Wielomski: Władysław Studnicki i program mitteleuropejski dla Polski

 

  1. Wprowadzenie do problemu

W ostatnich latach obserwujemy zaskakujący wzrost zainteresowania koncepcjami geopolitycznymi Władysława Studnickiego. W niektórych kręgach intelektualnych jest on przedstawiany niemal jako prorok przyszłości, którego gdyby tylko słuchano, to losy II Rzeczypospolitej mogłyby się potoczyć całkiem inaczej. W sumie wytłumaczyć ten fenomen jest dość łatwo: Studnicki przez całe życie, jak i przez wiele lat po śmierci, był postacią izolowaną, uchodząc – nie bez powodu – za patologicznego germanofila. Nie mogło mu to przynieść popularności w okresie międzywojennym, gdy zbyt dobrze pamiętano jeszcze epokę Bismarcka, Kulturkampf, walki z Hakatą, powstania na Śląsku i w Wielkopolsce. Zaś po II Wojnie Światowej, w obliczu bezmiaru zbrodni wojennych dokonanych przez niemieckich nazistów, jego wizja sojuszu z Niemcami wydawała się co najmniej egzotyczna, a dla wielu ocierała się o rodzaj intelektualnej zdrady narodowej.

Sytuacja ta zmieniła się po 1989 roku, gdyż odeszły, lub odchodzą właśnie, starsze pokolenia, pamiętające niemiecką okupację z l. 1939-1945, a ich miejsce zajmuje młode pokolenie, które już nie wie, nie pamięta lub pamiętać nie chce o tychże zbrodniach, które niezbyt jest świadome co to był Generalplan Ost, etc. W oficjalnym dyskursie historycznym III/IV Rzeczypospolitej do rangi dziedzicznego wroga podniesiono Rosję i Związek Radziecki, a obrazami Katynia i Kołymy przesłonięto obrazy Oświęcimia i masakry warszawskiej Woli. W młodym pokoleniu, pchniętym przez oficjalną politykę historyczną solidarnościowej Polski przeciwko Rosji i Związkowi Radzieckiemu, Studnicki – postulujący antysowiecki sojusz z III Rzeszą – przestał kojarzyć się zdradą podstawowych polskich interesów. Wprost przeciwnie, wraz z narastaniem antykomunistycznych nastrojów w tymże młodym pokoleniu – a zjawisko to jest odwrotnie proporcjonalne do czasu, który minął od 1989 roku – Studnicki zaczyna zdobywać kolejne punkty i kolejnych sympatyków. Jego radykalna rusofobia i antykomunizm stały się modne, a wielu z młodych i zradykalizowanych antykomunistów nie patrzy już na myśl o antyrosyjskim sojuszu z Hitlerem z takim wstrętem jak ich rodzice i dziadkowie.

Celem tego tekstu jest wypunktowanie głównych idei geopolitycznych Władysława Studnickiemu, a następnie zbicie jego tez. Tekst ten jest z założenia polemiczny. Jego istotą nie jest zaprezentowanie poglądów Studnickiego, gdyż czyniono to już wielokrotnie i to w najnowszej literaturze przedmiotu[1]. Jego celem jest wskazanie dwóch błędów na których opiera się germanofilia tego myśliciela. Jeden z nich ma charakter subiektywny i wiąże się z błędnymi założeniami wstępnymi geopolityka. Drugi ma charakter obiektywny i wynika z niezrozumienia ogólnych założeń niemieckiej polityki, szczególnie polityki narodowo-socjalistycznej III Rzeszy.

  1. Program Studnickiego
  • Geopolityka Studnickiego w okresie międzywojennym

Nie będziemy tutaj w szczegółach opisywać Polski w koncepcjach geopolitycznych Władysława Studnickiego z tej racji, że z samego założenia piszemy tekst polemiczny. Dlatego też ograniczymy się do wypunktowania sześciu najważniejszych, naszym zdaniem, elementów. Można je znaleźć we wszystkich klasycznych rozprawach Studnickiego, szczególnie zaś w tych, które mają ambicję ogólnego przedstawienia całości systemu. Rangę taką mają trzy jego prace: System polityczny Europy a Polska (1935), Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej (1939)[2] i zredagowany przez Jana Sadkiewicza z artykułów prasowych zbiór O przymierze z Niemcami (teksty z l. 1923-1939) [3]. W naszym przekonaniu te trzy książki zawierają istotę systemu Studnickiego, a można nawet rzec, że każda z nich zawiera to samo przesłanie geopolityczne, różniąc się jedynie szczegółami związanymi z aktualnymi wydarzeniami na scenie międzynarodowej. Kto przeczytał jedną książkę tego autora w zasadzie przeczytał wszystkie.

Jak wspomnieliśmy, trzy kluczowe prace zawierają sześć tez tworzących esencję tej koncepcji:

1/ Polska nie przetrwa przy równoczesnej wrogości Rosji i Niemiec równocześnie. Mawia się, że zarówno Dmowski i Piłsudski byli świadomi, że Polska albo będzie mocarstwem, albo nie będzie jej wcale. Stąd program inkorporacyjny tego pierwszego i federacyjny tego drugiego. W praktyce stworzono państwo co najwyżej średnie, o średniej liczbie ludności, a co gorsza ekonomicznie zacofane, przede wszystkim rolnicze i odcięte od stworzonych przez 123 lata zaborów rynków zbytu. Stąd też wspólne dla endecji i piłsudczyków poszukiwanie gwaranta granic i suwerenności wobec sąsiadów we Francji. Studnicki był frankofobem, Francji nie lubił, ale trafnie przewidział, że w przyszłej wojnie Francja nie będzie miała siły, aby obronić swoich sojuszników w Europie wschodniej, czyli Polskę i Małą Ententę (Czechosłowacja, Rumunia, Jugosławia). W czasie wojny l. 1914-1918 to Francuzi ponieśli największe straty liczebne (w przeliczeniu na liczbę mężczyzn zdolnych do noszenia broni), a ich potencjał przemysłowy jest słabszy od niemieckiego. Aby zrównoważyć Berlin Paryż potrzebuje wsparcia Londynu. Ten zaś nie ma ochoty bronić sprzymierzeńców Francji, gdyż chce wzmocnić Niemcy z którymi intensywnie handluje. W tej sytuacji Francja sama – czy będzie miała taką wolę, czy nie – nie obroni Polski. Co więcej, z perspektywy Paryża Polska od 1918 roku była tylko sojusznikiem zastępczym. Geopolityka wymusza sojusz francusko-rosyjski, jako jedyny zdolny do zneutralizowania Niemiec. Dlatego dla Francji najlepiej byłoby, aby Rosja (ZSRR) zjadła Polskę i graniczyła z Niemcami od wschodu. W porównaniu z siłą Rosji potencjał polski stanowi przeszkodę, uniemożliwiając rosyjskie uderzenie na Prusy Wschodnie (jak w 1914 roku) lub wprost na Berlin.

Stawiając taką tezę Władysław Studnicki doszedł do wniosku, że Paryż nie obroni Warszawy przed rewizjonizmem Berlina, gdyż nie posiada koniecznego do tego celu potencjału, ani przez Moskwą, gdyż jest to jego docelowy sojusznik na wschodzie Europy. W tej sytuacji Polska powinna porzucić miraż sojuszu z Francją i – póki ma jeszcze zdolności manewrowe w polityce międzynarodowej – wybrać sojusz z Moskwą przeciwko Berlinowi lub z Berlinem przeciw Moskwie. Studnicki bez wahania wybiera sojusz z Niemcami przeciwko Rosji Radzieckiej, a następnie Związkowi Radzieckiemu. Dlaczego Niemcy? Dlatego, że – jego zdaniem – spór z Berlinem dotyczy co najwyżej granic zachodnich Polski, przede wszystkim Wolnego Miasta Gdański (który i tak do Polski nie należy) i tzw. korytarza łączącego, przez polskie Pomorze, Prusy właściwe z Prusami Wschodnimi. Być może, że w razie wygranej wojny Niemcy upomniałyby się jeszcze o cały Górny Śląsk, może o Pomorze Gdańskie, może nawet i o Wielkopolskę. Ale ich celem nie byłaby likwidacja Państwa Polskiego. Inaczej Studnicki ocenia cele ZSRR, który chciałby przyłączyć cała Polskę w swoje granice lub przynajmniej kresy wschodnie. Bez względu na rezultat graniczny, komuniści z Moskwy skomunizowaliby Polskę i gdyby nawet przetrwała jako państwo bez kresów, to nie byłaby już niepodległa. W tej sytuacji, naucza Studnicki, lepiej byłoby mieć państwo własne, acz okrojone o część lub nawet cały zabór pruski niż skomunizowaną siedemnastą republikę radziecką lub państwo wasalne pozbawione kresów.

2/ Odmienne następstwa wpuszczenia obcych wojsk. Studnicki głosi pogląd, że pomiędzy Niemcami, nawet III Rzeszą, a Związkiem Radzieckim istnieje znacząca różnica cywilizacyjna. Niemców, także i Adolfa Hitlera postrzegał jako dżentelmena z którym zawiera się układy, podpisuje porozumienia i który dotrzymuje danego słowa. Tymczasem Stalina uważał za politycznego bandytę, który nie przestrzega zawartych traktatów. Stąd jego przekonanie, że w przyszłej wojnie niemiecko-radzieckiej skutki wpuszczenia w polskie granice Wehrmachtu i Armii Czerwonej będą odmienne. W razie wojny niemiecko-radzieckiej Niemcy wejdą zbrojnie do Polski, za naszą zgodą, i potraktują Polskę jako teren wojny, ale potem, po podpisaniu z Moskwą traktatu pokojowego, ewakuują swoje wojska, bowiem Niemcy to kraj cywilizowany, który dotrzymuje podpisanych traktatów sojuszniczych. Tymczasem gdy Rosjanie raz wejdą w granice Polski, aby walczyć z Wehrmachtem, to już nigdy dobrowolnie nie opuszczą Polski. Zabiorą nam kresy albo przyłączą nasz kraj do ZSRR, a skomunizują cały kraj bez względu na to czy zachowane zostaną, czy nie, jakieś pozory państwowości. W przekonaniu tego geopolityka, ZSRR nie jest normalnym państwem z którym prowadzi się dyplomację, podpisuje porozumienia, etc. To państwo zbójeckie.

Porównanie metod politycznych Niemców i Rosjan prowadzi Studnickiego do przekonania, że z Niemcami można negocjować i zawierać traktaty, gdy z Rosjanami nigdy. Myśląc o przyszłym opuszczeniu granic polskich przez obce wojska Studnicki bez wahania wybiera sojusz z Niemcami, nawet z tymi, którymi rządzi Adolf Hitler.

3/ Cele Niemiec. Władysław Studnicki miał świadomość, że polityka Republiki Weimarskiej dąży do rewizji postanowień wersalskich. Świadczyły o tym dobitnie Rapallo, Locarno, wojna celna wywołana przez Gustava Stresemana. Był jednakże uważnym czytelnikiem niemieckich geopolityków i ekonomistów, więc zauważył, że już w I Wojnie Światowej Niemcy nie prowadziły polityki stricte nacjonalistycznej, jakkolwiek szermowały hasłami i ideami szowinistycznymi. Ukoronowaniem niemieckich koncepcji stanowiła dlań rozprawa liberalnego nacjonalisty Friedricha Naumanna Europa środkowa (Mitteleuropa, 1915). Niemcy nie prowadziły, jego zdaniem, tradycyjnej wojny o poszerzenie granic narodowych, lecz o wybudowanie imperium europejskiego, które zapewniłoby im możliwość egzystencji w ekonomicznej autarkii, w sytuacji wojennej. Program ten określono wtenczas pojęciem Mitteleuropy, a zakładał on stworzenie imperium ze stolicą w Berlinie, obejmującego swoim zasięgiem ziemie zdobyte na Rosji (Kongresówka, Białoruś, Ukraina, Nadbałtyka), dotychczasowe Austro-Węgry i, szerzej, całe Bałkany, włącznie z Turcją (kolej Berlin-Bagdad)[4].

Władysław Studnicki uważał, że program ten nie stracił na aktualności, mimo porażki w 1918 roku, i jest to strategiczny i nieredukowalny cel polityki Berlina, niezależnie od tego, czy będzie to stolica cesarstwa, republiki czy III Rzeszy. A z perspektywy tak wielkiego planu geostrategicznego nowego uporządkowania Europy kwestia przynależności politycznej Śląska lub Pomorza jest bez większego znaczenia. Polski geopolityk wierzył, że aby plan ten urzeczywistnić i stworzyć imperium Niemcy, kierując się realizmem politycznym, przyjmą do wiadomości, że utracone na rzecz Polski ziemie mają charakter peryferyjny i dla stworzenia Mitteleuropy pogodzą się z ich stratą. Wielkie cele Niemiec to militarne i ekonomiczne pogrążenie Francji, Anschluss Austrii i Sudetów, odrobienie strat związanych z rozpadem Austro-Węgier. To pozwoli im stworzyć Mitteleuropę z Polską jako znaczącym sojusznikiem, z jako najsilniejszym z państw regionu. Studnicki zakładał, że Niemcy nie zaryzykują całego projektu dla kilkudziesięciu tysięcy kilometrów kwadratowych, w dodatku zamieszkałych przez polską większość. W tej perspektywie cieszył się z dojścia do władzy Hitlera, gdyż niemiecka opinia publiczna domagała się rewizji granic z czym musieli liczyć się politycy weimarscy w systemie demokratycznym. Jako dyktator Hitler może kierować się czystą racją stanu i doprowadzić do porozumienia z Polską, w którym zaakceptuje granice, w zamian za przyłączenie Gdańska i ew. budowę autostrady w formie „korytarza” przez Pomorze.

4/ Ekonomiczne podstawy Mitteleuropy. Władysław Studnicki trafnie identyfikuje genezę projektu Mitteleuropy. Niemcy dążą do budowy tego projektu z przyczyn przede wszystkim ekonomicznych, wynikłych z wadliwego charakteru własnej gospodarki. Rzesza cechuje się znaczącą nadprodukcją przemysłu ciężkiego i chemicznego i musi tym gałęziom zapewnić rynki zbytu, czyli znieść bariery celne, za pomocą których inne państwa chronią własną produkcję w tych dziedzinach. Dlatego Berlin dąży do stworzenia wielkiej przestrzeni celnej, o charakterze kontynentalnym lub środkowo-europejskim. Równocześnie Niemcy nie mają wielu surowców, które muszą sprowadzać z Europy środkowej i wschodniej. Nie są także zdolne do produkcji odpowiedniej ilości żywności dla swojego przeludnionego kraju, a przy tym wszystkim brak im taniej i niewykwalifikowanej siły roboczej dla ciężkiego przemysłu. Rynki zbytu, surowce, żywność i taniego robotnika mogą znaleźć w Europie środkowej. Stąd ulubiona idea Studnickiego, nazywana przezeń mianem „gospodarek kompensacyjnych”: dla federacji mitteleuropejskiej Niemcy będą produkowały wyroby przemysłowe, w zamian za co rolnicze gospodarki Polski i innych krajów będą dostarczały surowców, żywności i robotników.

Władysław Studnicki bardzo chętnie odwoływał się do motywacji ekonomicznych w swoich koncepcjach geopolitycznych. Na ich podstawie uważał, że Berlin prowadzi i prowadzić będzie politykę racjonalną. Niemcy chcą zniszczyć Polskę dopóki, dopóty nie dojdą do wniosku, że istniejąca Polska wpisuje się w ich ideę Mitteleuropy i pozwoli zrobić z siebie świadomie kraj rolniczy, pozbawiony ciężkiego przemysłu, który będzie „gospodarką kompensacyjną” dla ich ekonomii. Słowem, istnienie Polski zostanie przez Berlin zaakceptowane, o ile Niemcy wyciągną z naszego istnienia istotną korzyść. Zyski ekonomiczne z zależnej ekonomicznie i politycznie Polski muszą przewyższać zyski z jej zniszczenia i aneksji.

5/ Polska to potencjalny sojusznik Niemiec. Poza względami ekonomicznymi Polska ma jeszcze jeden atut: to ponad milionowa armia do wspólnego ataku na ZSRR. Studnicki jest bowiem przekonany, że najpierw kapitalistyczna, a potem hitlerowska Rzesza musi się zmierzyć z Rosją w wielkiej walce ideologicznej. Tylko polityk irracjonalny niszczyłby potencjalnie sprzymierzoną milionową polską armią, wiedząc, że chwilę potem czeka go wojna z rosyjskim bolszewizmem. Stąd jego sympatia dla Hitlera: widząc w nim radykalnego antykomunistę był przekonany, że spróbuje pozyskać Polskę do wspólnego sojuszu militarnego przeciwko Moskwie.

Władysław Studnicki idzie dalej. Jest przekonany, że Niemcy wygrają wojnę z bolszewicką Rosją i będą dążyły do stworzenia swojego mitteleuropejskiego planu na opanowanych obszarach ZSRR. Skoro na wschód od Polski nie ma wykształconych i świadomych narodów z elitami politycznymi zdolnymi do zarządzania nimi, to – znowu kierując się politycznym racjonalizmem – Berlin zdecyduje się oddać Warszawie ziemie po Dźwinę i Berezynę (czyli Białoruś i Ukrainę), aby w ten sposób stworzyć wielki bufor polityczno-militarny przeciw Rosji/ZSRR. Studnicki uważa, że sojusz z Niemcami to szansa rozbicia ZSRR i stworzenia polskiego imperium na wschodzie, mniej więcej odpowiadającego granicom z 1772 roku, czyli przedrozbiorowym.

6/ Oś Berlin-Warszawa-Budapeszt. Przez cały okres międzywojenny Studnicki marzy o wielkim sojuszu państw, które winny kontestować postanowienia wersalskie i które powinny od nowa podzielić pomiędzy siebie Europę wschodnią: Berlin winien przyłączyć Austrię i Sudety; Budapeszt Słowację; Polska dalekie Kresy po Dźwinę i Berezynę. Wrogowie tego planowanego sojuszu to Francja i ZSRR, czyli kraje zachodu i wschodu kontynentu, które tworzą swojego rodzaju wielkie obcęgi, którymi chcą zniszczyć podział Europy między oś Berlin-Warszawa-Budapeszt. Dlatego Studnicki proponuje odwrócenie polskiego sojuszu z Paryżem i zadzierzgnięcie nowego z Berlinem i Budapesztem: państwami które podzielą pomiędzy siebie Europę środkową i zgodnie stworzą Mitteleuropę.

  • Lata 1939-1945

Atak niemiecki na Polskę we IX 1939 roku nie był dla Władysława Studnickiego zaskoczeniem. Uważał go za wynik odmowy przez nasz kraj przystąpienia do sojuszu z Berlinem, choć sojusz taki rysował się po Monachium, gdy Polska przyłączyła się – wraz z III Rzeszą i Węgrami – do rozbioru Czechosłowacji (aneksja Zaolzia). Studnicki przede wszystkim uważał inwazję Wehrmachtu na Polskę za błąd polityki niemieckiej. Berlin stracił Polskę jako potencjalnego sojusznika w wojnie przeciwko ZSRR, a dzieląc się II Rzeczypospolitą ze Stalinem, Hitler przybliżył o setki kilometrów Armię Czerwoną do Berlina. Były to dlań dwa błędy, wynikłe z panującej w Warszawie germanfobii.

W ocenie Władysława Studnickiego sprawa polska wróciła do swojej pierwotnej postaci z 1915 roku, gdy Niemcy zajmowali Kongresówkę i wraz z Rosjanami udawali, że sprawa polska nie istnieje. W związku z tym należy powtórzyć politykę kolaboracji z Berlinem i czekać na nową wersję Aktu 5 Listopada z 1916 roku.

Studnicki przypisywał polityce niemieckiej wysoki poziom racjonalności, dlatego był przekonany, że w Berlinie wcześniej czy później zrozumieją, że popełniono błąd. Stąd jego liczne podróże do polityków w Niemczech, a także jeszcze liczniejsze spotkania z oficerami wojsk okupacyjnych. Ich celem było wytłumaczenie politykom i oficerom, że nie jest w niemieckim interesie zniszczenie Polski. Przeciwnie, wygrawszy szybką kampanię, Hitler powinien uczynić wobec pokonanych gest i proklamować na zajętych przez Wehrmacht terenach jakąś formułę rządu polskiego (a nie okupacyjnego Generalnego Gubernatorstwa), ograniczyć do minimum represje, wreszcie ogłosić odbudowę armii polskiej w celu wsparcia Niemiec w przyszłej wojnie z komunizmem. Studnicki uważał, że najeżona terrorem polityka hitlerowska w okupowanej Polsce wynika z jej charakteru ideologicznego (rasizm i szowinizm), ale jest irracjonalna. Skoro błąd ma charakter ideologiczny i leży w namiętnościach, to zadaniem rozumu jest nad namiętnościami zapanować. Gdy politycy i generałowie niemieccy zrozumieją swój błąd, skalkulują zyski i straty, to odmienią swoją politykę i wydadzą nowy Akt 5 Listopada.

Oczywiście, Władysław Studnicki jest świadomy, że polskie atuty są pod okupacją znacznie słabsze niż w VIII 1939 roku. Dlatego godzi się na utratę ziem zaboru pruskiego, które zostały przyłączone do III Rzeszy. Liczy jednakże, że w zamian Berlin zdecyduje się na odtworzenie Polski w ramach nowej Mitteleuropy, jako wielkiego geopolitycznego bufora, terenu eksploatacji ekonomicznej, położonego między Wisłą, Dźwiną i Berezyną. Jakkolwiek Polska straci były zbór pruski, to odzyska dalekie kresy, wielkie przestrzenie Białorusi i Ukrainy.

Propozycje formułowane przez Władysława Studnickiego nie napotykają zainteresowania ze strony hitlerowców. Z własnych wspomnień polskiego polityka wynika, że najchętniej by go rozstrzelano lub umieszczono w obozie koncentracyjnym, za bezczelność. Kartą przetargową Studnickiego było zaproszenie na Parteitag do Norymbergi z połowy lat trzydziestych i jego oświadczenia, że osobiście zna Adolfa Hitlera (w rzeczywistości został mu tylko kurtuazyjnie przedstawiony w czasie wizyty). Niemieccy oficjele, nie będąc pewnymi stopnia zażyłości i znajomości polskiego polityka z Führerem nie śmieli mu zrobić krzywdy. Ostatecznie został internowany na Pawiaku, przy czym trudno uznać, aby był tutaj więziony. Chodziło o odizolowanie go od niemieckich polityków i oficerów, aby nie zarażał ich do idei sojuszu niemiecko-polskiego[5]. Studnickiego nawet to nie zraziło. Jeszcze w III 1945 roku proponuje stworzenie polskich legionów do walki z Armią Czerwoną przy boku III Rzeszy. Po zakończeniu wojny nawoływał Polskę do dobrowolnego zrzeczenia się Ziem Odzyskanych, aby zawiązać sojusz z Niemcami i w przyszłości odzyskać kresy wschodnie[6].

  1. Błędy Studnickiego
  • Błąd subiektywny: gdzie leży Polska?

Postawione w podtytule pytanie – gdzie leży Polska? – wydawać może się naiwne. Jak to gdzie? Nad Wisłą. Władysław Studnicki jednakże takiej odpowiedzi by nam nie udzielił. Uważny Czytelnik przy lekturze tego tekstu zwrócił zapewne uwagę, że pojawiają się tutaj nazwy postulowanych przez geopolityka rzek granicznych projektowanej Rzeczypospolitej: Dźwina i Berezyna. Dźwina to rzeka wpadająca do Bałtyku przez Rygę i od północy oddzielająca Białoruś od Rosji. Berezyna to rzeka oddzielająca od wschodu Białoruś od Rosji. Innymi słowy, Studnicki pisząc o Polsce ma przed oczami jej granice wschodnie z 1772 roku i traktuje ich osiągnięcie jako swój dogmat geopolityczny. Prawdziwa Polska leży dlań między Wisłą-Dźwiną-Berezyną, i idąc bardziej na południe (o czym geopolityk sam już nigdy nie wspomina), a Dnieprem.

Władysław Studnicki urodził się w Dyneburgu 15 XI 1867 roku. To leżące na współczesnej Łotwie miasto aż do 1772 roku należało do Rzeczypospolitej, gdy zostało przyłączone do Rosji w wyniku I rozbioru. Studnicki pochodził ze zubożałej szlachty. Został wychowany na tradycji powstańczej i na pamięci represji popowstańczych z 1863 roku, na lekturze polskich romantyków, szczególnie zaś na twórczości Adama Mickiewicza. Miejsce urodzenia i wyniesiona z domu tradycja zaowocowały obcym nam dziś rozumieniem polskości. Dla dziecka dalekich kresów „Polska” nie jest państwem etnicznie polskim, nie leży w granicach, które popularnie nazywane są piastowskimi. Przeciwnie, to państwo wielonarodowe, jak to się dziś mawia, „jagiellońskie”, gdzie polskie ziemiaństwo dominowało nad autochtonicznym chłopstwem z Litwy, Białorusi, Ukrainy o niewielkiej, lub zgoła żadnej, świadomości narodowej. Tak pojęty naród „jagielloński” posiada polską elitę kulturalno-polityczną, panującą nad wielomilionowymi masami biernych politycznie klas niższych o obcym pochodzeniu etnicznym. W świecie tym mieszczaństwo jest bardzo słabe, głównie żydowskiego pochodzenia, politycznie bierne. Jest to wizja Polski rolniczej, o archaicznej strukturze ekonomicznej, gdzie nie ma miejsca na industrializację, wielkie miasta i nowoczesność. W sumie jest to ideał politycznie romantyczno-reakcyjny, gdyż mniej więcej zakładający restaurację granic i struktury politycznej I Rzeczypospolitej.

Takie rozumienie Polski i polskości dobrze tłumaczy charakterystyczne dla Studnickiego niewielkie zainteresowanie zaborem pruskim, który geopolityk jest zdolny poświęcić na ołtarzu sojuszu z Niemcami i w zamian za ich pomoc w odbudowie Rzeczypospolitej w granicach zbliżonych do tych z 1772 roku. Pomorze, Poznańskie, Śląsk ze swoim przemysłem, hutami, stalowniami to świat obcy potomkowi szlachty kresowej. Dlatego kiedy Władysław Studnicki, a wraz z nim także i wspierający jego koncepcje geopolityczne organ ziemiaństwa wileńskiego „Słowo” – redagowane przez Stanisława Cata-Mackiewicza – pisze o polskiej racji stanu, to zawsze należy postawić pytanie: na ile jest to racja stanu Polski w takich granicach, jakie miała ona w l. 1921-1939, a na ile racja kresów wschodnich pojmowanych jako prawdziwe historyczne centrum polskiej kultury i sama istota polskości?

Utożsamianie racji kresów z racją stanu Polski czyni naturalną wizję sojuszu polsko-niemieckiego, którą przedstawiali Władysław Studnicki i Stanisław Cat-Mackiewicz. Obydwu tym publicystom chodzi o odzyskanie dawnych ziem I Rzeczypospolitej, utraconych w 1772 roku, a których nie udało się odzyskać w wyniku Traktatu Ryskiego (1921), które symbolicznie kojarzą się z Dźwiną i Berezyną. Sojusz ten, wziąwszy pod uwagę aspekt kresowy, nabiera racjonalnego kształtu. Wedle pomysłodawców, z niemieckim wsparciem polityczno-militarnym możliwe jest odbudowanie Polski z ziem całego zaboru rosyjskiego. Byłaby to Polska „jagiellońska”, czyli wielkoprzestrzenna, wielonarodowa, bez mieszczaństwa i przemysłu, rolnicza, stanowiąca integralną część niemieckiej Mitteleuropy. Rozpościerając się od Rygi po Kijów stanowiłaby pożądany dla Berlina wielki bufor przed inwazją ze wschodu, ze strony Rosji (dziś bolszewickiej, jutro innej). Byłoby to także zgodne z interesami ekonomicznymi Niemiec, który to czynnik Studnicki uwielbia podkreślać, ponieważ mielibyśmy tutaj klasyczne „gospodarki kompensacyjne”, gdzie Niemcy produkowałyby na eksport na polsko-jagielloński rynek wyroby przemysłu ciężkiego, w zamian za tanią siłę roboczą, surowce i ekologiczną żywność.

Dla tej ziemiańsko-kresowej utopii Władysław Studnicki gotowy jest poświęcić uprzemysłowione i nowoczesne ekonomicznie ziemie byłego zaboru pruskiego. W sumie jego wizja polskości ma charakter poniekąd, mówiąc językiem marksistowskim, klasowy. Wyraża bowiem polskość w rozumieniu kresowego ziemiaństwa, z konserwacją archaicznego kresowego rolniczego status quo, a może już nawet i status quo ante. Pozwala to nam lepiej zrozumieć nieredukowalny konflikt Studnickiego z Romanem Dmowskim i endecją, która wskazując ziemie esencjalne dla polskości wskazywała, obok Kongresówki i Galicji, właśnie ziemie zaboru pruskiego: Śląsk, Pomorze i Poznańskie. Dla Dmowskiego centrum polskości znajdowało się na zachód od Bugu, gdy dla Studnickiego na wschód od niego. To nieredukowalne starcie staroszlacheckiego „narodu politycznego”, czyli narodu pojmowanego jako polska szlachta i ziemiaństwo, z nowoczesnym narodem etnicznym, zajmującym mniejszą przestrzeń geograficzną, ale którego wszystkie warstwy – od ziemianina po robotnika – mówią i myślą po polsku. To także konflikt wizji wielkoobszarowej Rzeczypospolitej agrarnej, położonej na wschodzie, z endecką wizją Polski nowoczesnej i industrialnej.

Odmienne zdefiniowanie Polski i polskości prowadzi do kompletnie odmiennego oznaczenia wrogów. Zachodnia i centralna Polska to obszar zainteresowania Niemiec, które nie uznają zmian granicznych z Wersalu. Dlatego endecja przez cały okres międzywojenny definiowała jako głównego wroga Polski nie bolszewicką Rosję, lecz właśnie Niemcy, traktując spory z Moskwą w kategoriach sporów granicznych, gdy podobny konflikt z Berlinem jako być lub nie być Polski jako suwerennego i zachodniego cywilizacyjnie państwa. Skoro jednak Studnicki uważa, że esencja polskości zawiera się między Wisłą-Dźwiną-Berezyną, to mamy tutaj geopolityczny nieredukowalny konflikt z Rosją o południową Nadbałtykę (Litwa i południowa Łotwa z Rygą), Białoruś i Ukrainę. Konflikt polsko-rosyjski o bliższe i dalsze kresy to wrogość totalna o być lub nie być Polski i polskości.

Wynikły z tych pojęć konflikt polsko-rosyjski ma charakter polityczny. To walka między Polską i Rosją, ale też i wschodem (Rosja) a zachodem (polskie elity kresowe), czyli ma ona także wymiar cywilizacyjny. Jednakże zaczytany w niemieckich autorach z XIX i XX wieku Studnicki wprowadza do tej nienawiści także element rasistowski, jakże popularny w myśli politycznej Niemiec w tej epoce. W jego autobiograficznych wspomnieniach znajdujemy kilka charakterystycznych rasistowskich cytatów:

Osobisty kontakt z Rosją, w Polakach stojących na wysokim poziomie rozwoju duchowego, wywołuje uczucie wrogości do niej i odstręcza od jakiejkolwiek jej ideologii[7].

Rosyjskie twarze, kształt czaszek wykazujący dużą domieszkę krwi mongolskiej, wywołuje we mnie odrazę (dlatego) lepiej upaść jako naród, dać się zgermanizować, niż stać się nawozem dla Mongołów[8].

Na Syberii obserwowałem wynaradawiane, poddane procesowi rusyfikacji tubylcze narody, zasilające Rosję swą krwią, a w rzeczywistości degradujące ją rasowo[9].

Nienawiść Władysława Studnickiego ma tło nie tylko cywilizacyjne i polityczne, ale także rasowe, co świadczy o przejęciu pangermańskiej niemieckiej narracji, w wyniku czego hierarchia polityczna i społeczna miałby pokrywać się z hierarchią rasową. Dlatego zdobycie Warszawy przez Niemców w 1915 roku uważa za „oswobodzenie”[10], nawet jeśli z niemiecką pomocą będzie można jedynie zbudować buforowe i zależne od Berlina Państwo Polskie, pozbawione ziem zachodnich. Nie ma ceny zbyt wysokiej za niemiecką pomoc dla odzyskania granic na Dźwinie i Berezynie.

Podsumowując, musimy stwierdzić, że od samego początku do końca Władysław Studnicki jest w pełni świadomy, że „Polska ze swymi Kresami Wschodnimi  – stałym punktem spornym między Rosją a Polską – będzie musiała się przeciwstawić Rosji i dążyć do porozumienia z Niemcami”[11]. Dla tej wizji kresowo-ziemiańskiej Polski jest gotowy poświęcić ziemie zaboru pruskiego i pod niemieckim protektoratem, w niemieckiej Mitteleuropie, stworzyć rolnicze państwo na wschodzie, funkcjonujące jako bufor i „gospodarka kompensacyjna” dla Berlina.

Autor tego tekstu, któremu bliska jest endecka koncepcja narodu, który uważa, że ideał piastowski, uzyskany po 1945 roku, jest optymalny, z takim rozumieniem polskości zgodzić się nie może. Konsekwentnie, autor tego tekstu nie uważa konfliktu polsko-rosyjskiego za konieczny, ponieważ nie wysuwa pretensji terytorialnych w stosunku do dawnych kresów Rzeczypospolitej, czy to tej z granicami z 1772 czy tej z 1921 roku. Narodu szlacheckiego, polskiego ziemiaństwa już nie ma i świat ten nigdy nie wróci. Dlatego chęć odgrzewania geopolityki Studnickiego wydaje się nam dziś groteskowa.

  • Błąd obiektywny: niezrozumienie celów Niemiec

Władysław Studnicki był kulturowym i politycznym germanofilem. Z jego tekstów bije zachwyt dla niemczyzny i niemieckiej potęgi. Mimo to nie zawahamy się stwierdzić, że Studnicki nie rozumiał niemieckiej polityki, ponieważ uparcie przypisywał jej cele racjonalne. Jak to czasami zdarza się analitykom posługującym się rozumem, przypisywał badanemu obiektowi własny racjonalizm. Tymczasem decyzje polityków są decyzjami ludzkimi, na które wielki wpływ mają namiętności, wielkie idee, ideologie, reminiscencje historyczne, etc. Rozum często jest tylko narzędziem dla realizacji pozaracjonalnych celów i idei. Studnicki widział w polityce Berlin Heglowski „rozum na koniu”, nie dostrzegając, że koń czasami kieruje jeźdźcem.

Przypisując polityce niemieckiej cele wyłącznie racjonalne, Studnicki zakłada, że Berlinowi chodzi o zbudowanie Mitteleuropy, z dobrze znanych nam już powodów ekonomicznych: 1/ nadprodukcji przemysłu ciężkiego i chemicznego, które potrzebują rynków zbytu; 2/ braku surowców; 3/ braków alimentacyjnych z powodu małego obszaru; 4/ braku siły roboczej dla ciężkiego przemysłu. Racjonalnie rzecz biorąc Mitteleuropa opisana przez Friedricha Naumanna rozwiązuje wszystkie problemy Niemiec, a Berlin winien być żywo zainteresowany przejęciem Europy wschodniej z rąk Rosji i zagospodarowaniem obszaru post-austro-węgierskiego, a ponieważ działa w tym celu racjonalnie, to winien wspomagać miejscowe tendencje państwowo-twórcze, na czele z Polską. Jest jednak jeden czynnik, który w swoich analizach Studnicki pomija, a mianowicie czynnik ideologiczny: niemiecki imperializm i szowinizm, który nie pozwala traktować obszaru mitteleuropejskiego z minimum szacunku. Czynnik ten nakazuje traktować te tereny jako znajdujące się w stanie nieprawowitej rebelii przeciwko Niemcem, które z łaski Boga lub predestynacji naturalnej mają rządzić tymi ludami, obracać je w niewolę i eksploatować ekonomicznie. Najgorsza jest tutaj sytuacja Polski i Czechosłowacji, w stosunku do których Berlin wysuwa – jawnie lub skrycie – znaczące pretensje terytorialne.

W okresie międzywojennym w Niemczech rządzi prawica imperialna (1925-33) lub naziści (1933-45). Ta pierwsza popiera projekt Mitteleuropy i godzi się z istnieniem zależnej ekonomiczno-politycznej Polski, ale nie uznaje polskości Pomorza i Górnego Śląska, godząc się co najwyżej na przynależność do Polski Poznańskiego. Podpisany w 1925 roku Traktat z Locarno wyraża te roszczenia rewizjonistyczne w pełnej krasie. Z kolei rządzący od 1933 roku narodowi socjaliści motywowani są ideologią rasistowską o niemieckiej rasie panów i słowiańskich (a więc i polskich) podludziach. To ciekawe, że Studnicki po lekturze Mein Kampfu uznał, że książka ta nie zawiera treści antypolskich i nie stanowi zagrożenia dla polskich granic[12]. Rzeczywiście, książka nie koncentruje się na Polsce i Polakach, ale wyraża radykalną pangermańską i rasistowską fobię wobec Słowian jako takich[13]. I niech nas tutaj nie zmyli zawarcie w 1934 roku paktu o wzajemnej nieagresji, który miał na celu rozluźnienie sojuszu Warszawy z Paryżem!

Słowem, geopolityka Studnickiego jest racjonalna zakładając, że Polska w Mitteleuropie przyniesie Berlinowi znaczące długofalowe zyski z kolonizacji przemysłowej, a słabo uzbrojona, lecz bitna polska armia przyda się do przyszłej wojny z komunizmem. I ta dwa pożytki przeważą w oczach polityków niemieckich tradycyjne antypolskie fobie. Studnicki błędnie wierzył, że Hitler uzna większą korzyść z wasalizacji niż ze zniszczenia Polski. Był to, być może, pomysł racjonalny dla Słowaków, Chorwatów, Węgrów czy Rumunów, czyli nacji nie-germańskich, które albo w ogóle nie graniczyły z III Rzeszą, albo też Berlin nie wysuwał wobec nich jakichkolwiek roszczeń terytorialnych. Pomiędzy Warszawą a Berlinem spór był śmiertelny z powodu ziem byłego zaboru pruskiego. Trudno uwierzyć, aby Hitler zadowolił się przyłączeniem Gdańska i wytyczeniem autostrady przez Pomorze, darowując Polsce Górny Śląsk, Pomorze i Wielkopolskę.

Każda wizja sojuszu z Niemcami musiała liczyć się z utratą ziem post-pruskich. Chyba, że snujący taki sojusz wizjoner uważa, że istota polskości leży na wschód od Gdyni, Poznania i Katowic – pomiędzy Wisłą, Dźwiną i Berezyną. Sojusz z Berlinem oznaczałby konieczność przesunięcia Rzeczypospolitej o kilkadziesiąt-kilkaset kilometrów na wschód i zamiany dostępu do Bałtyku na dostęp do Morza Czarnego, rezygnację z industrializacji i z nowoczesności na rzecz agraryzmu, o samodzielności politycznej nie wspominając.

Adam Wielomski

 

[1] J. Gzella, Myśl polityczna Władysława Studnickiego na tle koncepcji konserwatystów polskich (1918-1939), Toruń 1993; idem, Zaborcy i sąsiedzi Polski w myśli społeczno-politycznej Władysława Studnickiego (do 1939 roku), Toruń 1998; J. Sadkiewicz, ‘Ci, którzy przekonać nie umieją’. Idea porozumienia polsko-niemieckiego w publicystyce Władysława Studnickiego i wileńskiego ‘Słowa’ (do 1939), Kraków 2012.

[2] Posługiwaliśmy się reprintami: System polityczny Europy a Polska, w: idem, Pisma wybrane, Toruń 2001, t. II, s. 17-262; Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej, Kraków 2018.

[3] W. Studnicki, O przymierze z Niemcami. Wybór pism 1923-1939, Kraków 2019.

[4] F. Naumann, Mitteleuropa, Berlin 1915.

[5] W. Studnicki, Tragiczne manowce. Próby przeciwdziałania katastrofom narodowym 1939-1945, w: idem, Pisma wybrane, Toruń 2001, t. IV, s. 81 i nast.

[6] J. Sadkiewicz, Kasandra polska, w: W. Studnicki, Wobec nadchodzącej Drugiej Wojny Światowej, Kraków 2018 [1939], s. 21-22.

[7] W. Studnicki, Tragiczne manowce, op.cit., s. 22.

[8] Ibidem, s. 23.

[9] Ibidem, s. 23.

[10] Ibidem, s. 33.

[11] Ibidem, s. 39.

[12] W. Studnicki, O przymierze z Niemcami…, op.cit., 123.

[13] A. Hitler, Mein Kampf, München 1936 [1925], I, 1; I, 3; I, 5. Szerzej o problemie zob. M. Maciejewski, Polska i Polacy w poglądach Adolfa Hitlera (1919-1945), „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska”, 2011, t. LVIII, nr 1, s. 29-61.

Click to rate this post!
[Total: 10 Average: 5]
Facebook

17 thoughts on “Wielomski: Władysław Studnicki i program mitteleuropejski dla Polski”

  1. Zasadniczo zgodą, z tą jedynie uwagą:

    „(…) wspólne dla endecji i piłsudczyków poszukiwanie gwaranta granic i suwerenności wobec sąsiadów we Francji”.

    Sanacja marzyła przede wszystkim o oparciu się o Wielką Brytanię (której agenturą piłsudczycy byli w latach 20-tych). Stąd m.in. zaślepienie Becka w obliczu „gwarancji brytyjskich” w 1939 r.

    1. E, tam. Opcja na Francyję i UK, w owym czasie, to było praktycznie to samo. Obecnie jest problem, bo opcja na Francyję, to opcja na bliskiego sojusznika Niemiec. Jest to wbrew korwinizmowi, który postuluje, że państwa powinny się układać w szachownicę.

      1. Nie, to nie było to samo. Francja chciała osłabionych Niemiec, Anglia chciała Niemcy wzmacniać kosztem zwłaszcza Francji.

    2. @Konrad Rękas. Słuszna uwaga. Wektory polityki zagranicznej piłsudczyków i endecji były fundamentalnie sprzeczne. Sięgały sporów o orientację w czasie I WŚ. Piłsudski dążył do zniszczenia Rosji w sojuszu z państwami centralnymi (aktywizm, prometeizm, Legiony, Rada Stanu, Beseler, Kessler, Zaleski w Londynie podkopujący politykę Dmowskiego, czy wyprawa kijowska). Endecja i Dmowski postawili na Rosję w 1905 r. jako na przyszłego sojusznika w zjednoczeniu z Królestwem i Galicją ziem zaboru pruskiego (Wielkopolska, Śląsk, Pomorze) oraz w obronie zachodnich granic odbudowanego państwa polskiego. Ważny też był udział Rosji w Entencie z Anglią i Francją, choć pod koniec I WŚ tylko Francja grała na osłabienie Niemiec, Anglia grała na osłabienie Francji i jej przyszłego sojusznika – Polski (plebiscyty wymuszone przez Lloyda George’a). Endecja w l. 30. nigdy by i za żadne skarby nie prowadziła polityki w stylu Becka: flirtu z Niemcami, lekceważenia Francji i izolowania ZSRS w polityce międzynarodowej, co zakończyło się paktem Ribbentrop-Mołotow i francuską drole de guerre. Endecja, gdyby rządziła w l. 30. doprowadziłaby do nowej Ententy latem 1939 r. z Anglią, ZSRS i Francją.

      1. Powinien pan pisać powieści, a nie zajmować się historią. „Endecja w l. 30. nigdy by i za żadne skarby nie prowadziła polityki w stylu Becka: flirtu z Niemcami, lekceważenia Francji i izolowania ZSRS w polityce międzynarodowej, co zakończyło się paktem Ribbentrop-Mołotow i francuską drole de guerre. Endecja, gdyby rządziła w l. 30. doprowadziłaby do nowej Ententy latem 1939 r. z Anglią, ZSRS i Francją”. Ależ gdybologia ujawniająca nieskażony umysł wiedzą historyczną. Czy zdaje sobie pan sprawę co by oznaczało dla Polski zawarcie układu przez Polskę latem 1939 roku z Anglią, Francją i ZSRR?. Przecież podczas negocjacji w Moskwie w lipcu 1939 roku Stalin wprost zażądał wejścia Armii Czerwonej do Polski, po to by ona uzyskała bezpośredni kontakt z Wehrmachtem, a więc zajęcia Rzeczypospolitej (całej!). Który rząd polski na to by się zgodził? Na pewno nie narodowo – ludowy, gdyż endecy (zwłaszcza młodoendecy, którzy dominowali od 1934 roku w Stronnictwie Narodowym – innych endeków wtedy nie było, no chyba że w pana urojeniach!!) musieliby zaprzeczyć swojemu aksjomatowi politycznemu tj. obrony pełnej suwerenności i niepodległości Polski. Endecy wraz z piłsudczykami jeszcze jesienią 1944 roku obalili rząd w Londynie Stanisława Mikołajczyka, który podjął próbę odejścia od tego aksjomatu, poprzez zaakceptowanie koncepcji „ograniczonej suwerenności i ustępstw terytorialnych”. I na marginesie: większość postów na tym forum to mantra o jakiejś wyimaginowanej endecji lansowanej przez postpaxowców, nie mająca nic wspólnego z dziejami polskiego ruchu narodowego po 1928. Was te dzieje w ogóle nie obchodzą, gdyż nie mieszczą się w założonym projekcie ideologiczno-politycznym pod nazwą: „endecja”. Tylko na miłość boską nie posługujcie się historią uzasadniając swoje bezsensowne tezy.

        1. „Czy zdaje sobie pan sprawę co by oznaczało dla Polski zawarcie układu przez Polskę latem 1939 roku z Anglią, Francją i ZSRR?. Przecież podczas negocjacji w Moskwie w lipcu 1939 roku Stalin wprost zażądał wejścia Armii Czerwonej do Polski, po to by ona uzyskała bezpośredni kontakt z Wehrmachtem, a więc zajęcia Rzeczypospolitej (całej!). Który rząd polski na to by się zgodził? Na pewno nie narodowo – ludowy, gdyż endecy (zwłaszcza młodoendecy, którzy dominowali od 1934 roku w Stronnictwie Narodowym – innych endeków wtedy nie było, no chyba że w pana urojeniach!!) musieliby zaprzeczyć swojemu aksjomatowi politycznemu tj. obrony pełnej suwerenności i niepodległości Polski.”
          Niestety Pan Historyk tkwi w oparach piłsudczyzny i w przywiązaniu do bezalternatywności polskiej polityki zagranicznej lat 1935-1939, co jest w Polsce – niestety – dogmatem. Zaznaczę, że nie mam nic wspólnego z endecją, post-endecją ani postpaxem. Interesuje mnie wyłącznie Dmowski, nie jako ideolog, lecz jako polityki i geopolityk, moim zdaniem największy w naszych dziejach (polecam pośmiertny esej prof. Wł. Konopczyńskiego „O miejscu Dmowskiego w historii”). Po pierwsze, jeśli piłsudczyzna żywi się prometeizmem, którego ukoronowaniem była wyprawa kijowska i „cud na Wisłą”, to geopolityka Dmowskiego opiera się na uznaniu kluczowej roli Rosji w ówczesnej historii Polski, w czasie I WŚ członka Ententy, po wojnie ważnego czynnika w polityce europejskiej, niezależnie od jej ustroju. Dmowski mówił, że rosyjski komunizm przeminie, a Rosja będzie dalej ważnym czynnikiem polityki europejskiej i Polska konsekwentnie powinna budować z nią dobre relacje. To dlatego Dmowski jako szef MSZ doprowadził do uznania w 1923 r. przez Polskę nowego państwa rosyjskiego powstałego w 1922 r. czyli ZSRS. Po drugie, pakt Ribbentrop-Mołotow był możliwy tylko dlatego, że sanacja wbrew własnej propagandzie o „równej odległości między głównymi sąsiadami” konsekwentnie i z premedytacją (nieśmiertelny prometeizm) izolowała Rosję sowiecką na arenie międzynarodowej i flirtowała z Niemcami przyzwalając im na zbrojenia (to z tego powodu Hitler przez kilka lat kokietował sanacyjną Polskę; a czyż władzy Piłsudskiemu w 1918 r. nie przekazała proniemiecka Rada Regencyjna ?). Po trzecie, gdyby Dmowski decydował o polskiej polityce lat 30. to Niemcy konsekwentnie byłyby traktowane jako wróg: nie było polowań Goringa w Białowieży, ani kurtuazyjnych odwiedzin Goebbelsa u Piłsudskiego, nie byłoby także Zaolzia. Byłyby potężne naciski na Francję i Anglię, aby nie pozwolić na okrojenie Czechosłowacji, a nawet gdyby pakt monachijski państwa Zachodu podpisały, to po połknięciu przez Hitlera całej Czechosłowacji i po zażądaniu Gdańska i eksterytorialnej autostrady od Polski przyszłoby otrzeźwienie. Po czwarte i najważniejsze, rokowania toczone w Moskwie z udziałem Anglii i Francji toczyłyby się też z czynnym udziałem Warszawy. Lecz nie byłoby wtedy propagandowej wrzawy na użytek wewnętrzny, że Sowieci żądają przemarszu przez Polskę.. tylko byłyby racjonalne dyplomatyczno-wojskowe uzgodnienia o działaniach poszczególnych państw w przypadku niemieckiej agresji, poparte właściwą akcją propagandowo-informacyjną. Wniosek: żaden Historyk mnie nie przekona, że sytuacja Polski jako koalicjanta Nowej Ententy w 1939 r. byłaby gorsza niż faktycznie była w roku 1945.
          PS. Ostatni izraelski politolog (i polski Żyd urodzony przed wojną w Bielsku-Białej) zarzucił Polakom postponowanie rokowań angielsko-francusko-rosyjskich, tym samym obciążając nas także w jakiejś części odpowiedzialnością za wybuch II WŚ. Podzielam jego ocenę:
          https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,25786908,wymordowanie-3-mln-polskich-zydow-nie-bylo-dla-polskiego.html

          1. Panie Jarku, jeżeli chodzi o wiedzę o R. Dmowskim to całkiem poprawnie rekapituluje pan jego poglądy. Tylko po co? wiedza ta dla historyków jest oczywista. Ja pisałem natomiast o konsekwencjach ewentualnego układu Anglia – Francja – ZSRS i o wyjątkowo błędnej pana tezie w tym względzie. I niech pan porzuci stanowisko, że ten kto pisze o bezalternatywności polityki polskiej w 1939 roku jest piłsudczykowskim propagandystą. Problem w tym, że nie zna pan dziejów ruchu narodowego w latach 30 XX. Otóż w tym czasie, prawica narodowa (SN) była główną siłą antyniemiecką i parła do rozprawy z Niemcami w 1939 roku. To właśnie J. Beck porzucił germanofilów w obozie sanacyjnym (W. Sławek z rozpaczy popełnił w kwietniu 1939 r. samobójstwo) bojąc się rewolty społecznej i politycznej ze strony narodowców, ale też części armii (w 1934 r. w tajnej ankiecie większość ówczesnej generalicji piłsudczykowskiej stwierdziła, że głównym zagrożeniem dla Polski są Niemcy, a nie Rosja Sowiecka co załamało J. Piłsudskiego, a Rydz – Śmigły szybko dokonał zwrotu prozachodniego już w 1936 roku). Problem polegał na tym, że Stronnictwo Narodowe i piłsudczycy stali na gruncie pełnej niepodległości Polski. To był ich aksjomat, który uważali za realny i racjonalny. Narodowa demokracja w okresie międzywojennym nie miała koncepcji alternatywnej, która sprowadzałaby się do zgody na częściowe ograniczenie suwerenności, nie mówiąc o zgodzie na protektorat państwa ościennego nad Polską. Stała, tak jak sanacja na gruncie pełnej suwerenności i całości granic, czego konsekwencją było oparcie się na państwa zachodnie, które swą potencją gospodarczą i militarną równoważyły wraz siłą Polski siłę Niemiec i ZSRS. Po prostu i endecy i sanatorzy byli przekonani, że sojusz z zachodem i własna siła zapewnią Polsce pełną suwerenność. W. Studnicki i jemu podobni zupełnie się nie liczyli. I to jest tajemnica bezalternatywności polskiej polityki w 1939 roku. A wmawianie endecji jakiegoś innego planu strategicznego jest bezsensu. Ona go po prostu nie miała.

            1. „Narodowa demokracja w okresie międzywojennym nie miała koncepcji alternatywnej, która sprowadzałaby się do zgody na częściowe ograniczenie suwerenności, nie mówiąc o zgodzie na protektorat państwa ościennego nad Polską.(…) wmawianie endecji jakiegoś innego planu strategicznego jest bezsensu. Ona go po prostu nie miała.”

              Pan mnie nie rozumie. Endecja po 1926 r. nie rządziła, była politycznie izolowana i zwalczana, nie miała dostępu do dokumentów i informacji rządowych, ani dyplomatycznych, dlatego jej historia lat 1926-1929 jest dość żałosna, np. projekt OWP. Przedstawiłem scenariusz alternatywny, czyli jak (moim zdaniem) wyglądałaby historia Polski, gdyby ND rządziła w l.30 posiadając wszystkie instrumenty władzy i prowadzenia polityki zagranicznej. Przed I wojną ND była najsilniejszym ugrupowaniem politycznym na ziemiach polskich, a Dmowski najbardziej znanym polskim politykiem. Marginalna grupka piłsudczyków doszła do władzy w 1918 r. dzięki kilkuletniej okupacji Królestwa przez Niemcy (od 1916 r.), którzy potrzebowali przeciwwagi dla wrogiej im endecji i znaleźli ją w osobie Piłsudskiego. Kiedy po przewrocie majowym wysłannicy Piłsudskiego przyszli do Dmowskiego w celu znalezienia modus vivendi zamachowców z największym obozem politycznym (Polsce groziła wtedy krwawa wojna domowa powstrzymana przez Dmowskiego, który uważał, że istniejącą od kilku lat Polskę za dużo by to kosztowało) pierwszym warunkiem Dmowskiego było: „politykę zagraniczną będziecie robić naszą !”. Niestety nie robili: flirtowali z Niemcami (czyż nie podbijając ciśnienia Sowietom ?), izolowali ZSRS na arenie międzynarodowej, szykując się z nim do wojny jako z głównym wrogiem (nieśmiertelny prometeizm, a Pan Historyk jest do dzisiaj ofiarą ich propagandy). Powtórzę jeszcze raz moją tezę, która jest otwarta i nie weryfikowalna, jest scenariuszem polityki alternatywnej (jednak nie tak nierealnym i ahistorycznym jak „pakt Ribbentrop-Beck”). Gdyby ND rządziła w l.30 nie byłoby paktu Ribbentrop-Mołotow, ani PRL-u. Byłaby Nowa Ententa latem 1939 r. z Polską obok Francji, Anglii i ZSRS. I powtórzę raz jeszcze: żaden Historyk mnie nie przekona, że sytuacja Polski jako koalicjanta Nowej Ententy z ZSRS w 1939 r. byłaby gorsza niż faktycznie nią była w roku 1945.

              1. Jestem historykiem i badam rzeczywistość minioną (dzieje), a nie gdybam czy fantazjuję. Pan to może robić, pod warunkiem, że będzie pan to robił wprost, a nie drapował się w szaty historyka. Jest to bardzo niebezpieczne, gdyż propaguje pan fałszywą historię, a jak mówił wybitny polski historyk Walerian Kalina „fałszywa historia jest podstawą fałszywej polityki”. I jeszcze jedno: ja pana do niczego nie chcę przekonać, ja tylko piszę, jaka była historia Polski i dlaczego taka była. Nic ponadto.

                1. @Historyk. Argument ad personam jest zawsze słaby. Warto przypomnieć, że ta opinia Kalinki była adresowana do historyków nie rozumiejących polityki. Najlepiej ich podsumował A. Bocheński w „Dziejach głupoty w Polsce” (polecam przeczytać raz jeszcze). Wobec paktu Ribbentrop-Mołotow jest Pan bezradny. Historyk by powiedział, że się wydarzył bo widocznie musiał się wydarzyć skoro się wydarzył, nieprawdaż ? Pomimo, że geopolityka Polski względem Rosji i Niemiec została jasno przedstawiona przez Dmowskiego w „Polityce polskiej i odbudowaniu państwa” to większość narodu wychowanego przez Historyków bardziej ekscytuje się wymarszem pierwszej kadrowej w 1914 r., wyprawą kijowską czy powstaniem warszawskim. I to jest niebezpieczne.

        2. Nie, nie powinien pisać. Dobra historyjka alt-historyczna opiera się na zasadzie, że zmiana X prowadzi do wielu innych zmian. Jeżeli ktoś napisze opowiadanie w której Zamach Majowy się nie powiódł, ale wszystko inne w Polsce, w Europie i na świecie jest bez zmian – to już z góry jest kiepskie. Dobra opowieść alt-historyczna powinna doprowadzić do wielu zmian w świecie przedstawionym, nie tylko w formie „głowy polskiego gabinetu”. Może gdyby w Polsce panował obóz narodowo-ludowy to separatyzm bawarski nie zostałby stłumiony przez narodowy socjalizm? A może wyniki wyborów w Rep. Weimarskiej uniemożliwiłyby wygranie NSDAP? Może byłby ktoś bardziej śmiały i na wieść o remilitaryzacji Nadrenii ruszyłby dywizje na Niemcy? A może miałby miejsce spisek włościan i innych, którzy paraliżowaliby możliwości państwa? A może radykałowie doprowadziliby do swojego „Marszu na Rzym” i Polska stałaby się drugą nogą faszyzmu?

          Jak napisałem – założenie, że zmiana władzy w Polsce doprowadziłoby, że w roku 1939 wszystko byłoby tak samo, Stalin i Hitler działaliby i myśleli tak samo, jest złe. Taka opowieść nie zyskałaby wysokich not.

  2. Brakuje w tych rozważaniach Ukrainy. Niemcy żadnych ziem na wschodzie by Polsce nie dali, tylko stworzyli wielką Ukrainę, która po pierwsze stanowiła by bufor pomiędzy nimi a Rosją, trwałe będąc z Rosją skonfliktowana z powodu sporu o ziemie ruskie, a po drugie byłaby skonfliktowana z Polską i rozładowywałaby polski problem Niemcom. I to nie jest przecież tylko teoria, ale i praktyka. Jeśli Niemcy pozostawiliby jakąkolwiek Polskę, to z Warszawą, Lublinem, może Krakowem, ale już bez Łodzi, Lwowa, Wilna, Przemyśla. Koncepcja Naumana była z tych bardziej dla Polski korzystnych, a przecież dochodzili do głosu zwolennicy ostrzejszego potraktowania Polski. Jak taki wielki geopolityk, mógł nie zauważać takiej oczywistości, która nawet podczas II wojny światowej znalazła swoją realizację?

    1. Słuszna uwaga. Niemcy wspierali ukraiński ruch narodowy (a w 1919 r. ustanowili nawet granicę między Królestwem i państwem ukraińskim na zachód od Bugu rozwścieczając tym Polaków) jako przeciwwagę zarówno przeciwko Rosji jak i Polsce. Dlatego koncepcja federacyjna Piłsudskiego nie zasługuje nawet na miano poważnej koncepcji politycznej, a zwycięstwo (raczej dokonanie się) koncepcji inkorporacyjnej Dmowskiego było wówczas jedyną realną opcją. Dziś relacje polsko-ukraińskie są diametralnie odmienne niż te za czasów Dmowskiego. Z powodu obecnej niespornej linii granicznej na Bugu (za czasów Dmowskiego był to główny dylemat stosunków polsko-ukraińskich, praktycznie niemożliwy korzystnego rozwiązania dla obu państw) dziś Ukraina jest dla Polski buforem przed Rosją i geostrategicznym partnerem na pomoście bałtycko-czarnomorskim.

  3. Tekst merytorycznie bardzo dobry, lecz z przesadnie uznaną za ważną myślą polityczną J. Studnickiego w II Rzeczypospolitej. W tym okresie w polskiej polityce zagranicznej nie było problemu Studnickiego. Jego poglądy polityczne były zupełnym marginesem, nawet w kręgach konserwatystów polskich i nigdy nie do zrealizowania. Dlatego, iż w Polsce owego czasu panowały niepodzielnie (co przekładało się na poglądy społeczeństwa) dwie zasadnicze koncepcje polskiej polityki zagranicznej: narodowa i sanacyjna. Obie wychodziły z jednego założenia: obronny pełnej suwerenności Polski, czego przejawem była teza głoszona tak przez R. Dmowskiego, jak i J. Piłsudskiego, że „Polska będzie mocarstwem lub jej nie będzie wcale”. Polityki te różniły się w taktyce, ale żadna z nich nie zakładała rezygnacji (choćby częściowej) z niepodległości Polski poprzez jej wasalizację przez jednego z wielkich sąsiadów. No cóż, czy nam się to podoba czy nie, ale tak przed 1939 r. myślało polskie społeczeństwo. Było nieprawdopodobieństwem, by zaakceptowało politykę wasalizacji (podporządkowania wraz z utratą części terytorium) kraju na rzecz Niemiec lub Rosji Sowieckiej. Dlatego też, obecne dyskusje nad sojuszem z Niemcami wiosną 1939 roku (czytaj protektoratu niemieckiego nad Polską) są ahistoryczne (prezentyzm historyczny). Społeczeństwo polskie przed 1 IX 1939 r. i ówczesna polska myśl polityczna – co do założeń strategicznych (narodowcy, piłsudczycy) słusznie przyjmowała, że aby utrzymać suwerenność (głównie wobec państw ościennych) Polska musi budować własną siłę wojskową wspartą sojuszem z mocarstwami trzecimi (w tym przypadku z Francją lub Anglią, a najlepiej z obu tymi państwami). Mocarstwami, które wraz z polską siłą zrównoważą siłę obu wielkich sąsiadów Polski, a zwłaszcza Niemiec. We wrześniu 1939 roku, a faktycznie w sposób bijący wprost w oczy w lutym 1945 roku (Jałta), strategia ta uległa całkowitemu załamaniu. Ale dopiero wtedy. Należy podkreślić, że załamała się ona w wyniku wyjątkowo złej dla Polski koniunktury międzynarodowej, ale jest ona stałą dyrektywą dla niej, gdy koniunktura ta pozwala wybić się RP na niepodległość. Nastąpiło to np. po 1989 roku. Podsumowując Polska, która była przed 1939 r., a i obecnie jest, nadal zbyt słaba w bezpośredniej konfrontacji ze swoimi największymi sąsiadami (Niemcami i Rosją) nigdy nie będzie dla nich równorzędnym partnerem. Państwa tę będą dążyć do jej wasalizacji lub nawet likwidacji. By utrzymać suwerenność potrzebny nam jest sojusz z mocarstwem trzecim, które ma sprzeczne interesy z naszymi sąsiadami. Będąc w nim w sojuszu, możemy dopiero stać się równorzędnym partnerem wobec sąsiadów, które zaczną traktować nas poważnie. Natomiast głos W. Studnickiego należy docenić jako tego, który rozumiał słabość ówczesnej Polski, a nie rozumiały tego aż do pocz. 1945 roku jej ówczesne elity polskie (endeckie i sanacyjne). Tak więc Studnickiego (jak i innych realistów) należy poważnie czytać wtedy gdy Polska będzie wasalem Niemiec lub Rosji. Na razie nie jest i dopóki istnieje układ pojałtański (anglosaski) nie będzie.

    1. @Wolny. Pełna zgoda. Jednak tekst prof. Wielomskiego jest bardzo na czasie wobec absurdalnej admiracji poglądów Studnickiego wśród wpływowej prawicowej młodzieży, która np. bez zażenowania przyjmuje niedorzeczne wnioski Piotra Zychowicza zawarte w political fiction „Pakt Ribbentrop-Beck”. Czyli prometeizm w pełnej krasie, jedna z najgorszych spuścizn po piłsudczyźnie. Zatem lektura do sztambucha ku otrzeźwieniu takich mentorów prawicy (skądinąd bardzo inteligentnych i naprawdę dobrze się zapowiadających) jak Jacek Bartosiak, Hieronim Radziejewski czy nawet Kazimierz Michał Ujazdowski.

      1. Przyznaję, że promocja W. Studnickiego przez współczesnych publicystów „konserwatywnych” jest faktyczną promocją układu polsko – niemieckiego po 1989 roku. Niestety, Studnicki spoza grobu jest symbolem tegoż sojuszu, a nawet jego myśli nabierają sensu w nowej Neomitteleuropie (czytaj UE), np. gospodarka kompensacyjna (Polska montownią półfabrykatów dla przemysłu niemieckiego). Jednakże, Niemcy nigdy nie zbudują prawdziwej Mitteleuropy, gdyż przegrały II wojnę światową i są ciągle, choć przez moment wydawało się inaczej (po zjednoczeniu, a zwłaszcza w pocz. kadencji prez. B. Obamy) państwem podległym (satelickim) wobec USA (i W. Brytanii). Anglosasi nie pozwolą by im się tak drogie zwycięstwo wymknęło z rąk, tak jak to nagminnie zdarza się Polakom czy nawet Rosjanom. Dlatego Polska jest niepodległa, choć z wieloma problemami i zagrożeniami (ale one zawsze były i są!). W konsekwencji w ramach zwycięstwa anglosaskiego z 1945 r. i 1989 r. Polska, gdy umiejętnie rozwiąże nadchodzące problemy, a chyba uda się je rozwiązać, gdyż polska sprawa licytuje wzwyż na arenie międzynarodowej, a przede wszystkim na terytorium polskim nie stacjonuje milion żołnierzy jednego lub drugiego sąsiada. Wojska amerykańskie to śmiech na sali. Stawiam tezę, że w ramach istniejącej koniunktury międzynarodowej (nie geopolitycznej – słowo wytrych!) społeczeństwo polskie – gdyż ono jest podmiotem polskiej polityki i faktycznie jej kreatorem (a nie V kolumny) sukcesywnie wybija się na niepodległość i jego interesy coraz bardziej przez elitę okrągłostołową (postkomuniści i neosolidarność) są respektowane, a w istocie zaczynają te elity schodzić ze sceny społecznej i politycznej. Polska solidarnościowo – patriotyczna (już na poziomie gmin, powiatów i województw, ale jeszcze nie na szczeblu kraju) zaczyna brać sprawy w swoje ręce.

        1. „Przyznaję, że promocja W. Studnickiego przez współczesnych publicystów “konserwatywnych” jest faktyczną promocją układu polsko – niemieckiego po 1989 roku. Niestety, Studnicki spoza grobu jest symbolem tegoż sojuszu, a nawet jego myśli nabierają sensu w nowej Neomitteleuropie (czytaj UE), np. gospodarka kompensacyjna (Polska montownią półfabrykatów dla przemysłu niemieckiego) (…) Polska, gdy umiejętnie rozwiąże nadchodzące problemy, a chyba uda się je rozwiązać, gdyż polska sprawa licytuje wzwyż na arenie międzynarodowej, a przede wszystkim na terytorium polskim nie stacjonuje milion żołnierzy jednego lub drugiego sąsiada”.

          Będę polemizował z Pana tezami. Układ polsko-niemiecki po 1989 r. jest inny niż zakładał Studnicki, który – jak słusznie napisał Profesor – de facto wyrażał desinteressement wobec ziem zaboru pruskiego, jego zdaniem nie do utrzymania. Obecna Polska – w dużej mierze z woli Stalina (czyż nie ze względu na „kłopoty” Rosji z Królestwem Polskim w XIX w. ? i wobec zaboru Lwowa i Wilna ?) – jest w optymalnych granicach piastowskich, a nasza „gospodarka kompensacyjna” wobec Niemiec wynika z obiektywnego faktu, że niemiecka jest siedmiokrotnie (700% !) większa od polskiej.. (a czy z czeską niby jest inaczej ?). Natomiast za obecnych rządów PiS-u polska sprawa bynajmniej nie „licytuje wzwyż na arenie międzynarodowej” tylko Polska ewidentnie spada w hierarchii międzynarodowej. Jeden z przykładów głupiego prowadzenia polityki zagranicznej: żądanie od Niemiec reparacji. Nierealna zagrywka pijarowska na użytek polityki wewnętrznej. Tylko czekać, aż Niemcy przeliczą te roszczenia na wartość Ziem Odzyskanych.. Kaczyński nonszalancko otwiera kwestię wydawałoby się ostatecznie zamkniętą i jest to ewidentny polityczny występek wobec narodu polskiego. Taka to jest obecna polityka, aby z powodu wywołanego przez samego siebie „rewizjonizmu niemieckiego” móc konsolidować (czytaj dalej politycznie ogłupiać) większość narodu polskiego. Cui bono ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *