
Interesuje ich jedynie handel na uzgodnionych warunkach.
I tego Zachód nie jest w stanie zrozumieć…..
Prof. Bogdan Góralczyk podkreśla, że dla Chin w pierwszej kolejności najważniejszy jest Tajwan, nie Syberia. Druga jest Mongolia, Syberia gdzieś na III miejscu. Trzeba jeszcze pamiętać, że Rosja jednak ma te kilka tysięcy głowic jądrowych i nie zawaha się ich użyć na słabo zaludnionej Syberii. Zresztą, nie wyciągałbym wniosków na przyszłość, z jakiejś zamierzchłej przeszłości. To tak nie działa. Władze chińskie doskonale wiedzą, że dziś są inne czasy i z tego, że coś było za przysłowiowego króla Ćwieczka nie determinuje jeszcze, że tak samo musi być i dziś.
„Gdzie jest trzon tej koalicji w postaci osi rysowanej przez Amerykanina: Moskwa-Waszyngton-Delhi?”
Wszystko przed nami. Sojusz Rosji z Chinami jest taktyczny, gdyż kraje te są skazane na konflikt o Syberię i status międzynarodowy. Sojusz cementuje ich obecny wspólny interes osłabienia pozycji USA w świecie. Jednak atak Rosji na Ukrainę jest także przejawem potrzeby wzmocnienia pozycji Rosji względem Chin, przy czym dla Chin obecna wojna stanowi problem: zamrożenie inwestycji chińskich w Rosji i zmniejszenie przepustowości Pasa i Szlaku. Dlatego Chiny wykorzystują obecną sytuację kupując od Rosji tanie surowce, lecz wkrótce będą naciskać na zakończenie konfliktu (już zapewne naciskają kanałami dyplomatycznymi). Wyobraźmy sobie, że Chiny mają na świecie taką pozycję jak dziś USA i wtedy USA, Rosja i Indie, mając interes w utrzymaniu świata wielobiegunowego, mogę taktycznie działać wspólnie przeciwko Chinom.
Konflikt o Syberię to mrzonki. Rosja jest mocarstwem atomowym i nie zawaha się użyć broni jądrowej nawet na Syberii. Dla Chin w pierwszej kolejności istotniejszy będzie Tajwan i ewentualnie Mongolia. Chiny i Rosja mają raczej interesy rozbieżne, ale nie znaczy, że przeciwstawne.
Stany Zjednoczone sa panstwem czysto bandyckim nastawionym tylko na grabiez , wszystkich i wszystkiego, i ich polityka sluzy tylko temu celowi. To jest zawsze rozklad i burzenie dla ulatwienia grabiezy , bez wypelniania czymkolwiek prozni , ktora tworza.Wewnatrz w USA nie ma rozgraniczenia miedzy sojusznikiem i wrogiem . W Polsce mozemy obserwowac to na wlasne oczy , ale to dotyczy wszystkich krajow majcych do czynienia z Amerykanami . To powoduje zerowa mozliwosc zawierania sojuszy przez USA. Wszystkie te pancerne sojusze i stalowe pakty zawarte przez USA sa watpliwe . Rzady panstw sojuszniczych , jesli tylko sa odrobine suwerenne kombinuja jak nie dac sie wepchnac do pieca w interesie Amerykanow, bo przeeciez taka jest glowna idea sojuszu zawartego z Waszyngtonem z jego perspektywy. Rosja prowadzi polityke wedlug bardzo prostej zasady. Dopoki USA sa silniejsze od Chin Rosja jest w sojuszu z Chinami przeciw Amerykanom. Ten sojusz w momencie zdobycia przez Chiny przewagi natychmiast zostanie odwrocony. Do tego momentu sojusz Rosji z USA jest dla Rosji absurdalny. Rosja pomagalaby Amerykanom w zdobyciu hegemonii nad swiatem , zeby w nastepnej kolejnosci zostac okradziona i rozebrana przez Anglosasow. Drugi amerykanski bajarz George Friedman widzi rozwiazanie amerykanskich problemow przez wywolanie wojny w Eurazjii. Rzeczywiscie w jakims sensie do tego doprowadzili, ale Friedmanowi chodzi o cos znacznie wiekszego i dewastujacego cale kontynenty