Wielomski: Od Międzymorza do Mitteleuropy

Konflikt między Ukrainą i Polską nie jest o zboże. Spór ten jest tylko widocznym dla opinii publicznej symptomem zerwania w obustronnych stosunkach. Dodajmy, że nieuchronnego, co przewidział już ponad 100 lat temu Roman Dmowski, a czego politycy PiS nie potrafili czy nie chcieli dostrzec. Spór ten jest konieczny i wynika z mapy, czyli z geopolityki.

Przez ostatnie półtora roku ciągle czytałem o sobie, że jestem „ruską onucą”. Nawet nie dlatego, że popierałem rosyjską agresję na Ukrainę – bo nie popierałem jej jako wielce niekorzystnej dla Polski – ale dlatego, że nie rozczulałem się nad Ukrainą jak Szymon Hołownia nad konstytucją. Nie, nie rozczulałem się, gdyż  byłem pewny, że Ukraina nie będzie przyjacielem Polski. Nawet nie ze względu na Wołyń i stare dzieje, ale z powodu mapy.

W 1908 roku Dmowski opublikował pracę „Niemcy, Rosja i kwestia polska”, w której dokonał niezwykle trzeźwej analizy geopolitycznych celów Niemiec. Wskazał, że Berlin posiada dwóch wrogów w swojej ekspansji na wschód: Polaków (jako naród, gdyż państwa wtedy nie mieliśmy), którzy zasiedlają ziemie przeznaczone dla niemieckich osadników, a także Rosję, która ogranicza niemiecki marsz na wschód militarnie i politycznie. Stąd pogląd Dmowskiego, że Niemcy staną na głowie, aby obudzić ukraiński nacjonalizm i doprowadzić do stworzenia państwa ukraińskiego, które od wschodu naciskałoby na Polaków, równocześnie wypychając Rosję z Europy. W oparciu o Ukrainę niemiecka gospodarka stworzy projekt, który kilka lat później sami niemieccy polityki określili Mitteleuropą. Czy jeśli powstałoby państwo ukraińskie to Kijów zgodziłby się na ten projekt, stając się wasalem ekonomicznie i politycznie zależnym od Niemiec? Tak, bo nie miałby innego wyjścia. Ponieważ Rosja nie zgodzi się na państwo ukraińskie, stworzone kosztem jej historycznej kolebki (Ruś Kijowska) i wypchnięcia jej z Europy, to nie zawaha się podjąć wszelkie kroki, aby tę państwowość unicestwić, włącznie z wojną. W tej sytuacji rząd w Kijowie, mając do wyboru albo unicestwienie pod naporem rosyjskim, albo zachowanie państwowości za cenę niemieckiej kontroli i ekonomicznej eksploatacji, wybierze „mniejsze zło”, czyli hołd Berlinowi. I hołd taki Żeleński właśnie złożył Olafowi Scholzowi, czego wyrazem było publiczne poparcie niemieckich aspiracji do stałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.

Cała polityka rządów postsolidarnościowych, opierając się na mirażu stworzonym przez Giedroycia i rojeń piłsudczyzny o „Polsce federacyjnej”, polegała na wierze, że uda się Ukrainę nakłonić do stworzenia wielkiego sojuszu, albo i federalnego UkroPolu, które oprze się rosyjskiej ekspansji na zachód i niemieckiej na wschód. Ponieważ w przypływie resztek racjonalizmu w Warszawie zdawano sobie sprawę, że jest to sojusz dwóch państw słabych przeciw dwóm mocarstwom, to chciano ten projekt powiększać do rozmaitych Trójmórz, Międzymórz, etc., angażując przy okazji Stany Zjednoczone jako gwaranta jego istnienia.  Ci, którzy czytają moje teksty wiedzą, że zawsze podchodziłem do tego pomysłu z głęboką rezerwą. Nie wierzyłem ani we wspólny interes kilkunastu podmiotów, które miały tę strukturę tworzyć; ani w ich potencjał (stąd określenie Nędzymorze), ani w trwałe zaangażowanie amerykańskie. W Polsce jednak w ten projekt wierzono, a wszystkie głosy wyrażające wątpliwości klasyfikowane jako „onucyzm”. Innymi słowy, zaklinano rzeczywistość, aby nagięła się do ideału. Paradoksalnie, w Kijowie, gdzie tradycja dyplomatyczna  i uprawiania polityki międzynarodowej prawie nie istnieje, w mrzonki te nie uwierzono, wybierając Realpolitik, by nie rzec, że czysty makiawelizm. Dlaczego?

Z bardzo prostego powodu. W projekty „nędzymorskie” głównie angażowała się Polska. Kijów stanął więc przed wyborem. Albo sojusz z państwem o średnim potencjale jak Polska przeciw Rosji i Niemcom równocześnie, albo sojusz z ekonomicznym mocarstwem jak Niemcy przeciwko Rosji i Polsce. Analiza typu SWOT (silne i słabe strony) jednoznacznie wskazywała, że lepiej być z Berlinem przeciwko Moskwie i Warszawie, niż ze słabą Warszawą przeciwko osi Moskwa-Berlin. Dlatego Kijów wydoił polską armię z całego możliwego do przejęcia uzbrojenia, po czym makiawelicznie odwrócił sojusze, dogadując się z Berlinem. Jako zwolennik Realpolitik nie potępiam Ukrainy, przeciwnie, podziwiam kunszt tej młodziutkiej i niedoświadczonej przecież dyplomacji i czekam na dymisję min. Raua jako politycznie odpowiedzialnego za klęskę polskiej polityki wschodniej, choć oczywiście nakreślono ją na Nowogrodzkiej w gabinecie rzekomo nieomylnego Prezesa.

Na naszych oczach projekt polskiego Międzymorza przekształcił się w projekt niemieckiej Mitteleuropy. W Polsce nikt się tego nie spodziewał, ponieważ media cały czas podtrzymywały mit rzekomego sojuszu niemiecko-rosyjskiego. Tak, sojusz taki istniał, ale do 2022 roku. W 2022 roku w Niemczech miano „słowa roku” przyznano Zeitenwende, czyli „przełomowi epok”. Niemieckie elity, po wahaniach przez pierwsze miesiące toczącej się wojny, ogłosiły poparcie dla Ukrainy i wojnę z sojuszem Rosja-Chiny. Widzi to każdy przeglądający niemieckie portale dotyczące spraw międzynarodowych, wystąpienia Scholza i niezbyt lotnej szefowej MSZ Annaleny Baerbock. Polskie media fakt ten zignorowały całkowicie, naśmiewając się ze starych hełmów, które Niemcy podarowały Ukrainie, gdy my wysyłaliśmy „Twarde” i „Rosomaki”. Polskie media, a także wpatrzona w nie polska elitka polityczna, nie dostrzegły Zeitenwende niemieckiej polityki zagranicznej, która z sojuszu z Rosją przeszła do konfrontacji, a której celem jest budowa Mitteleuropy, której centralnymi punktami są: 1/ przyjęcie Ukrainy do UE; 2/ zmiana traktatów unijnych w kierunku państwa federalnego. Właśnie dlatego Kijów, za wszelką cenę chcący uciec od zależności od Rosji, złożył hołd lenny Berlinowi i śmiało poszedł na konfrontację z Warszawą, której pisowski rząd takiej federalizacji jest mocno niechętny.

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 52 Average: 4.4]
Facebook

20 thoughts on “Wielomski: Od Międzymorza do Mitteleuropy”

  1. „…chciano ten projekt powiększać do rozmaitych Trójmórz, Międzymórz, etc., angażując przy okazji Stany Zjednoczone jako gwaranta jego istnienia…” — owszem, propagatorem takiego rozwiązania był m.in. nawet p. Stasio Michalkiewicz, jakby nie zauważając, że skoro istnienie takiego tworu miałoby być zależne od „parasola amerykańskiego”, to całe to Międzymorze musiałoby tak tańczyć, jak Wuj zagra; właśnie pod groźbą zwinięcia owego „parasola”. Czy czegoś takiego właśnie chcemy? Naprawdę?

    „Analiza typu SWOT (silne i słabe strony) jednoznacznie wskazywała, że lepiej być z Berlinem przeciwko Moskwie i Warszawie, niż ze słabą Warszawą przeciwko osi Moskwa-Berlin.” — ha, ale pod warunkiem, że Berlin będzie traktował Kijów po partnersku — na co nie ma najmniejszych szans. Tymczasem „rząd warszawski” nie tylko „pada do nóżek”, ale i nas wszystkich do tych ukraińskich nóżek nagina.
    Ale to dobrze — dla nas wszystkich — że oni odrzucają tę warszawską ofertę! Raz, że nie będziemy już dłużej naginani — choćby dlatego, że już nie ma po co („nie ma zysku”, jak śpiewali kiedyś Kombi) — a dwa, że chociaż po części Polacy przejrzą na oczy, jeśli chodzi o Ukraińców.

  2. Pamiętam jak cytowano w Polsce szefa jednego z amerykańskich think tanków z powiązaniami z wywiadem, który stwierdził, że Polska w przyszłości będzie współzawodniczyła o wpływy w dorzeczu Wołgi z Turcją. Mile takie poglądy łechtały polskich polityków widzących nasz kraj w gronie regionalnych mocarstw. Jednak czy raczej średnio rozwinięty kraj z katastrofą demograficzną na karku może odgrywać taką rolę? Co innego Turcja lub Iran mające po 80 milionów młodych ludzi i zdolne do wystawienia kilkumilionowych armii. Najgorsze jest jednak to, że w regionie Europy Środkowo-Wschodniej polskiego przewodnictwa nikt nie chce. Fikcyjny sojusz brany za narodziny Trójmorza był koniunkturalny i uwarunkowany tylko i wyłącznie strachem przed rosyjską agresją oraz naciskami USA.

  3. Bajeczki. Zwornikiem Zachodu nie są Niemcy, tylko 6 razy od nich potężniejsi Anglosasi – potężniejsi militarnie, ekonomicznie oraz demograficznie. Nigdy nie było czegoś takiego jak Międzymorze i nie będzie też żadnej Mitteleuropy. Będzie sfederalizowana UE, być może z Ukrainą, w której to UE Niemcy będą stanowiły mniej niż 20% ludności, zaś niemiecka gospodarka będzie wytwarzała ok. 25% PKB. To wszystko. UE to nie Niemcy + Polska + Ukraina, ale także takie kolosy jak Francja (68 mln mieszkańców), Włochy (59 mln) czy Hiszpania (48 mln). Poza tym, w Europie środkowowschodniej nie jesteśmy sami – jeśli my mamy problem, to rozumiem, że Czesi, Słowacy i Pribałtyka też. Być może nawet oni są w gorszej sytuacji, bo dysponują mniejszym potencjałem niż Polska. Nigdy też nie słyszałem, aby 10-milionowe Czechy narzekały z powodu granicy z ponad 80-milionowymi Niemcami.

  4. ile razy trzeba przypominać, że od 1944/5 Niemcy są bytem totalnie podporządkowanym USA-jak ukropolin dzisiaj- i cokolwiek by niemcy nie robili to zawsze to miało inspirację-prikaz USA i na dzień dzisiejszy>niemcy 'walczą’ z Putinem (bo tak mówi zarówno Bidet jak ann applebaum i całe to międzymorze to przywiózł do Ukropolin niejaki George Friedman (stratfor-w polin: stratpoint) i co ma do rzeczy ta cała 'mitelleuropa” za wyjątkiem osobistych fobii zjednoczonych prawiczków aka patriotów i pp. Wielomskich: mamy do czynienia z 'projektem’ USA a niemcom oraz ukropoliniakom nie pozostaje nic innego 'jak morda w kubeł’

  5. Rast pisze: 29 października 2023 o 19:39 – Niestety nie do końca ma rację. W każdej złożonej sytuacji politycznej należy kwestie rozłożyć na czynniki pierwsze. USA to nie bezapelecyjny i bezproblemowy hegemon, a mocarsrwo z coraz większymi problemami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Dlatego nie może wszystkich swoich wasali trzymać pod butem, tak jak to robił Związek Radziecki (a i tu tak do końca nie było). Otóż, powszechnie znana jest teza, że rządzone przez Biedena USA próbują zdewersyfikować swją pozycję w Pax Americana, tj. szukają wewnątrz układu wasali do zarządzania swoimi pewnymi obszarami, dając im znaczną swobodę (szeroką autonomię tj. korzyści). Czy Amerykanom się to podoba czy nie, takim ich partnerem w Europie są Niemcy (i kierowana przez nie UE po części z Francją i Włochami). Niemcy są ważnym czynnikiem w Pax Americana, stąd dostali od „suwerena” „lenno” w postaci Europy, a zwłaszcza w postaci Europy wsch. i Ukrainy. I bardzo dobrze. Kraje małe Europy wsch. tj. Polska (niestety to mały, zniszczony, kolonialny kraj), Litwa, Słowacja itp. będą mogły w miarę spokojnie przetrwać w Mitteleuropie, chroniąc swoją kulturę i społeczeństwo (gorzej z gospodarką, gdzie trzeba będzie płacić pewien haracz Niemcom, dopasowując do ich gospodarki swoją – gosp. zależana). Ale to jest na nabliższy czas jedyna szanasa przetrwania tych państw (Europy Wsch.). Alternatywą jest angieslska polityka wciągnięcia Europy wsch. zwłaszcza Polski do wojny z Rosją na Ukrainie i w szybkiej perespektywie wciągnięcie Polski i innych państw w wojnę nuklearną. Dlatego wobec Mitteleuropy na dziś nie ma alternatywy. Niestety. Wszyscy zwolennicy Polin i Ukropolin to czysta agentura angielska i tragedia dla Polski, gorsza niż II wojna światowa. Dlatego uważam, że nad Polską czuwa jednak opatrzność, czego przykładem jest wygranie wyborów przez Tuska, a co za tym idzie przetrwanie Polski.

  6. „UkroPol” to konstrukt zdziecinniałych geopolityków albo rosyjskich agentów wpływu niewart powtarzania ani oceny. Dla Dmowskiego Ukraina była koniem trojańskim Austrii, a później Niemiec, w celu osłabienia Rosji i Polski. Dodatkowo Rosja (carska lub biała, a nawet bolszewicka) w zamyśle Dmowskiego miała gwarantować wersalską granicę z Niemcami. Nie mogła jej gwarantować zorientowana na Berlin ówczesna Ukraina.. Zatem Dmowski odmawiał poparcia ukrainizmowi ze względów stricte geopolitycznych, które dziś nie występują. Po pierwsze niesporna jest wschodnia granica Polski i bezpieczna (na razie), granica zachodnia. Po drugie, Ukraina jest ważna jako bufor przed wpływami rosyjskimi mającymi pretensje do ekspansji do granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, nieprawdaż ? Zatem problem, Panie Profesorze, nie leży w realiach II RP, które dziś nie występują. Dylemat współczesny leży w realiach Pierwszej RP, tych sprzed ugody perejasławskiej. Mianowicie, w zaprzepaszczanej obecnie przez rząd PiS „unii hadziackiej”, ale, tylko i aż, w wymiarze cywilizacyjnym i gospodarczym. Czyli geopolityczna gra idzie dzisiaj o to – w naszej rywalizacji z Niemcami o wyjście z pułapki „średniego rozwoju” i przełamania „dualizmu na Łabie” – które państwo, czy Polska najbliższy duży sąsiad Ukrainy, czy potężne gospodarczo Niemcy, wyciągną większe korzyści z Ukrainy dla wzmocnienia swojego potencjału rozwojowego w najbliższych dekadach. Przez beznadziejnie głupią w ostatnich miesiącach politykę zagraniczną rządu PiS, dziś ugodę perejasławską zastępuje ugoda brandenburska.

    1. Fałszywe postrzeganie teraźniejszości przez pryzmat historii jest matką złej polityki. Po pierwsze, trzeba sobie zadać pytania czym jest obecna Polska, czym są obecne Niemcy, czym jest obecna Rosja i czym jest tzw. „Ukraina”. Po pierwsze zacznijmy od nas, od Polski. Polska obecna jest wprost kolonią gospodarczą Niemiec. To niemieckie koncerny przemysłowe prowadzą w Polsce fabryki a koncerny handlowe sklepy spożywcze, a nie odwrotnie. Możliwości polityki państwa są ograniczone zasobami które na jej rzecz jest w stanie zapewnić jego ekonomia. A tymczasem nie dość że nie jesteśmy w żaden sposób w stanie ekonomicznie przeciwstawić się polityce niemieckiej, to jeszcze naszą gospodarką tą politykę wspieramy, czy to się nam podoba czy nie. Pieniążki które Niemcy wydają na cele Ukrainy pochodzą m. in z tego że Polak idzie na zakupy do Lidla i Kauflandu, wydając tam pieniądze zarobione w fabryce Volkswagena lub MANa. I uświadamiając sobie to, widzimy że snucie sobie bajek o „geopolityce” i ubliżanie tym którzy ich nie podzielają od „agentów wpływu” nie ma żadnego sensu. Czym są współczesne Niemcy, wyjaśniliśmy sobie mniej więcej również w poprzednim punkcie, wypada dodać też że obecne Niemcy, nawet realizując własne ambicje są jednym z filarów hegemonii USA w Europie(widzianej oczami amerykańskiego stronnictwa lewicowo-liberalnego skupionego wokół Demokratów), na tej zasadzie że federacyjne superpaństwo na bazie UE pod przewodnictwem Niemiec to twór który łatwiej jest kontrolować niż kilkanaście mniejszych i większych osobnych państw. Czym jest obecna Rosja? Jest mocarstwem regionalnym w fazie defensywnej. Patrząc bez propagandowych i uczuciowych okularów, widać że tak naprawdę nie wykazuje żadnych skłonności realnie ekspansjonistycznych, prowadzi politykę skrajnie kunktatorską a nawet jej agresywne działania powodowane są raczej próbami obrony obecnego stanu posiadania, niż jego rozszerzenia. Bo czy państwo prowadzące przemyślaną politykę ekspansji wpadłoby na tak idiotyczny pomysł jak rozpoczęcie wojny agresywnej bez elementarnego przygotowania, siłami słabszymi od sił przeciwnika? A już zakładając realne dążenia obecnej Rosji do wciągnięcia Polski w swą strefę wpływów, to coś powinno przecież za nimi iść – próby stworzenia prorosyjskiej siły politycznej o realnych wpływach, szeroka i ukierunkowana praca propagandowa. A tego nie ma, ba, tak naprawdę Rosja nie prowadzi czegoś takiego nawet wobec państw gdzie ma realne wpływy i realne poparcie. Dlatego istnienie realnego zagrożenia dla Polski ze strony Rosji w chwili obecnej możemy również włożyć między bajki, również dlatego że, w przeciwieństwie do niektórych innych państw jesteśmy członkiem wielkiego bloku wasali amerykańskich, jakim jest NATO. I na koniec, czym jest obecna „Ukraina”? Otóż, jest przedmiotem. Przedmiotem w stopniu o wiele większym niż Polska, przedmiotem polityki mocarstw, z władzami wprost osadzonymi przez owe mocarstwa. Przypisywanie jakichkolwiek zdolności sprawczych czy to Żeleńskiemu, czy komukolwiek z ichnich elit władzy jest śmieszne, bo to właśnie Żeleński oraz jego otoczenie polityczne, wywodzące się wprost z różnych organizacji Sorosa to narzędzie, za pomocą którego USA i „kolektywny Zachód” spacyfikowały lokalnych oligarchów, w epoce pomajdanowej uosobianych przez Poroszenkę, którzy rzeczywiście usiłowali prowadzić jakąś własną, niezależną politykę. Patroni każą owemu rosyjskojęzycznemu Żydowi-ateiście kochać Polskę to będzie ją kochał, każą mu kochać Niemcy to będzie kochał Niemcy, ale samemu nie ma on nic do gadania, bo gdy będzie skakał to wymieni się go na jakąś inną znaną postać, zdolną do bycia propagandowym symbolem oporu. Ale my, Polska, od samego początku byliśmy w stanie naszą polityką wpłynąć na decyzję USA, za pomocą kogo Ukraina będzie kontrolowana. Mogliśmy uzyskać od USA zapewnienie naszych najistotniejszych interesów w tym parapaństwowym tworze ideologiczno-mafijnym. Ale tylko w jeden sposób – poprzez wstrzymanie się od pomocy militarno-ekonomicznej i utrudnianie tranzytu tejże. Postawienie sprawy jasno – albo zmusicie wasze, osadzone przez was władze Ukrainy do ochrony interesów Polski, albo rozpoczynamy remont pasa w Jasionce i wyciągamy popcorn… Ale nie, trzeba było się przy poklasku narodu ogłosić „sługami Ukrainy”, rozdawać bezmyślnie zasoby własnej armii, przejąć ukraińską propagandę jako własną i na końcu płacz że nikt nas nie szanuje, że karzełek w dresach się z nas śmieje i kocha się z Niemcami, pomniki Bandery rosną a esesmani występują w zachodnich parlamentach. Ale żeby było jeszcze tego mało, są u nas w Polsce ludzie którzy twierdzą że problemem jest to że zbyt mało przed wUkrainą się płaszczymy, bo jak się będziemy płaszczyć więcej to oni zrobią z nami unie hadziackie…

    2. No nie, unia hadziacka! To może szanowny Pan odwoła się do zajęcia Kijowa przez Bolesława Chrobrego w 1017 r.!. A tak na poważnie: jak tak beznadziejnie można kombinować by tylko utrzymać sojusz i współpracę z Ukrainą, która w obecnych warunkach (anno domini 11.2023) jest dla nas śmiertelnym zagrożeniem, które może w krótkim czasie doprowadzić Polskę do wojny z Rosją i naszą zagładę. No cóż, rozumiem, że Pan ma kłopoty z logicznym myśleniem, ale czy Pan po prostu ma tak małą wyobraźnię, że nie boi się wojny i zagłady Polski, a więc i Pana i pańskiej rodziny. Przed tym zagrożeniem może nas uratować UE (i w zasadniczej części Niemcy), ale koszty sojuszu z UE, są praktycznie żadne na tle „unii hadziackiej”, a tak naprawdę wojny Polski na Ukrainie z Rosją (bo przecież jest już chyba dla wszyskich oczywiste, że mięso armatnie ukraińskie się kończy, a więc trzeba wysłać niebawem na front mięso polskie!). Nie wiem, ale wspierać sojusz polsko -ukraiński (ukropol) może tylko zagorzały wróg Polski lub skączony głupek, niestety.

      1. @Wrocławski. Niepotrzebna Pańska gorączka, unia hadziacka to była metafora, przytoczona przeze mnie w cudzysłowie. Napisełem, że Polska PiS przez głupią politykę zagraniczną przegrywa Ukrainę (po sporych inwestycjach, m.in. w ukraińską armię), gdyż istota problemu ukraińskiego dotyczy w istocie stosunków i rywalizacji polsko-niemieckiej, mianowicie które państwo, Polska czy Niemcy, wyciągnie większe korzyście z Ukrainy w najbliższych 20 latach, nawet nie w wartościach bezwzględnych tylko w proporcji do zainwestowanego kapitału. Kaczyński et consortes i inni Bunikowscy proponują politykę, która zwiększyłaby w najbliższej dekadzie dystans potencjałów Polski i Niemiec zamiast go zmniejszyć. Kto zatem, panie Wrocławski, jest faktycznie głupi ?

        1. Jarek pisze – „gdyż istota problemu ukraińskiego dotyczy w istocie stosunków i rywalizacji polsko-niemieckiej, mianowicie które państwo, Polska czy Niemcy, wyciągnie większe korzyście z Ukrainy w najbliższych 20 latach, nawet nie w wartościach bezwzględnych tylko w proporcji do zainwestowanego kapitału”. Ten tekst to zupełna kpina z historii współczenych stosunków polsko-niemieckich czy szerzej w Europie środkowo-wsch. Pan tak naprawdę na serio? O jakiej rywalizacji polsko-niemieckiej na Ukrainie jest mowa!. Polska nie jest żadnym patnerem dla Niemiec w czymkolwiek, a zwłaszcza w rywalizacji o Ukrainę. To jest jakaś karkołomna próba zagmtwania dość prostej sytuacji politycznej i za wszelką cenę wciągnięcia Polski do wojny na Ukrainie pod hasłem: walczymy o jakieś korzyści. Otóż proszę przyjąć do wiadomości, że Polska nie jest żadnym podmiotem politycznym, który walczy na Ukrainie o jakiekolwiek korzyści z Niemcami. Polska jest instrumentem, który w niepolskim intersie ma być wykorzystany w wojnie USA z Rosją na Ukrainie i to wszystko. Pan nas mami jakimiś intersami, a to wszystko ma się skończyć w jeden sposób: hekatombą narodu polskiego i jego ostateczną likwidacją. Ale by durne polskie mięso armatnie wprowadzić na wojenną ścieżkę, należy go mamić mitycznymi korzyściami na Ukrainie w rywalizacji z Niemcami. Nie, Pan rzeczywiście nie jest głupi….

          1. „Pan nas mami jakimiś intersami, a to wszystko ma się skończyć w jeden sposób: hekatombą narodu polskiego i jego ostateczną likwidacją.”

            Panie Wrocławski, niestety nie pomogę na skołatane nerwy. Za dziesięć lat zobaczymy jak Polska I Niemcy będą sobie radzić na prawobrzeżnej Ukrainie, bo lewobrzeżna będzie w orbicie Rosji.

  7. „Patroni każą owemu rosyjskojęzycznemu Żydowi-ateiście kochać Polskę to będzie ją kochał, każą mu kochać Niemcy to będzie kochał Niemcy, ale samemu nie ma on nic do gadania, bo gdy będzie skakał to wymieni się go na jakąś inną znaną postać, zdolną do bycia propagandowym symbolem oporu.”

    @aninim. Teza wydumana nie mająca potwierdzenia w rzeczywistości. 22.02.2022 r. Amerykanie zaproponowali Zełenskiemu wywózkę z Kijowa, który tę opcję rydzowo-beckową odrzucił dowodząc, że jest prawdziwym przywódcą. Niestety Polacy pracujący dla MANa i kupujący w Lidlu nie bardzo rozumieją, że pomimo dużych gospodarczych wpływów niemieckich w Polsce to Warszawa ma swoje priorytety w polityce krajowej i zagranicznej, które z budżetem 8 razy mniejszym od niemieckiego może realizować. Więcej optymizmu i mniej samobiczowania się życzę anonimom patrzącym na Polaków pracujących dla firm niemieckich i kupujących w Aldiku, jakby w II RP nie było co niemiara firm z kapitałem zagranicznym, gdyż polskiego kapitału po zaborach, jak dziś po PRLu, po prostu nie było.

    1. A skąd wiesz co w rzeczywistości Amerykanie proponowali i komu? Tego w rzeczywistości nie wie nikt poza osobami bezpośrednio zaangażowanymi. Za to fakt że otoczenie tzw. prezydenta tzw. Ukrainy stanowią w dużej mierze sorosoidy można łatwo stwierdzić przyglądając się oficjalnym życiorysom niektórych postaci. Bo przepraszam, może słabo u mnie z wiarą w ludzi ale w to, że jakiśtam kabareciarz znany ze skeczów typu gra narządem płciowym na fortepianie tak nagle, sam z siebie okazuje się zdolnym politykiem i wielkim przywódcą. A nawet jeśli okazał się samoistnym „mocnym charakterem”, to możliwości jego władzy są nikłe wobec tego że całe jego państwo i cała jego armia funkcjonuje dzięki finansowaniu zewnętrznemu. Jedno kiwnięcie palcem prezydenta USA i miesiąc później Putin odbiera paradę we Lwowie. Zauważenie oczywistej słabości Polski jako państwa to nie jest żadne samobiczowanie się. To również stwierdzenie faktu. Podstawą siły politycznej każdego państwa jest jego siła ekonomiczna. Państwo zależne ekonomicznie od innych państw nie może prowadzić samodzielnej polityki, a swoje interesy może realizować tylko wtedy, kiedy jest państwom patronackim do czegoś potrzebne. Zaś bezwarunkowa ukrainofilia i rusofobia definiowana jako priorytet polityki Polski gwarantuje, że państwa od których jesteśmy uzależnieni dostają od nas wszystko czego potrzebują, nie wkładając od siebie nic.

      1. „Zauważenie oczywistej słabości Polski jako państwa to nie jest żadne samobiczowanie się.”

        Jest samobiczowaniem się krytyka państwa, w którym się żyje i które musi funkcjonować i rozwijać się, mając na zachodzie sąsiada ponad dwukrotnie liczniejszego i ośmiokrotnie zamożniejszego. Czyli, żadnych konstruktywnych rozwiązań i propozycji, tylko płacz i samobiczowanie się, to zresztą częsta postawa rodaków na tym portalu. Stąd tęskonota i podziw dla systemów autorytarnych Białorusi i Rosji, tam wszystko wicie funkcjonuje znakomicie. Wszak nie ma żadnej różnicy między wioską rosyjską i holenderską, nieprawdaż ? Zapewniam, że od wejścia Polski do EU wieś polska coraz bardziej przypominna wieś holenderską. Problem polega na tym, że są politycy którzy chcą ten trend odwrócić (Kaczyński, Ziobro et consortes).

        1. Jeszcze raz – krytyka państwa w którym się żyje to rzecz konieczna, bo jeśli nie krytykujesz samego siebie i żyjesz w samozadowoleniu to kończysz jak nieprzymierzając Rosja, albo Izrael. Konstruktywne rozwiązania i propozycje są oczywiste – w polityce wewnętrznej budować polskie sklepy i polskie fabryki, a w polityce zewnętrznej zmuszać naszych patronów do zapłaty za nasze usługi jako wasala, jak można to uczynić przykład dają Węgry. A jeśli już porównywać wsie, to szkoda tylko iż ów „rozwój” to w dużej mierze kredyty, a masowe ruchy niezadowolenia wielkorolnych nie biorą się z niczego… Rosyjska wieś to trochę szerokie pojęcie, zapewniam że i w Rosji są wsie bardziej przypominające holenderskie niż polską wieś w świętokrzyskiem czy na Podlasiu. Ba, średnia wieku zarejestrowanego samochodu w Rosji jest niższa niż w Polsce jak już tak się chcesz przerzucać stereotypami. Problem tylko w tym że sam poziom konsumpcji wśród ludności to nie jest żaden miernik realnej siły ekonomicznej państwa. Choćby przeciętny Polak miał 3 samochody a przeciętny Niemiec jeden, to i tak Niemcy będą górą jeśli Polak zarobi na te swoje samochody w fabryce Volkswagena i będzie jeździł nimi na zakupy do Lidla. Polska zaś będzie górą, gdy przedsiębiorstwa z polskim kapitałem będą w stanie zapewnić nam stabilność gospodarczą w oderwaniu od Niemiec…

          1. „Polska zaś będzie górą, gdy przedsiębiorstwa z polskim kapitałem będą w stanie zapewnić nam stabilność gospodarczą w oderwaniu od Niemiec…”

            Czyli komu zapewnić „stabilność gospodarczą w odrewaniu od Niemiec” ? Nam, czyli komu ? Handel detaliczny wielkopowierzchniowy jest w rękach kapitału zachodniego (niemeckiego, francuskiego, portugalskiego) i nie ma wielkiego polskiego kapitału, aby to zmienił. Dziś portugalska Biedronka zaciekle walczy o rynek z niemieckim Lidlem, Aldi i Kauflandem. Zadaniem państwa jest walka z cenami transferowymi, aby wielkie sieci handlowe płaciły wielkie podatki, zanim wytransferują swoje lipne koszty i dywidendy za granicę do firm macierzystych.
            Po drugie, nigdy nie czułem się wasalem ani Niemiec nie traktowałem jako „patrona” i radzę Ci, abyś się tymi słowami nie samobiczował.
            Po trzecie, Rosja jest znana z wysp nowoczesności, Moskwa, Petersburg, Innopolis oraz zapewne z wielu nowoczesnych wsi, tzw. potiomkinowskich.

  8. Klasyczne dla konserwatysty przeniesienie własnej autorytarnej mentalności na innych. Człowiek ukształtowany w świecie toksycznym sam staje się toksyczny i innych postrzega jako toksycznych. Podobnie złodziej, którego mentalność zbudowana została na lęku przed ograbianiem przez innych, a który uważa, że kradną wszyscy sam kradnie i nie widzi w tym najmniejszego moralnego problemu. Uznaje kradzież za własnoręczne wyrównanie sprawiedliwości społecznej. Wy sensie politycznym Europa funkcjonowała w tym mentalnym paradygmacie do II wojny światowej, ale tylko w częściach słabiej rozwiniętych gospodarczo, gdzie utrwalone były stosunki feudalne jak Niemcy. Naród niemiecki po traumie nazizmu długo omijał wszelkie skrajnie konserwatywne partie właśnie z taką autorytarną mentalnością. Niestety ostatnie czasy odrodziły te fobie w formie dość sprytnego konserwatywnego populizmu (faszyzm też był populizmem). Opisywanie stosunków między narodami w kategoriach przedwojennego prymitywizmu politycznego jest nieporozumieniem, a już twierdzenie, że Rosja z Niemcami tworzy jakiś pakt budowania niemieckiej dominacji w Europie centralnej, że określę bardzo delikatnie, mijają się ze zdrowym rozsądkiem. Rosja to świat archaiczny, dyktatura na wzór chińskiego możnowładztwa, które jest bliższe zakusom konserwatywnych autorytarystów niż zachodniego liberalnie-egalitarnego świata. Ten nowy świat nie potrzebuje dominacji, bo relacje społeczne zostały zbudowane na zupełnie nowych zasadach niż to funkcjonowało w dawnych czasach. Produkcja i handel, którego naturalnym środowiskiem jest miasto ukształtowały nowego człowieka, który chce sprzedawać każdemu komu się da, a nie bić się z każdym wokoło. Aby sprzedawać trzeba być koncyliacyjnym, sympatycznym i dobrze wyedukowanym, aby się bić trzeba być wyłącznie agresywnym i uzbrojonym po żeby. Im się jest bardziej aroganckim, groźnym i im bardziej napina się muskuły tym bardziej liczy się na to, że konkurent się przestraszy. Tak robią zwierzęta. Myślę, że człowiek wspiął się już na wyższy etap ewolucji, co prawda jeszcze nie wszędzie, ale wydaje się, że kierunki ewolucji są nieubłagane.

  9. Klasyczne dla konserwatysty przeniesienie własnej autorytarnej mentalności na innych. Człowiek ukształtowany w świecie toksycznym sam staje się toksyczny i innych postrzega jako toksycznych. Podobnie złodziej, którego mentalność zbudowana została na lęku przed ograbianiem przez innych, a który uważa, że kradną wszyscy sam kradnie i nie widzi w tym najmniejszego moralnego problemu. Uznaje kradzież za własnoręczne wyrównanie sprawiedliwości społecznej. Wy sensie politycznym Europa funkcjonowała w tym mentalnym paradygmacie do II wojny światowej, ale tylko w częściach słabiej rozwiniętych gospodarczo, gdzie utrwalone były stosunki feudalne jak Niemcy. Naród niemiecki po traumie nazizmu długo omijał wszelkie skrajnie konserwatywne partie właśnie z taką autorytarną mentalnością. Niestety ostatnie czasy odrodziły te fobie w formie dość sprytnego konserwatywnego populizmu (faszyzm też był populizmem). Opisywanie stosunków między narodami w kategoriach przedwojennego prymitywizmu politycznego jest nieporozumieniem, a już twierdzenie, że Rosja z Niemcami tworzy jakiś pakt budowania niemieckiej dominacji w Europie centralnej, że określę bardzo delikatnie, mijają się ze zdrowym rozsądkiem. Rosja to świat archaiczny, dyktatura na wzór chińskiego monowladztwa, które jest bliższe zakusom konserwatywnych autorytarystów niż zachodniego liberalnie-egalitarnego świata. Ten nowy świat nie potrzebuje dominacji, bo relacje społeczne zostały zbudowane na zupełnie nowych zasadach niż to funkcjonowało w dawnych czasach. Produkcja i handel, którego naturalnym środowiskiem jest miasto ukształtowały nowego człowieka, który chce sprzedawać każdemu komu się da, a nie bić się z każdym wokoło. Aby sprzedawać trzeba być koncyliacyjnym, sympatycznym i dobrze wyedukowanym, aby się bić trzeba być wyłącznie agresywnym i uzbrojonym po zęby. Im się jest bardziej aroganckim, groźnym i im bardziej napina się muskuły tym bardziej liczy się na to, że konkurent się przestraszy. Tak robią zwierzęta. Myślę, że człowiek wspiął się już na wyższy etap ewolucji, co prawda jeszcze nie wszędzie, ale wydaje się, że kierunki ewolucji są nieubłagane.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *